Znowu nikt na nas nie stawia

Rozmowa z Tomaszem Foszmańczykiem, kapitanem Ruchu Chorzów.


Czego kapitan życzy Ruchowi na 103. urodziny, które klub obchodził wczoraj?

Tomasz FOSZMAŃCZYK: – By dalej miał wokół siebie takich ludzi, jakich ma. Siłą Ruchu są nie te budynki, ściany, a ludzie.

I szczebel rozgrywkowy?

Tomasz FOSZMAŃCZYK: – Mam nadzieję, że to przyjdzie w swoim czasie. Nie jest to cel, który musi być zrealizowany już teraz. Jest to oczywiście w sferze naszych oczekiwań, marzeń, ale krok po kroku, spokojnie… Jeśli wszyscy dalej będziemy tak pracować, to ten dzień niedługo nadejdzie.

Czy żałowaliście, gdy okazało się, że mecz z Wisłą zostanie rozegrany w Gliwicach, a nie na Stadionie Śląskim?

Tomasz FOSZMAŃCZYK: – Bardzo. Kiedy klamka zapadła, to ten temat pojawił się w szatni. Byliśmy pytani, czy chcemy grać na Śląskim i od początku mówiliśmy, że jak najbardziej, dlatego było nam szkoda. Myślę, że dla wszystkich byłaby to przygoda, jeden z najfajniejszych meczów w karierze. Długo jednak tego nie roztrząsaliśmy. Wiadomo, że na pewne kwestie nie mamy wpływu. Gramy w Gliwicach i z tego też się cieszymy.

Śląski, Gliwice, Cicha, deklaracje ministra, premiera, komunikaty płynące z miasta… Czy łatwo odciąć się drużynie od tego stadionowego zamieszania, jakie panuje wokół Ruchu?

Tomasz FOSZMAŃCZYK: – W miarę dobrze nam to wychodzi. Te tematy nie zajmują nam jakoś wiele czasu. Skupiamy się na swojej robocie. Oczywiście, jedna czy druga osoba co jakiś czas ma nowe informacje z kuluarów, ale wychodzą z tego tylko chwilowe pogaduchy, nie długie dywagacje.

Wierzy pan, że za słowami pójdą czyny i coś wreszcie zacznie się dziać przy Cichej?

Tomasz FOSZMAŃCZYK: – Tak i mam w sobie dużo tej wiary. Mam nadzieję, że tak będzie. Już chyba pora na to. Oby wszystko zaczęło zmierzać ku temu, by coś faktycznie zaczęło się dziać – w rzeczywistości, a nawet nie na papierze, bo on, jak wiemy, wszystko przyjmie.

W czterech ostatnich kolejkach Ruch nie wygrał ani razu. Awans wam odjeżdża?

Tomasz FOSZMAŃCZYK: – W ten sposób do tego nie podchodzimy. Czujemy, że w ostatnim meczu z Zagłębiem Sosnowiec zawiedliśmy. Pokazało się z dobrej strony, wcześniej mierzyliśmy się z wiodącymi zespołami tej ligi, jak ŁKS, Nieciecza, Podbeskidzie. Nie odstawaliśmy w tych meczach, potrafiliśmy wyciągać remisy. Z Bruk-Betem przegraliśmy 1:2, ale to nie sprawia, że mając 1 punkt straty do wicelidera myślimy, iż cokolwiek nam odjechało. To też uproszczenie, jeśli się mówi, że mając 47 punktów wygrywaliśmy tylko charakterem, mentalnością. Tak na pewno nie było, a proszę mi wierzyć, że dochodzą do nas takie głosy i opinie. Są trochę krzywdzące. Wisła, która gra wiosną kapitalnie, ma 48 punktów. To świadczy o tym, jaki dorobek zbudowaliśmy wcześniej.

Jest pan zdziwiony, że w tak specyficznej i niełatwej lidze można w trakcie jednej zimy zbudować drużynę, która ogrywa wszystkich, jak czyni to Wisła?

Tomasz FOSZMAŃCZYK: – Jestem zaskoczony, że tak szybko im to wszystko załapało. Już jesienią Wisła miała w składzie bardzo dobrych zawodników, przychodząc do nas z Krakowa mówił nam o tym Maciek Sadlok. Kolektywu jednak nie było, a teraz jest. Czuć po Wiśle team spirit na bardzo wysokim poziomie. Ci zawodnicy lubią ze sobą grać, widać to na boisku. Mnie to zaskakuje. W tak krótkim czasie zbudować coś takiego – to naprawdę sztuka.

Musicie zagrać w sobotę świetnie i liczyć na gorszy dzień Wisły, by coś uszczknąć?

Tomasz FOSZMAŃCZYK: – Przede wszystkim trzeba będzie zagrać bardzo mądrze, zdyscyplinowanie taktycznie, mając na uwadze poprzednie mecze Wisły i tego, jak inni próbowali z nią grać, a im się nie wiodło. W niektórych meczach męczyła się do samego końca, musimy szukać takiego sposobu grania, by w Gliwicach było podobnie. No i zwrócić uwagę na to, co nie szwankowało w Sosnowcu, grać bliżej siebie, lepiej się asekurować. Gol stracony na 0:2 z Zagłębiem to coś, co nie przystoi. Powód do delikatnego wstydu. Tę sytuację wyjaśniliśmy sobie, takie rzeczy nie mogą się powtarzać.

W tej rundzie nie zawodzi pan z rzutów karnych, które świetnie bije też Luis Fernandez z Wisły, wręcz kompromitując bramkarzy.

Tomasz FOSZMAŃCZYK: – Ale kojarzę, że ktoś go złapał (Artur Haluch z Odry Opole – dop. red.), więc nikt nie jest nieomylny. Przede wszystkim to kozak jako piłkarz, no i ma fajny charakter do grania. Gdy jesienią przyjechaliśmy na Wisłę, jej trenerem był jeszcze Jerzy Brzęczek. Zamieniliśmy kilka słów i wspominał o jakości nie tylko piłkarskiej, ale też charakterze Fernandeza, Rodado. Podkreślał, że to przyjemność, móc z nimi pracować, a wiemy, że umiejętności u południowców nie zawsze idą w parze z charakterem. Nie miał jednak zastrzeżeń do ich pracy, mówiąc wprost – zapierdzielania po boisku.

Wskoczył pan w ostatnich tygodniach do wyjściowego składu. „Fosa” jest mocniejszy niż jesienią czy Ruch słabszy?

Tomasz FOSZMAŃCZYK: – Ani to, ani to. Czuję się dobrze, trener to zauważył, mam nadzieję, że uda mi się tę pozycję utrzymać. Mógłbym nawet grać więcej, być zmienianym 15-20 minut później, nikt by nie zauważył różnicy. To tylko i wyłącznie założenia sztabu, trenera, trzeba się do tego dostosować. Nie ma co kręcić nosem, a cieszyć się, że dostaję minuty, skoro wcześniej było ich dużo mniej. Żałuję, że gdy gram, to nie ma takich wyników, jakich byśmy oczekiwali, ale z mojej postawy i samopoczucia na boisku jestem częściowo zadowolony. Mam nadzieję, że na Wisłę też będzie mi dane wyjść w podstawowym składzie, a przede wszystkim – że uda się zapunktować.

Ruch na 7 kolejek przed końcem sezonu ma tylko 1 punkt straty do miejsca premiowanego awansem, a są już głosy, że się kończycie.

Tomasz FOSZMAŃCZYK: – Nie chcę nawet mówić, że gdybyśmy przed sezonem powiedzieli sobie taki scenariusz, to każdy wziąłby go w ciemno, bo to wyświechtane, ale tak faktycznie jest. Nikt na nas nie stawiał, a dzieli nas 1 punkt od Wisły, Niecieczy. Zajmujemy 4. miejsce, mamy duży dorobek. Po 1-2 mniej udanych meczach znowu nikt na nas nie stawia, ale mi to nie przeszkadza. Niech tak będzie dalej, a my róbmy swoje. Dajmy z siebie wszystko i zobaczymy, co nam to da na koniec sezonu.

Czujecie, że jeśli nie złapiecie Wisły teraz, to później będzie to niemożliwe?

Tomasz FOSZMAŃCZYK: – Może tak być. Uważam, że Wisła wygrywając w Gliwicach będzie tak rozpędzona, że trudno ją będzie dogonić. Najważniejsze jednak dla mnie jest to, jak my wejdziemy w ten mecz. Jeśli dobrze zaczniemy, to myślę, że będzie okej.


Na zdjęciu: Tomasz Foszmańczyk przyznaje, że jeśli Wisła wygra w Gliwicach, to potem może być ją już trudno zatrzymać.
Fot. Norbert Barczyk/Pressfocus