Ze spokojem do stolicy
Gerard Badia w klubie z Okrzei jest od prawie pięciu lat i doskonale wie, jak ważne i trudne zarazem, są mecze z Legią przy Łazienkowskiej. Katalończyk na myśl o tym, że sobotni mecz będzie miał ogromne znaczenie, czuje ekscytację i autentyczną radość. – Wolę grać mecze o taką stawkę z taką presją, a nie walczyć o utrzymanie w lidze. Jest zdecydowanie przyjemniej. Jedziemy ze spokojem do Warszawy, by walczyć o mistrzostwo Polski. Jak wygramy, to zabawa będzie do końca. Jak przegramy, to Legia będzie już prawie mistrzem. Wakacje już zaplanowałem, ale na razie o nich nie myślę – mówi w swoim stylu Gerard Badia.
Presja na Legii
Kapitan gliwiczan docenia jednak klasę rywala, bo trochę już spotkań z Legią widział… – Szykuje się bardzo zacięty mecz w sobotę. Legia w ostatnim czasie gra zdecydowanie lepiej niż wcześniej. Wydaje mi się, że oni zazwyczaj w pierwszych częściach sezonu nie prezentują pełni umiejętności. Często gubią punkty i mają problemy, ale w najważniejszych momentach sezonu to już inna drużyna – stwierdza „Badi” i dodaje. – Musimy zagrać tak, jak w ostatnich meczach. Jesteśmy mocni, gdy mamy piłkę, a przeciwnik biega za nią. To nam dodaje pewności siebie. Presja ciąży na Legii.
Pamiętam, że trzy lata temu, gdy zostaliśmy wicemistrzami Polski, graliśmy w Warszawie równie ważny mecz, przegraliśmy 0:4, ale Urosz Korun rozmawiał ze Stojanem Vranjeszem i on opowiadał, że przed meczem z nami było dużo stresu i nerwów. Oni nie mogą być spokojnie, bo jeszcze nic nie jest rozstrzygnięte. Wygraliśmy trzy mecze w rundzie finałowej i początek spotkania będzie bardzo ważny. Nie możemy rywalowi dobrze się poczuć na murawie.
Raz strzelił
Badia zna historię spotkań Piasta z Legią, ale poczuł smak radości po golu przy Łazienkowskiej oraz zdobytego punktu. – Nigdy nie wygraliśmy w Warszawie, bo tam… zawsze trudno się gra. Pamiętam jednak, że remisowaliśmy na Legii. A teraz? Trzeba zmieniać i pisać historię – uśmiecha się sympatyczny Katalończyk. Mecz, o którym pomocnik Piasta mówi, miał miejsce w 13 grudnia 2015 roku. Legia prowadziła po samobójczym trafieniu Brazylijczyka Heberta w 62 minucie. Goście z Górnego Śląska nie stracili jednak wiary i walczyli o wyrównującego gola. Padł on na 11 minut przed końcem, gdy gliwiczanie zamknęli gospodarzy we własnym polu karnym i nacierali z ogromną siłą.
W końcu na lewej stronie przedarł się Patrik Mraz i zacentrował na głowę Badii, który pojawił się na boisku w drugiej części meczu. Katalończyk główką pokonał Duszna Kuciaka. Jak będzie teraz? – Znamy swoją wartość, jedziemy z pewnością siebie – zapewnia Badia, który nie jest odosobniony w takim podejściu. – Presja ciąży na Legii, oni muszą zdobyć mistrzostwo Polski. Wiadomo, u siebie są bardzo mocni, ale w Gdańsku pokazaliśmy, że potrafimy dobrze radzić sobie na takich trudnych terenach. Wiem, że Piast jeszcze nie wygrał w Warszawie, ale w piłce wszystko jest możliwe – stwierdza z kolei Mikkel Kirkeskov.
Tu i teraz
Boczny obrońca Piasta wylicza cechy, które sprawiają, że drużyna, jak i kibice nie muszą obawiać się meczu z Warszawie. – Wygraliśmy już trzy mecze w rundzie finałowej i stać nas na kolejne zwycięstwa. Musimy wygrywać, jeśli chcemy zakończyć ten sezon w czubie tabeli. Psychicznie i fizycznie jesteśmy gotowi na to wyzwanie. Ostatnio graliśmy co kilka dni, ale ja lubię takie natężenie spotkań. Jesteśmy dobrze przygotowani pod względem kondycyjnym, udowodniliśmy to już wiele raz w tym sezonie. Zasada jest prosta. Każdy daje z siebie maksimum, a gdy opada z sił, zastępuje go ktoś inny, który również daje sto procent – przekonuje Duńczyk, dla którego nie liczy się nic, oprócz sobotniego meczu z Legią. – Zapewniliśmy sobie start w europejskich pucharach, ale teraz nikt o tym nie myśli. Tematem numer jeden jest sobotni mecz z Legią. Gramy jeden z decydujących meczów tego sezonu. Pełna koncentracja i mobilizacja na ten mecz – dodaje rudowłosy piłkarz.
Pokaże lepszą wersję
Kirkeskov nie tylko w porównaniu do poprzedniego sezonu wykonał ogromny postęp, ale według opinii wielu piłkarskich ekspertów i kibiców, stał się czołowym lewym obrońcą ekstraklasy. On i Filip Mladenović z Lechii wyróżniają się najbardziej. – To miłe, że wielu ludzi tak uważa. Nie lubię się porównywać z innymi. Uważam jednak, że ja i Filip trochę się różnimy stylem gry, trochę inaczej akcentujemy swoją grę. Wiem, że on jest świetny, ale teraz skupiam się na pokazaniu najlepszej wersji… Mikkela Kirkeskova – mówi Duńczyk, którego pytamy, czy to jego najlepszy sezon w karierze? – Nie… zastanawiałem się nad tym. Zawsze chcę być lepszy i wiem, że stać mnie na więcej. Jednak na pewno za mną i za drużyną dobry sezon – odpowiada 27-latek.
Na zdjęciu: Gerard Badia strzelił w przeszłości gol na wagę remisu. Teraz czas na zwycięstwo!
ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH
e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ