Znowu to zrobili!

Beniaminek z Częstochowy czwarty raz z rzędu zremisował 2:2, a opolanie trzeci raz na przestrzeni ostatnich czterech kolejek w doliczonym czasie gry stracili bramkę i 2 punkty.


Niezwykłe rzeczy przytrafiają się w kwietniu częstochowianom i opolanom. Ci pierwsi kończyli remisem 2:2 cztery kolejne konfrontacje: z Chrobrym, Widzewem, Polkowicami i Odrą. Ci drudzy są niepokonani od półtora miesiąca, ale w 3 z 4 ostatnich spotkań tracili gole w doliczonym czasie gry: z Polkowicami, Tychami i Skrą.

To kosztowało ich już łącznie 6 punktów. Zamiast sposobić się do barażów o ekstraklasę, nadal nie potrafią wskoczyć do czołowej szóstki. Trudno ich za to ganić, ale okoliczności wywołują niesmak – a po sezonie mogą wywoływać wspomnienia i dyskusje spod znaku „co by było, gdyby…”.

„Czapla” pod poprzeczkę

Niedzielnego popołudnia w Bełchatowie padły 4 bramki, ale pozory mogą mylić, bo nie było to widowisko najwyższych lotów, a emocji – raczej jak na lekarstwo niż co niemiara… Odra dwukrotnie obejmowała prowadzenie, dwukrotnie traciła je w dodatkowym czasie (najpierw pierwszej, potem drugiej połowy), co tylko potęguje jej niedosyt.

Sygnał do ataku dał Miłosz Trojak, który po dwójkowej akcji z Tomasem Mikiniczem uderzył z dystansu, zmuszając Mateusza Kosa do efektownej parady. Bramkarz Skry chwilę później był już bezradny, gdy po podaniu Trojaka z piłką pociągnął kilka metrów Dawid Czapliński i przymierzył mocno pod poprzeczkę. Odległość była znaczna (około 25 m), strzał – bardzo ładny.

Wyrównaniem pierwszy raz zapachniało, gdy Maciej Mas nie zamknął dogrania Kamila Lukoszka z lewej strony pola karnego. Tuż przed przerwą napastnik częstochowian był tam, gdzie powinien – Mikołaj Kwietniewski dośrodkował na „długi” słupek, Krzysztof Ropski zgrał do środka, a z bliska formalności dopełnił Mas. Nie popisali się w tej sytuacji opolscy stoperzy, Piotr Żemło i Mateusz Kamiński, przegrywając pojedynki powietrzne, a można też było zastanawiać się, czy wcześniej do górnej piłki nie powinien wyjść Błażej Sapielak.

Tip topami

II połowa zaczęła się fatalnie dla Skry, a idealnie – dla Odry. Analiza VAR wykazała, że przy stałym fragmencie Ropski ciągnął w polu karnym Kamińskiego. Z 11 metrów nie pomylił się Mikinicz, dla którego była to 4. z rzędu wykorzystana „jedenastka” i 5. gol w tym sezonie. Takich rozgrywek Słowak jeszcze nie miał, a w naszym kraju występuje od sezonu 2017/18. Potem na murawie działo się niewiele – i tyle też wskazywało na to, że wynik może jeszcze ulec zmianie.

Opolanie wypuścili jednak z rąk zwycięstwo, które byłoby ich czwartym wyjazdowym. Zza szesnastki płaskim, precyzyjnym strzałem Sapielaka pokonał Mateusz Malec. Dla 19-latka ściągniętego zimą z Widzewa był to dopiero drugi występ w Skrze. Do zdobycia pierwszej bramki potrzebował łącznie około 15 minut.

Znów – jak przy golu na 1:1 – coś więcej mógł zrobić Kamiński, który zamiast wybić piłkę „w pokrzywy”, zagrał w środkową strefę przed „szesnastką” pod nogi częstochowskiego pomocnika. Skra nie wygrała 11. kolejnego meczu, ale z punktu cieszyła się niczym z pełnej puli, bo tip-topami posuwa się do celu. Jej takie tempo do utrzymania może wystarczyć, Odrze do baraży – na pewno nie.



Na zdjęciu: Kapitan Mateusz Kamiński wywalczył co prawda karnego dla Odry, ale był zamieszany w utratę obu bramek.
Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus