„Złoty” punkt?!

Wtorkowe spotkanie z Włochami, najprawdopodobniej, zadecyduje czy biało-czerwoni znajdą się w elicie.


Huśtawkę nastrojów przeżywali polscy hokeiści w mistrzostwach świata Dywizji 1A w Nottingham. W inauguracyjnym spotkaniu wygrali wysoko z Litwą 7:0, zaś w kolejnym ulegli gospodarzom 4:5 po dogrywce i na dodatek w dość kontrowersyjnych okolicznościach. Ten punkt może okazać się „złoty” – stwierdził po meczu trener reprezentacji, Robert Kalaber. Dzisiaj, najprawdopodobniej, w meczu z Włochami rozstrzygną losy biało-czerwonych w tym turnieju. Zwycięstwo może ich przybliżyć do wymarzonego awansu, zaś porażka definitywnie przekreśli marzenia o elicie.

Hat trick Wronki

Trochę obawialiśmy się inauguracyjnego spotkania z Litwą, choć byliśmy przekonani, że zespół jest dobrze przygotowany. Przebieg meczu przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania, bowiem biało-czerwoni rozpoczęli od mocnego uderzenia i na dobrą sprawę na początku 8 min losy tej potyczki zostały rozstrzygnięte. Mantas Armalis, litewski bramkarz, był postrzegany jako najsilniejsze ogniwo litewskiego zespołu, a tymczasem szybko został „ugotowany” przez naszych hokeistów.

Podczas zgrupowań szkoleniowcy mocno uwagę zwracali na grę w przewadze oraz w osłabieniu. Te elementy trenowali nie tylko na lodzie, ale również analizowali podczas licznych seansów wideo. Przyniosło to wymierne korzyści, bowiem z sześciu przewag wykorzystali cztery. Dwa razy graliśmy w osłabieniu, ale przeciwnicy niewiele mogli zwojować, bowiem solidnie broniliśmy dostępu do bramki Johna Murraya. Nie miał on wiele pracy w tym spotkaniu, bowiem miał zaledwie 9 skutecznych interwencji, zaś jego vis-a-vis – 27. To zestawienie świadczy o wysokiej przewadze biało-czerwonych.

Polski zespół wykonał solidną robotę, a powody do radości miał Patryk Wronka, który zaliczył hat tricka oraz dwie asysty. Napastnik rodem z Nowego Targu po meczu śmiał, że on tylko dobijał krążek już do pustej bramki. To też trzeba umieć i przede wszystkim posiadać intuicję, by znaleźć się w odpowiednim miejscu.

Po tej wysokiej wygranej nikt nie chodził głową w chmurach, bo wszyscy zdawali sobie sprawę, że skala trudności w kolejnym spotkaniu zdecydowanie wzrośnie.

Wściekli na świat

Wszyscy doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z wagi spotkania z Brytyjczkami. I może to sprawiło, że nasi hokeiści wyszli dziwnie usztywnieni i szybko oddali inicjatywę rywalom. Trudno się dziwić, że przez dwie tercje Murray miał pełne ręce roboty i Brytyjczycy oddali aż 34 strzały na jego bramkę. A my zaledwie 11 razy zatrudnialiśmy Bena Bowensa. W tej sytuacji trudno się dziwić, że przegrywaliśmy po 40 min 1:3 i nic nie wskazywało, by losy tego meczu mogłyby się odwrócić. – W tym momencie punkt brałbym w ciemno – wyznał po meczu słowacki szkoleniowiec.

To prawda, bo gospodarze wyraźnie dominowali na tafli i, co najważniejsze, prowadzili już 3:1. Na dodatek w 31:54 min nastąpił ważny moment meczu. Paś, zdobywca pierwszego, efektownego gola i niewątpliwie jeden z czołowych zawodników biało-czerwonych, nie wytrzymał nerwowo i w ferworze walki rzucił rywala na bandę. Sędziowie po dość długiej analizie wideo uznali, że ten faul kwalifikuje się na karę meczu. W tym momencie znaleźliśmy w trudnej sytuacji i trener przesunął Marcina Kolusza do ataku. Ten manewr, jak się później, był dobrym posunięciem. W 5-minutowym osłabieniu, na szczęście, straciliśmy tylko jednego gola.


Czytaj także:

W przerwie między tercjami mieliśmy minorowe nastroje, bo nie było żadnych przesłanek, by losy meczu mogły się odmienić. A tymczasem zobaczyliśmy odmienionych naszych hokeistów, walczących i, co najważniejsze, skutecznych. Paweł Zygmunt oraz Kamil Wałęga, dwaj młodzi, gniewni i głodni sukcesu doprowadzili do remisu 3:3. Jednak Mike Hammond wyprowadził gospodarzy na prowadzenie.

W 59:07 trener Kalaber zdecydował się na wycofanie bramkarza, zaś 5 sek. później Fraszko doprowadził do remisu, ale jego fundamentem było uderzenie Kolusza z daleka. W dodatkowym czasie było sporo emocji i okazji, by zmienić wynik spotkania. W 62:14 min nastąpiła mocno kontrowersyjna sytuacja i Murray za zahaczanie otrzymał karę i kilkanaście sekund później Brytyjczycy zdobyli zwycięską bramkę.

Trener Kalaber po meczu bezradnie rozkładał ręce i nawet chciał rozwodzić się nad decyzją. Wielu obserwatorów jest przekonany, że przewinienia naszego bramkarza nie było. Sędziowie, naszym zdaniem, mogli, lecz nie musieli karać Murraya. On dość często w meczach ligowych tak wywija kijem i arbitrzy różnie to interpretują.

Straciliśmy cenne punkty i jesteśmy w nieco gorszej sytuacji. Niemniej jeszcze nic straconego, wszak dzisiejsze spotkanie z Włochami może mieć kluczowe znaczenie dla końcowego układu tabeli. Zwycięstwo biało-czerwonych zwiększa szansę na premiowane miejsce. Na pewno łatwo nie będzie. Przede wszystkim trzeba zacząć mecz w zupełnie innym stylu jak z Brytyjczykami. Biało-czerwoni muszą przejąć inicjatywę i od początku szukać swoich szans. A wówczas…


Na zdjęciu: Patryk Wronka w meczu z Litwą zaliczył trzy gole oraz dwie asysty, ale z Brytyjczykami już nie był tak skuteczny.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus