Zrozumiałem, że na samym talencie nie „pojadę”

Gdy kończył pan poprzedni sezon w Odrze Opole, liczył pan na przeprowadzkę do ekstraklasy?
MATEUSZ KUCHTA:
Długo starałem się w ogóle o tym nie myśleć. W trakcie rundy skupiałem się tylko i wyłącznie na meczach pierwszoligowych. Gdy zakończył się sezon, miałem świadomość nieźle wykonanej pracy. Wiadomo, że zawsze są elementy do poprawy, ale była nadzieja, że pojawi się zainteresowanie klubów z ekstraklasy. Cieszę się, że pojawiła się propozycja z Lubina.

Nie do odrzucenia?
MATEUSZ KUCHTA: Nawet nie o to chodzi. Długo pracowałem na to, by wrócić do ekstraklasy. Choć… może „wrócić” to nie jest odpowiednie słowo. Nie zadebiutowałem przecież w niej, ale jako młody zawodnik Górnika Zabrze miałem z nią kontakt i widziałem od środka, jak to wszystko funkcjonuje. Dlatego celem był powrót. Skoro oferta z ekstraklasy nadeszła, to decyzja była prosta.

Wcześniej był temat pozostania w Opolu?
MATEUSZ KUCHTA: Był i ciągnął się już od zimy. Rozmawialiśmy z prezesami o tym, bym definitywnie przeniósł się do Odry (Kuchta był tam wypożyczony z Górnika Zabrze – dop. red.). Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że naprawdę nie interesowałem się tym, co dzieje się wokół mnie w kwestii zainteresowania innych klubów. W marcu powiedziałem nawet menedżerowi: „Gdy ktoś będzie przyjeżdżał mnie oglądać, to wolę nawet o tym nie wiedzieć. Informuj dopiero, jeśli będzie konkret, kontrakt do podpisu”. Kiedyś byłem chłopakiem, który tym wszystkim żył. Z perspektywy czasu, wiem jednak, że to niedobre. Dlatego odciąłem się. W Opolu bardzo dobrze się czułem. Doceniałem to, jak klub do mnie podchodzi i że przekonałem do siebie kibiców. Wyszło jednak tak, że podziękowaliśmy sobie. Rozstaliśmy się w dobrych relacjach.

W czym najbardziej pomogło panu wypożyczenie do Odry?
MATEUSZ KUCHTA: Wspomnę o dwóch sytuacjach. Po pierwsze – od razu wylądowałem na ławce rezerwowych. Nie ukrywam, że to był dla mnie kop, by coś zmienić, jeszcze więcej pracować. Obudziła mnie ta sytuacja. Bolało mnie to, że przyszedłem na wypożyczenie do beniaminka i siedzę. Zacząłem ćwiczyć dodatkowo na siłowni, lepiej się odżywiać. Wszystko podporządkowałem piłce. Po drugie – przełomowy był mecz z GKS-em Tychy w listopadzie. Mój pierwszy w barwach Odry. On z perspektywy czasu bardzo wiele mi dał. Wtedy o tym nie myślałem, ale teraz wiem, że to było dla mnie spotkanie może nie ostatniej szansy, ale trochę o „być albo nie być”. Gdybym nie wypadł najlepiej, to pewnie do bramki wróciłby Tobi Weinzettel, jako „jedynka” przepracowałby zimę i mógłbym już nie podnieść się z ławki. Wygraliśmy jednak z Tychami 1:0 i to mnie napędziło, dodało pewności, pokazało trenerom, że mogą na mnie liczyć.

Od dawna uchodził pan za duży talent. Trudno było więc pogodzić się z tym, że kariera nie układa się w wymarzony sposób?
MATEUSZ KUCHTA: Cierpliwość popłaca. Nie można podpalać się, tylko mieć świadomość, że jeszcze wiele przed tobą. Długo się nad tym zastanawiałem i teraz jestem w 100 procentach przekonany, że ta opinia talentu mi zaszkodziła. W wieku 15 czy 16 lat nie jest się jeszcze na tyle dojrzałym, by poradzić sobie z zainteresowaniem innych – zwłaszcza jeśli nie masz w otoczeniu osób, które tobą wstrząsną, powiedzą kilka gorzkich słów. Mój tata interesował się piłką, ale do końca nie znał się na tym rynku. Gdy zaczął się wokół mnie spory szum, po prostu się tym cieszył, ale nie był kimś, kto by mną wstrząsnął. Brakowało mi takiej osoby, która odgrodziłaby mnie na tyle, by niektóre tematy działy się poza mną; bym skupił się na ciężkiej pracy. Inna rzecz jest taka, że rodzina, osoby z najbliższego otoczenia, mogą ci powtarzać pewne kwestie, ale jednym uchem je wpuścisz, a drugim – wypuścisz. To musi być trener albo osoba ze środowiska piłkarskiego. Ten szum sprawił, że w pewnym momencie uwierzyłem, iż pojadę na samym talencie i to mi wystarczy. Treningi? OK, z drużyną, ale przecież niczego więcej nie trzeba. Teraz wiem, że to g… prawda. Przede wszystkim liczy się ciężka praca. Początek w Odrze sprawił, że w 100 procentach się o tym przekonałem i dojrzałem. Twierdzę, że nieudany start w Opolu dał mi więcej niż gdybym od początku był tam podstawowym bramkarzem.

Późno do tego wszystkiego pan doszedł?
MATEUSZ KUCHTA: Chyba tak to jest, że do pewnych spraw trzeba dojrzeć samemu. Podkreślę jednak, że duży wpływ na wiele kwestii ma teraz moja dziewczyna Monika. Dzięki niej się ustabilizowałem. Podparłem to ciężką pracą, ale wiele jej zawdzięczam.

Ostatni sezon spędził pan w Opolu, ale do Lubina został pan sprzedany z Górnika. Był w ogóle temat pozostania w Zabrzu?
MATEUSZ KUCHTA: Nie było żadnego. Przyznam, że przez ten rok nie miałem kontaktu z nikim z klubu. Wiadomo, nie mam na myśli zawodników, z którymi się kumpluję, a raczej trenerów czy prezesów. Przez to wiedziałem, że powrót nie jest możliwy. Już w maju wiedziałem, że nie ma takiej opcji. Albo ponowne wypożyczenie, albo transfer definitywny.

No i wyszło na to, że nigdy pan w Zabrzu nie  „odpalił”.
MATEUSZ KUCHTA: Dokładnie. Spędziłem w Górniku sześć lat. Jestem ze Śląska i zawsze będę kibicował temu klubowi, bardzo go szanuję. Nie ukrywam jednak, że dla mojego dobra już rok temu walczyłem o to, by definitywnie się rozstać. Wiedziałem, że potrzebuję nowego bodźca, zmiany otoczenia. Wcześniej przez pół roku byłem kontuzjowany, kończył mi się kontrakt, ale ekwiwalent za mnie był wysoki i nie znalazł się chętny, by go wyłożyć. Nie było wyjścia – skoro nie udało się rozstać całkowicie, to przedłużyłem kontrakt i zostałem wypożyczony do Opola. Dla mojego sportowego rozwoju dobrze, że teraz ta pępowina została odcięta.

Górnik to pana osobista porażka?
MATEUSZ KUCHTA: Nie chcę tego traktować w takich kategoriach. Potoczyło się, jak potoczyło i miało na to wpływ kilka czynników. Nie ma sensu do tego wracać. Nauczyłem się, że nie ma co żyć przeszłością i tracić energię na rozmyślanie, co poszło nie tak. Widocznie zdaniem trenerów nie zasługiwałem na więcej. Były okresy, w których mnie to bolało, ale teraz kompletnie nie odbieram tego jako niepowodzenia; raczej jako kolejne doświadczenie. W życiu nie zawsze jest łatwo. Czasem trzeba mierzyć się z trudnościami.

Do Opola dojeżdżał pan z rodzinnych Katowic. Pierwszy raz definitywnie opuszcza pan Górny Śląsk?
MATEUSZ KUCHTA: Cztery lata temu byłem na wypożyczeniu w Okocimskim Brzesko. Przez pierwsze trzy tygodnie mieszkałem tam. Potem jednak zachorował mój tata. Wylądował w szpitalu, codziennie go odwiedzałem. Gdy zmarł, zostałem w Katowicach przy mamie i tylko dojeżdżałem do Brzeska na treningi czy mecze. To był dla mnie, 18-latka trudny okres. Co do pytania –  może głupio to zabrzmi, ale nie jest mi ciężko opuszczać Katowice. Spędziłem tu 22 lata, tu mam rodzinę, więc ten region wiele dla mnie znaczy, ale chciałem zmienić otoczenie. Choć jestem z dużego miasta – w dodatku ze ścisłego centrum –  to spodobało mi się w Lubinie. Cisza, spokój. Jestem zadowolony.  W sierpniu na stałe przyjedzie do mnie dziewczyna. Nie ma więc problemu, a zresztą – odległość jest taka, że gdy tylko zechcę, to wsiądę w auto i po trzech godzinach będę w Katowicach.

Dominik Hładun, Piotr Leciejewski… Czeka pana trudna rywalizacja o miejsce w bramce Zagłębia?
MATEUSZ KUCHTA: Oczywiście, że tak. Pamiętamy, jak dobrą wiosnę miał „Hładi”, ale nie boję się tego. Chcę podjąć rękawicę. Walczę o bluzę z nr 1 i nie wyobrażam sobie, bym mógł przyjechać do Lubina z innym nastawieniem.

Liczy pan na powołania do reprezentacji młodzieżowej?
MATEUSZ KUCHTA: Co mogę powiedzieć? Reprezentacja zawsze jest ważna i w tym kontekście nigdy nic się nie zmienia. Byłem na jednym zgrupowaniu naszej „młodzieżówki”, w marcu. To było dla mnie bardzo ważne. Cieszyło mnie to powołanie dużo bardziej niż poprzednie, które otrzymywałem jako junior. Miałem półtoraroczną przerwę od kadry, byłem po kilku miesiącach bez gry w Opolu. To spowodowało, że pojawiały się myśli, czy na pewno potrafię, zwątpienie w samego siebie… Dlatego byłem szczęśliwy, gdy mogłem przyjechać na zgrupowanie. Cieszyłem się, że ludzie dalej o mnie pamiętają i dostrzegają dobrą postawę.

Po tylu latach spędzonych w Zabrzu, patrząc na Zagłębie Lubin i ekstraklasowe realia, jest w ogóle efekt „wow”?
MATEUSZ KUCHTA: Baza treningowa Zagłębia to coś, co to „wow” siłą rzeczy wywołuje. Nigdy wcześniej nie grałem w klubie, który miałby taką liczbę boisk. Gdy w wieku 17 lat wchodziłem do szatni Górnika – prowadzonego wtedy przez trenera Nawałkę – to było coś. Nagle znalazłem się wśród ludzi, których oglądałem wcześniej tylko w telewizji. Teraz wszedłem do szatni Zagłębia jako bardziej dojrzały człowiek, pewny swoich umiejętności. Jestem tu z myślą o rywalizacji i grze, a nie po to, by tylko być.

To na koniec mały test: kiedy zagracie z Górnikiem?
MATEUSZ KUCHTA: Koniec października. W Zabrzu!