Zostały podwaliny i narzędzia do pracy z młodzieżą

Minął tydzień od rozwiązania umowy za porozumieniem stron, czyli od momentu, w którym GKS Tychy rozstał się z Ryszardem Komornickim.


Rok temu 20-krotny reprezentant Polski oraz 4-krotnym mistrz naszego kraju, a także mistrz Szwajcarii, został dyrektorem sportowym tyskiego Klubu Piłkarskiego z bogatymi planami i ciekawymi koncepcjami.

– To był projekt na dwa-trzy lata – powiedział wyjeżdżając z Tychów Ryszard Komornicki. – Zrobiłem więc pierwszy etap, który został przerwany przez epidemię. Nie znaczy to jednak, że zwalam winę na koronawirusa. Złożyła się na to także sytuacja w klubie, bo po zwolnieniu trenera Ryszarda Tarasiewicza tymczasowo zostałem trenerem pierwszej drużyny, której wyniki po powrocie na boiska dalekie były od oczekiwanych.

Przygotowania przebiegały prawidłowo i z tego co zrobiliśmy w tym czasie na treningach mogłem być zadowolony, ale zabrakło tego z czego trener jest rozliczany więc jako dyrektor sportowy… rozliczyłem trenera i zrezygnowałem.

Ktoś mógł to odebrać jako ucieczkę z tonącego okrętu, ale ten kto mnie zna dostrzegł, że to był przemyślany krok zrobiony dla dobra drużyny. Tak jak szachista musi myśleć kilka ruchów do przodu i wie, że czasem trzeba poświęcić figurę, żeby wygrać partię, ja również uznałem, że taki ruch z mojej strony wyzwoli w zespole coś nowego.

Podjąłem trudną decyzję. Moje prywatne ambicje schowałem po to, żeby zespół GKS-u Tychy mógł pokazać swój pełny potencjał i cieszę się, że to się udało. Moja rezygnacja sprawiła, że zawodnicy nie mieli alibi w postaci „złego trenera” tylko musieli zareagować. Walczą o awans i jak im kibicuję.

Nie będę wnikał w szczegóły, ale dzisiaj z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nawet tak zaskakujący manewr jak „posadzenie” na ławce rezerwowych Łukasza Grzeszczyka przyniosło pożądany skutek.

Rozmawiałem z nim przed tym meczem ze Stalą Mielec, który on zaczął jako rezerwowy i powiedział, że to rozumie, a jego późniejsza gra to potwierdza. Rozpoczęte przeze mnie szukanie innych pozycji dla zawodników też daje teraz owoce.


Czytaj jeszcze: Bez rozgrzewki. Adieu Komornicki, czyli tyska lekcja ku pamięci


Trenerem pierwszej drużyny Ryszard Komornicki był cztery mecze, a więcej czasu poświęcił pracy dyrektora sportowego.

– Zostawiłem podwaliny i narzędzia do pracy z młodzieżą – dodaje Ryszard Komornicki. – Nie zmarnowałem tego czasu. Program nazywany umownie „Top-Talent” to mój autorski sposób na pracę z młodzieżą. W jego wprowadzaniu pomagał mi Grzegorz Kołodziejczyk. GKS Tychy może to wykorzystać i więcej pracować z tymi najbardziej utalentowanymi młodymi zawodnikami.

Miasto przeznaczyło na to środki i do grudnia może być realizowany. Zakłada minimum 15 godzin treningów w tygodniu. W krajach, które słyną ze szkolenia młodzieży 3 treningi dziennie to norma, a w Polsce traktujemy to jako nowatorski pomysł. Jak zwał, tak zwał, ale trzeba go wprowadzić, żeby dzieci mogły się rozwijać i dobierać odpowiednich ludzi.

To już zadanie dla tych, którzy zostali w klubie, bo ja już wróciłem do Szwajcarii, do swojej rodziny. Sześć miesięcy samotności też zrobiło swoje.

Przez okres epidemii siedziałem w czterech ścianach, bez rodziny więc w sumie tych powodów, dla których zakończyłem tyski rozdział było kilka, ale wyjechałem ze świadomością, że nie zostawiam bałaganu czy spalonej ziemi.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus