Ligowiec. Znowu ci sami

W lipcu Górnik, Raków i Zagłębie walczyły o pierwszą lokatę w grupie spadkowej. Walka do ostatniej kolejki była zażarta i emocjonująca, a o tym jak była wyrównana świadczy to, że całe trio sezon 2019/20 zakończyło z 53 punktami na koncie.


Zwycięsko z wszystkiego wyszedł wtedy Górnik, który rozgrywki zakończył na 9 pozycji. Nie minęły trzy miesiące, a cała trójka znowu walczy między sobą, tyle że nie gdzieś w środku tabeli, ale o czołowe pozycje w ekstraklasie. Jak w połowie lipca znowu cała trójka ma po tyle samo punktów na koncie, tyle że na razie, z najlepszym bilansem bramkowym na czele tabeli jest Raków.

Dla częstochowskiej piłki to szczególny moment. Otwierać tabelę w najwyższej klasie rozgrywkowej, to przecież coś! Tym bardziej godne to podkreślenia, że przecież drużyna prowadzona przez Marka Papszuna meczu „u siebie” gra w Bełchatowie. Przy Limanowskiego wszystko póki co rozkopane, a obiekt przypomina plac budowy, a nie stadion. Po zakończeniu poprzedniego sezonu właściciel Rakowa Michał Świerczewski odważnie mówił o tym, że w kolejnym sezonie zespół ma walczyć o miejsce w europejskich pucharach i jak na razie ekipa spod Jasnej Górny jest na najlepszej drodze do zrealizowania zakładanego celu, choć droga jeszcze bardzo daleka. Na razie częstochowianie mogą się cieszyć z pozycji numer 1. Tak będzie przynajmniej do 17 października do meczu z Górnikiem w Zabrzu, który urasta do miana pojedynku jesieni w naszej ekstraklasie. Kto by się spodziewał przed bieżącym sezonem, że tak właśnie będzie!

Co martwi to koronawirus i kolejne odwoływane ligowe spotkania. Kalendarz, mimo że w bieżącym sezonie do rozegrania jest przecież tylko 30 kolejek jest i tak naładowany, a następne przekładane spotkania tylko wszystko komplikują. Tym bardziej jednak warto dobrze się prezentować i zdobywać punkty, bo na zakończenie – podobnie jak to było w szalonym z powodu pandemii poprzednim sezonie – nie wiadomo co będzie.

Jeżeli jesteśmy przy koronawirusie, to niestety przypomina się to, co nie tak dawano wydarzyło się za południową granicą, gdzie najpierw zakażenia piłkarzy MFK Karvina, a później zawodnika SFC Opava położyły rozgrywki w grupie spadkowej, których ostatecznie nie udało się dokończyć, a wszystko skończyło się na przymusowym powiększeniu Fortuna: Liga do 18 drużyn. Jak będzie teraz z wszystkim? Ciężko na to pytanie odpowiedzieć…


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus