Zmiennicy nie błysnęli

Mistrz Polski po odpadnięciu z eliminacji Champions League musiał przełknąć gorycz pierwszej w sezonie ligowej porażki.

Aleksandar Vuković chyba nieco przeszarżował. Jako że drużyna miała w nogach przegrany w środę po dogrywce mecz eliminacji Ligi Mistrzów z Omonią Nikozja, wystawił w sobotni wieczór skład złożony w części z rezerwowych: Wiliama Remy’ego, Luisa Rochy, Pawła Stolarskiego, Mateusza Hołowni czy Bartosza Kapustki. Na „efekty” tej polityki personalnej nie trzeba było długo czekać.

Po niespełna dwóch kwadransach białostoczanie prowadzili już 2:0, zdobywając bardzo łatwe bramki. Zgoda – prostopadłe podania Błażeja Augustyna czy Martina Pospiszila z własnej połowy były pierwszej klasy, ale też eksperymentalnie zestawiona defensywa Legii nie zrobiła wiele, by im zapobiec. Nie powstrzymała też Jesusa Imaza, który pokonał Artura Boruca podcinką i mógł świętować pierwsze od grudnia (!) trafienie.

– Jest złość. Mieliśmy mało czasu na przygotowanie się do tego meczu, zrobiliśmy wiele zmian, co zawsze niesie ze sobą ryzyko. Popełniliśmy w pierwszej połowie dwa duże błędy w obronie, które zostały wykorzystane przez rywali. Mimo wszystko było widać, że jesteśmy w stanie wygrać – przekonywał Aleksandar Vuković. Gdy na II połowę desygnował do gry Luquinhasa i Domagoja Antolicia, Legia zaczęła grać zupełnie inaczej. Przycisnęła Jagiellonię do muru, szybko zdobyła kontaktową bramkę, miała też okazje na kolejne, Maciej Rosołek trafił piłką w słupek, kilka razy powstrzymał ją świetnie dysponowany Pavels Steinbors.

– W drugiej połowie było wszystko to, co powinno być. Za nią należą się pochwały dla drużyny. Różnie z tym bywa i bywało, ale dziękuję kibicom za wyśmienity doping. Jeśli utrzymamy taki poziom wspólnej wiary, to będę pewien, że szybko będziemy mieć powody tylko i wyłącznie do radości – stwierdził trener Legii.

Szczęśliwy mógł być Bogdan Zając, który po pucharowej porażce w Zabrzu oraz remisie z Wisłą na ligową inaugurację teraz mógł świętować pierw2sze zwycięstwo w roli szkoleniowca „Jagi”.

– W pierwszej połowie pokazaliśmy jakość, dobrą organizację gry i skuteczność, bo z 3 sytuacji strzeliliśmy 2 gole. Potem zbyt głęboko się cofnęliśmy. Wygraliśmy charakterem, bo przewagę piłkarską, którą osiągnęli rywale, musieliśmy nadrabiać bieganiem, doskakiwaniem, podwajaniem, potrajaniem – wyliczał Zając, który wygraną zadedykował Wojciechowi Strzałkowskiemu, obchodzącemu w sobotę 60. urodziny przewodniczącemu rady nadzorczej Jagiellonii.


Legia Warszawa – Jagiellonia Białystok 1:2 (0:2)

0:1 – Puljić, 19 min (asysta Przykril), 0:2 – Imaz, 28 min (asysta Pospiszil), 1:2 – Pekhart, 60 min (głową, asysta Kapustka).

LEGIA: Boruc – Stolarski, Remy, Jędrzejczyk, Rocha (84. Mladenović) – Kapustka (71. Rosołek), Slisz (64. Karbownik), Martins (46. Antolić), Hołownia (46. Luquinhas – Kante, Pekhart. Trener Aleksandar VUKOVIĆ.

JAGIELLONIA: Steinbors – Olszewski (52. Kadlec), Runje, Augustyn, Wdowik (78. Bida) – Przykril, Pospiszil, Romanczuk, Imaz (60. Borysiuk), Camara (46. Bodvarsson) – Puljić (78. Sobczak). Trener Bogdan ZAJĄC.

Sędziował Bartosz Frankowski (Toruń). Żółte kartki: Camara (31. faul), Sobczak (85. faul). Widzów 10 000.
Piłkarz meczu – Pavels STEINBORS.

Wojciech Chałupczak

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus