Znaleźć sposób na… autobusy

Cztery razy w historii Podbeskidzie, na poziomie zaplecza ekstraklasy, podejmowało zespół poznańskiej Warty i jeżeli pod uwagę brany byłby jedynie ten czynnik, to zwycięzcą dzisiejszego meczu mogliby zostać jedynie gospodarze. Wygrali bowiem wszystkie cztery konfrontacje zdobywając osiem bramek, a tracąc zaledwie jednego gola. Problem polega jednak na tym, że wszystko miało miejsce dawno temu, bo po raz ostatni „górale” gościli Wartę w październiku 2010 roku, czyli niespełna osiem lat temu. Obecnie przed własną publicznością bielszczanie grają po prostu słabo. W tym roku kalendarzowym zespół rozegrał na Stadionie Miejskim przy ul. Rychlińskiego jedenaście ligowych spotkań. Wygrał zaledwie dwa z nich, a w dziesięciu ostatnich meczach u siebie „górale” odnieśli tylko jedno zwycięstwo.

Wygląda to kiepsko

Już w poprzednim sezonie, kiedy drużynę prowadził jeszcze Adam Nocoń, widziano w tym zjawisku niepokojący problem i wielokrotnie powtarzano, że trzeba coś zrobić, aby zacząć seryjnie wygrywać u siebie. Trudniej jednak było słowa przekuć w czyny. Zespół na inaugurację wiosny zeszłych rozgrywek wygrał szczęśliwie ze Stomilem Olsztyn, 1:0 po wątpliwym rzucie karnym. W pięciu następnych meczach u siebie Podbeskidzie remisowało, a następnie przegrało z Odrą Opole. Na pożegnanie z kibicami odniosło zwycięstwo. Dzięki bramce Damiana Chmiel, „górale” pokonali Wigry Suwałki.

W obecnym sezonie, czyli już pod wodzą Krzysztofa Bredego, Podbeskidzie najpierw przegrało dwa mecze przed własną publicznością – z Bruk-Betem Termaliką i Stomilem Olsztyn – a następnie bezbramkowo zremisowało z Garbarnią. Łączny bilans zespołu przed własną publicznością w 2018 roku, to zatem dwie wygrane, trzy porażki i aż sześć remisów. W meczach tych gospodarze strzelili tylko siedem goli, a stracili ich dziewięć. Cztery razy nie udało się zdobyć gola, a pięciokrotnie zachowali „górale” czyste konto. Kiepsko wygląda dorobek Podbeskidzia w meczach domowych za 2018 roku na tle innych pierwszoligowców. Biorąc pod uwagę 14 drużyn, czyli te, które grały na zapleczu ekstraklasy wiosną i grają w niej obecnie, słabiej pod względem zdobyczy punktowej prezentują się jedynie zespoły Stali Mielec, Stomilu Olsztyn i Chrobrego Głogów. Trzeba jednak zaznaczyć, że dwa pierwsze wymienione zespoły rozegrały w omawianym okresie po osiem meczów u siebie, czyli o trzy mniej od Podbeskidzia.

Na wyjazdach grają lepiej

W historii występów Podbeskidzia na szczeblu centralnym było kilka takich momentów, kiedy zespół potrafił notować dobre serie wyników przed własną publicznością. Nieprzypadkowo pojawiło się określenie „Bielskiej twierdzy” którego chętnie używają kibice. Ostatnia taka passa miała miejsce jesienią zeszłego roku, kiedy to drużyna wygrała cztery mecze przed własną publicznością z rzędu. Serie miewała też w ekstraklasie, a kiedy walczyła o awans do niej – w sezonie 2010/11 – nie przegrała ani jednego meczu u siebie, a mogła się pochwalić np. sześcioma kolejnymi zwycięstwami.

Trudno jest znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego teraz jest inaczej. Bo nie chodzi tylko o wyniki, ale o sposób gry. Na wyjazdach zespół gra po prostu lepiej. – Każdy, to do nas przyjeżdża, chce się bronić i musimy być cierpliwi. Jestem w Podbeskidziu już trzeci sezon i ciągle wygląda to tak samo. Goście przyjeżdżają, widzą fajny stadion i fajne boisko. Dla nich to sama przyjemność przyjechać do nas i zagrać. Są wtedy bardziej zmotywowani. Musimy być gotowi mentalnie, że w większości meczów u siebie. Na razie tylko Termalica nie stawiała autobusu na 30 metrze przed własną bramką. Grała otwartą piłkę i mecz ten był też znacznie lepszy w naszym wykonaniu – oto opinia Rafała Leszczyńskiego, golkipera Podbeskidzia, z którą nie sposób się nie zgodzić. Trzeba jednak pamiętać, że jak najszybciej sposób na zaparkowane autobusy Podbeskidzie musi znaleźć jak najszybciej.