Zmarnowana szansa

To był mecz dwóch różnych połówek. Śląsk dobrze zaczął i wydawało się, że przerwie swoją passę trzech wyjazdowych porażek z rzędu. Lechia zdążyła się jednak obudzić.


Gdańszczanie szczycili się przed tym spotkaniem, że murawa na ich stadionie została wymieniona, dzięki czemu obu drużynom zostały stworzone godne warunki do gry w piłkę. W pierwszej połowie lepiej na boisku czuli się jednak przyjezdni, którzy po 45 minutach zasłużenie prowadzili.

Mistrzowie połówek

Skłamałby ten, kto stwierdziłby, że pierwsza część meczu przyniosła wiele emocji. Przesadnie dużej liczby sytuacji nie było, a jeśli już ktoś zagrażał, był to Śląsk. W 17. minucie Fabian Piasecki trafił do siatki, lecz przy przyjęciu pomagał sobie ręką, co nie umknęło uwadze sędziego.

Dopiero chwilę później król strzelców I ligi faktycznie udowodnił swoją przydatność i odegrał klepkę do Mateusza Praszelika, który zgrabnie obsłużył podaniem prostopadłym Roberta Picha. Skrzydłowy Śląska długo się nie namyślał, kropnął jak z armaty i zdobył swoją czwartą bramkę w sezonie – a Praszelik zapisał na koncie czwartą asystę.

Siódmy raz z rzędu piłkarze trenera Vitezslava Laviczki nie stracili gola w pierwszej połowie. Organizacja ich gry mogła się podobać, czego nie można było powiedzieć o Lechii. Po przerwie jednak sytuacja wyraźnie się zmieniła i do głosu zaczęli dochodzić gospodarze, neutralizując atuty WKS-u.

Super joker

W 56. minucie trochę szczęśliwe wyrównanie gdańszczanom dał aktywny Conrado, ale naprawdę dziać się zaczęło dopiero po godzinie gry. Stłamszony Śląsk nie popisał się w ustawieniu defensywy, a Conrado perfekcyjnym dograniem z lewej strony dostarczył piłkę do niezawodnego Flavio Paixao. Był to 7. gol Portugalczyka w barwach Lechii przeciwko (jego byłej) drużynie z Wrocławia.

Śląsk próbował otrząsnąć się i wrócić do formy sprzed przerwy, ale nie umiał znaleźć sposobu na przebudzonych gospodarzy. Udało mu się jednak wyrównać w 79. minucie, kiedy bombą z rzutu wolnego popisał się Bartłomiej Pawłowski, wykorzystując złe ustawienie muru ułożonego przez Zlatana Alomerovicia.

Remis, patrząc po przebiegu meczu, nie mógł zadowalać żadnej ze stron, więc już w 82. minucie gola dla Lechii, po asyście Conrado, zdobył Łukasz Zwoliński – obok głowy którego przeleciała piłka przy wolnym Pawłowskiego! Była to zresztą kolejna sytuacja, kiedy swoim ustawieniem nie popisali się obrońcy Śląska, z łamiącym linię Israelem Puerto na czele. Zwoliński zaś zdobył swoją 10. bramkę w tym roku kalendarzowym, a 7. ustrzeloną po wejściu z ławki.

Wrocławianie mogą pluć sobie w brodę, bo mieli udaną pierwszą połowę. Lechia pamiętała jednak, że mecz trwa 90 minut.


Lechia Gdańsk – Śląsk Wrocław 3:2 (0:1)

0:1 – Pich, 20 min (asysta Praszelik), 1:1 – Conrado, 56 min, 2:1 – Paixao, 66 min (asysta Conrado), 2:2 – Pawłowski, 79 min (rzut wolny), 3:2 – Zwoliński, 82 min (asysta Conrado)

LECHIA: Alomerović – Fila, Nalepa, Kopacz, Pietrzak – Saief (69. Zwoliński), Kubicki, Kałuziński (90+1. Tobers) – Mihalik (86. Haydary), Paixao, Conrado (86. Żukowski). Trener Piotr STOKOWIEC. Rezerwowi: Kuciak, Maloca, Urbański, Gajos, Egy.

ŚLĄSK: Putnocky – Celeban, Puerto, Tamas, Stiglec – Mączyński, Sobota (65. Pałaszewski) – Zylla (67. Pawłowski), Praszelik (77. Samiec-Talar), Pich (77. Makowski) – Piasecki (73. Exposito). Trener Vitezslav LAVICZKA. Rezerwowi: Szromnik, Pawelec, Cotugno, Musonda.

Sędziował Krzysztof Jakubik (Siedlce). Żółte kartki: Kopacz (19. faul), Saief (37. faul), Nalepa (77. zagranie ręką) – Celeban (63. faul).
Piłkarz meczu – CONRADO


Na zdjęciu: Gol i dwie asysty – Conrado wyróżnił się wczoraj na tle pozostałych zawodników.

Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus