Zjazd PZPN. Miliony – silny argument

 

Do Warszawy zjadą dzisiaj działacze-delegaci PZPN, by wysłuchać sprawozdania za rok 2018, a będzie mowa nie tylko o części sportowej, lecz także finansowej.

Po prawdzie, w odniesieniu do tej drugiej kwestii naprawdę jest się czym chwalić. Przychody PZPN (podajemy za red. Antonim Bugajskim z „Przeglądu Sportowego”) wyniosły ok. 240 mln zł, czyli o 32 mln zł więcej niż w roku 2017. Sam wyjazd na mistrzostwa świata do Rosji – jak nam tam poszło, wiadomo – dał przychody rzędu blisko 40 mln, przy czym koszty wyniosły ok. 15,5 mln zł. Sam tylko ten fakt pokazuje, jak wielkim biznesem jest piłka nożna i ile można na niej zarobić, niekoniecznie osiągając wielki sukces; wystarczy sam fakt kwalifikacji do znaczącej imprezy. No ale sukces to już rzeczywiście kasa ogromna, ale akurat o tym niekoniecznie trzeba komukolwiek przypominać.

W tym świetle fakt, że zebranie sprawozdawcze PZPN odbędzie się kilka dni po tym, jak nasza kadra definitywnie zapewniła sobie prawo uczestnictwa w finałach Euro 2020, z czym oczywiście wiązać się będą kolejne sute transze finansowe, może być władzom piłkarskiej centrali wyjątkowo na rękę, na swój sposób je wzmacniając.

Emocje buzują…

Znawcy tematu zastanawiają się jednak, czy zjazd przebiegnie bez większych emocji, czy też pojawią się punkty zapalne, które rozgrzeją delegatów i w jakimś sensie zachęcą do krytyki poczynań PZPN. Takim punktem zapalnym może być pozbawienie prawa do prowadzenia rozgrywek IV ligi i klas niższych okręgowych związków piłki nożnej (w woj. śląskim dla przykładu są to Częstochowski OZPN i Bielsko-Bialski OZPN) i przeniesienie ich w zakres kompetencji wojewódzkich ZPN, co uchodzi za przejaw pozbawienia OZPN-ów racji istnienia. Czy i w jakim duchu ktokolwiek na zjeździe będzie ich bronić?

Druga sprawa, na którą zwrócił uwagę Antoni Bugajski, wiąże się z planem przegłosowania poprawki do statutu, zakładającej zniesienie zasady, że prezesem PZPN można być najwyżej przez dwie następujące po sobie kadencje. Rzecz w tym, że taką poprawkę już przegłosowano, ale… przed rokiem. Tyle tylko, że zapomniano wpisać ją do statutu. Zapomniano w PZPN, zapomniano w sądzie, zapomniano w Ministerstwie Sportu,. I właśnie dlatego dzisiaj poprawka ponownie stanie na porządku dnia.

Co z tą trzecią kadencją

Dwukadencyjność to oczywiście szerszy problem, na swój sposób polityczny, wiążący się z ideą dwukadencyjności również m.in. władz samorządowych (chociaż już nie parlamentarnych), co zresztą na różnych szczeblach rodzi polemiki i właściwie nie wiadomo, czy ustawodawca w bliższej czy dalszej perspektywie nie dojdzie do wniosku, że takie ograniczenia są bez sensu. Tak czy owak głosowanie nad tą poprawkę sprawia, że znów pojawią się dyskusje, czy nie jest to „robione” pod Zbigniewa Bońka, którego kadencja – druga już – kończy się za rok i być może miałby apetyt na kolejną.

W tym miejscu warto przypomnieć, co prezes PZPN powiedział przed rokiem na łamach „Sportu”: – Wybory w związku odbędą się w poniedziałek, 26 października 2020 roku i ja nie będę startował, gdyż w świetle obowiązującego prawa nie mogę. A to stanowi najlepszy dowód, że ten zapis nie jest wprowadzany pod Bońka.

Zbliżone pytanie – co będzie, jeśli ustawodawca przed 2020 dopuści trzecią z rzędu kadencję prezesów związków sportowych – zadał wówczas prezesowi portal sport.pl. I padła odpowiedź: – A kto mówi, że ja wtedy będę chciał się ubiegać o ponowny wybór? Kto chce tu szukać sensacji, niech szuka. Ale ta poprawka emocji na sali nie wywołała. Co innego byłoby, gdybyśmy np. głosowali poprawkę umożliwiającą powiększenie ekstraklasy do 18 drużyn.

Jeszcze nie czas

Uwzględniając tempo życia politycznego w Polsce, w tym również „ustawodawczą biegunkę”, z jaką mieliśmy w polskim parlamencie do czynienia przez minione cztery lata, trudno wykluczyć, że i ustawa o sporcie zostanie znowelizowana w ten sposób, że wprowadzi m.in. prawo do trzeciej z rzędu kadencji prezesa związku sportowego, co automatycznie – za sprawą nadrzędności ustawy – zmieni prawo związkowe, bez konieczności dostosowywania statutu.

Uwzględniając, że obie kadencje Zbigniewa Bońka znaczone są kolejnymi awansami polskiej reprezentacji do najważniejszych imprez i że wiąże się to ze wspomnianymi wyżej smakowitymi wpływami finansowymi – a cóż może być radośniejszego i przyjemniejszego – być może sam prezes, z bardzo dużą częścią wspierającego go środowiska, uzna, że przygody z PZPN-em nie czas jeszcze kończyć i że może warto przynajmniej tę jeszcze jedną kadencję spędzić na fotelu prezesa. No ale odpowiedzi na te pytania przyniesie czas.

 

Na zdjęciu: Wielu ludzi w środowisku piłkarskim zadaje sobie pytanie, czy rzeczywiście Zbigniew Boniek miałby chrapkę na trzecią kadencję.