Znowu będzie Portugalczyk

Miał być Paulo Bento, ale będzie jego rodak. Wczoraj w Warszawie wylądował doskonale znany Fernando Santos, który obejmie posadę selekcjonera naszej kadry.


Po tygodniach oczekiwania potwierdziło się, że dziś o godzinie 13.00 oficjalnie zostanie ogłoszony następca Czesława Michniewicza. Karuzela nazwisk kręciła się jak szalona, a przecieki z PZPN-u co chwila siały w polskim środowisku zamęt. Przed weekendem wydawało się, że na czele wyścigu znajduje się Paulo Bento, Portugalczyk pracujący ostatnio w reprezentacji Korei Południowej, także na mundialu w Katarze. Za jego plecami czujny pozostawał kojarzony głównie z kadrą Szwajcarii Vladimir Petković. Obaj liczyli na to, że w weekend odezwie się telefon z Polski, ale ten milczał. Zadzwonił w Portugalii, lecz nie u Bento.

Piszczek w sztabie?

Fernando Santos zjawił się wczoraj na lotnisku w Warszawie i wszystko stało się jasne. Tym samym Cezary Kulesza zrobi tak, jak zapowiedział – jednych zachwyci, a innych zaskoczy. Robert Lewandowski i Piotr Zieliński domagali się bardziej ofensywnego podejścia w reprezentacji, zmiany stylu oczekiwali także kibice, ale… na rewolucji nie będzie. Santos jest bowiem bardziej uznanym, renomowanym i obytym w Europie Czesławem Michniewiczem, również prezentującym styl defensywny i pragmatyczny, czego nigdy nie ukrywa.

W Polsce ma podobno praktykować do połowy 2026 roku, co oznacza, że załapie się i na okres Euro 2024, i na mundial dwa lata później. Kulesza szukał kogoś, kto zna się na reprezentacyjnej robocie i kto zarazem posiada odpowiedni warsztat, który nadaje się do stawiania fundamentów i rozwijania zespołu w dłuższej perspektywie. Czy Fernando Santos jest odpowiednią osobą? To się okaże. Co było istotne dla PZPN-u, w swoim sztabie Portugalczyk ma mieć Polaków. Tymi zapewne będą Łukasz Piszczek i Tomasz Kaczmarek.

Mistrz Europy

68-letni szkoleniowiec to człowiek doświadczony i pracujący w futbolu od końcówki lat 80. Ma w CV ciekawe kluby, bo na przełomie wieków zdobywał krajowe puchary w ojczyźnie, z Porto, a dwukrotnie pracował w AEK Ateny, na jego ławce przebywając przez ponad 170 spotkań. Zaliczył sezon w Benfice, zaliczył w Sportingu, lecz wszystkie te kluby to w jego przypadku czasy zamierzchłe. Od 2010 roku Santos nieustannie jest związany z futbolem reprezentacyjnym i trzeba powiedzieć, że wie, o co w tym wszystkim chodzi.

Przez cztery lata pracował z reprezentacją Grecji. Nie przegrał z nią żadnego z pierwszych 17 spotkań, awansował na Euro 2012 (gdzie wyszedł z grupy i przegrał z Niemcami) oraz na MŚ 2014 (gdzie wyszedł z grupy i odpadł w karnych z Kostaryką). Wygrał z tą drużyną 26 z 49 gier, ulegając w ledwie siedmiu! Po zakończeniu przygody z „błękitno-białymi” nie pozostawał długo na bezrobociu, bo objął swoją ojczystą reprezentację. Było to we wrześniu 2014 roku, a na stanowisku zastąpił… Paulo Bento. Przez osiem lat pracy osiągnął najlepszą średnią punktową, jeśli chodzi o selekcjonerów Portugalii w XXI wieku. Żaden szkoleniowiec w historii nie poprowadził tego zespołu w większej liczbie meczów, a gdyby nie pokręcona czasowo kadencja Candido de Oliveiry z pierwszej połowy ubiegłego stulecia, który był selekcjonerem Portugalii trzykrotnie, również w czasie wojny, można by powiedzieć, że Santos pracował z nią najdłużej.

Co najistotniejsze, poprowadził Portugalczyków do ich jedynego wygranego turnieju – pomijając Ligę Narodów. W 2016 roku zdobył mistrzostwo Europy, co zapewniło mu szczególne miejsce w sercu Cristiano Ronaldo, który przez ładnych parę lat mógł szczycić się tym, że odniósł tryumf z kadrą w przeciwieństwie do Lionela Messiego. Dopiero katarski czempionat zachwiał relacjami obu panów, gdy Santos pozwolił sobie na posadzenie CR7 na ławce rezerwowych i odpadł z drużyną w sensacyjnych okolicznościach z Marokiem już na etapie ćwierćfinału. Wtedy przestał być selekcjonerem Portugalii.

Zbyt złote pokolenie

Czy Santos w reprezentacji Polski też zaimponuje skutecznością? Czego można się spodziewać, to podejścia ukierunkowanego na wynik, a nie piłkarskie fajerwerki. 68-latek ma opinię bardzo pragmatycznego, więc w tym aspekcie zdecydowanie może przybić sobie piątkę z Michniewiczem. Zarówno w Portugalii, jak również – co należy pochwalić – w Grecji zasłynął z tego, że jego drużyna straciła mniej goli niż rozegrała meczów, co wcale takie proste do wykonania nie jest. Santos zawsze, niezależnie od okoliczności i dostępnych personaliów budowanie zespołu zaczynał od linii obronnej. W Grecji jako takich pretensji o to mieć do niego nie można było, bo przecież w skali Europy to zespół co najwyżej przeciętny, a Santos notował tam wyniki (w kontekście średniej punktowej) absolutnie topowe w historii tej reprezentacji. Gorzej wyglądało to w Portugalii.

Owszem, wygrał Euro, wygrał też Ligę Narodów trzy lata później. Jednakże po historycznym 2016 roku jego drużyna… zaczęła się jakby zwijać. We Francji prawie siedem lat temu kadra portugalska nie była napakowana takimi nazwiskami, jakie można znaleźć w niej obecnie. Postacie pokroju Rubena Diasa, Bruno Fernandesa czy Joao Felixa znaczącą rolę zaczęły odgrywać dopiero później. Mówi się, że Portugalczycy zyskali złote pokolenie, ale Santos zamiast grać lepiej, radził sobie gorzej. Do Kataru przecież awansował po barażu, fartownie unikając w jego finale Włochów, średnio było też na Euro 2020 i MŚ 2018. Trochę jak w Polsce Michniewicz, tak 68-latek u siebie w kraju był krytykowany za zbyt defensywne i pragmatyczne podejście, bo plejada ofensywnych gwiazd w ostatnim czasie obrodziła tam w wyjątkowym stopniu. Słano w jego stronę pożegnalne podziękowania z mocno zaakcentowanym „ale”.

Podejścia nie zmieni

Niewykluczone jednak, że w Polsce, gdzie potencjał zespołu jest mniejszy, jego podejście zaowocuje. Defensywna taktyka wcale nie musi być zła i mdła do oglądania, co pokazało chociażby na MŚ 2022 Maroko, które koncentrowało się na bronieniu, ale z piłką przy nodze wcale nie panikowało, co charakteryzowało „biało-czerwonych” aż do meczu z Francją. Wątpliwe jest, aby Fernando Santos nagle zmienił swoje podejście i zaczął stosować inny futbol, bo ma już na karku swoje lata, a i w lepiej do ofensywny przystosowanej Portugalii już tego nie zrobił. Skuteczności mu odmówić nie można, to na pewno, ale czy jego pragmatyzm pozwoli reprezentacji Polski prezentować się godnie i doprowadzi do jej rozwoju? Najpierw… niech go w końcu zatrudnią i wtedy się przekonamy. Faktem jednak jest, że tak dużego nazwiska, zatrudnionego w takim momencie kadra znad Wisły jeszcze nie miała.


Na zdjęciu: Jeszcze kilka tygodni temu Fernando Santos prowadził portugalskie gwiazdy w Katarze. Dziś może zostać selekcjonerem reprezentacji Polski.
Fot. Press Focus