Żużel. Na co komu ta wojna…

Czy żużla w Częstochowie, po pięciu rozegranych meczach, już w tym roku nie zobaczymy? Czy Włókniarz ucierpi na kryzysie wizerunkowym, którego właśnie jesteśmy świadkami?


Po kolejnym odwołanym spotkaniu ekstraligi w Częstochowie, już nikomu pod Jasną Górą nie jest do śmiechu. Tor „włókniarzy”, przygotowany na zakończony ostatecznie walkowerem dla gorzowian mecz ze Stalą, stał się przecież zarzewiem konfliktu prezesa Michała Świącika z trenerem Markiem Cieślakiem.

Kibice poirytowani, sponsorzy niezadowoleni

W miniony piątek owal Włókniarza wciąż nie nadawał się do rywalizacji i jego licencja została po raz drugi w tym roku zawieszona. Nie sprzyjały mu opady deszczu, awaria wodociągów i wyciek 28 mln litrów wody i nowe, mało optymistyczne prognozy pogody. W efekcie domowe starcie częstochowian z ROW-em Rybnik, po sugestiach władz PGE Ekstraligi i prośbę samych działaczy Włókniarza, przeniesiono na najbliższą środę (godz. 18.00) do… Rybnika.

Klub z Częstochowy jest w tarapatach, duża część kibiców jest mocno poirytowana, sponsorzy niezadowoleni, bo sezon się kończy, a włodarze Włókniarza chyba nie będą już w stanie cokolwiek zmienić, by nawierzchnia została doprowadzona do stanu używalności. Czy żużla w Częstochowie, po pięciu rozegranych przy Olsztyńskiej meczach, już w tym roku nie zobaczymy? Czy Włókniarz ucierpi na kryzysie wizerunkowym, którego właśnie jesteśmy świadkami? Pytań o przyszłość czarnego sportu w Częstochowie jest więcej.

Dla Cieślaka sprawa zamknięta

– Mnie już właściwie temat Włókniarza nie interesuje. Wiedziałem, że dosypanie 25 ton mączki glinianej spowoduje kompletną destrukcję toru. Glinka zamieniła się w glinę i utrzymuje wodę. Ktoś wszedł jednak w moje buty i takie są tego efekty. A tylko przypomnę: w zakresie moich obowiązków zapisanych w kontrakcie miałem odpowiedzialność za przygotowanie i stan nawierzchni naszego owalu. Nie chciałem firmować tego, co ktoś, czyli prezes, zaczął robić na własną rękę – mówi Cieślak, który podkreśla, że temat Włókniarza zamknął już w swoim życiu definitywnie.

I potwierdza: – Tak, to już koniec. Z perspektywy tych kilkunastu ostatnich dni uważam, że podjąłem najwłaściwszą z możliwych decyzji. Bo ktoś by powiedział, że Cieślak to nieudacznik. A Cieślak wiedział, jaki będziemy mieli scenariusz. Ale zaręczam… Bezczynnie w domu siedział nie będę. Podjąłem współpracę z telewizją. Będę do końca sezonu komentował niektóre wydarzenia żużlowe – dodaje były zawodnik, a dziś już tylko szkoleniowiec naszej reprezentacji, który ma w swoim dorobku prawie 50 medali imprez mistrzowskich w kraju i na świecie.

Niepotrzebna wojenka

Były prezes Włókniarza, autor ostatnich wielkich ligowych sukcesów biało-zielonych, Marian Maślanka, też nie ma wątpliwości, że sytuacja Włókniarza jest trudna i prezes Michał Świącik ma nad czym myśleć.

– Pewnie od przygotowania toru są więksi fachowcy ode mnie. Ale w mojej ocenie tę glinkę w dużej części trzeba będzie ściągnąć, dostarczyć sjenitu, może nawet lepiej granitu i dopiero to wszystko ułożyć. Nie wiem, ile to może potrwać? Gdyby była ładna pogoda dwa, a nawet trzy tygodnie. Dużymi krokami zbliża się jesień i teraz o taką aurę będzie trudno. Współczuję Michałowi, bo ten odwołany mecz z Rybnikiem pogłębił frustrację.

Ta wojenka z trenerem Cieślakiem nie była potrzebna częstochowskiemu żużlowi. Ale nie szedłbym tak daleko jak trener Cieślak, który mówi, że może być to koniec żużla w Częstochowie. To grubo przesadzona opinia – tłumaczy Maślanka i odtwarza w pamięci przynajmniej trzy sytuacje, po których klub z Częstochowy, jako organizator zawodów ligowych, miał duże problemy z ulewnymi deszczami, powodującymi podtopienie ulicy w bezpośrednim sąsiedztwie klubowego parku maszyn i w następstwie tego fatalny stan toru.

– Taka jest specyfika tego stadionu, że jest usytuowany w pobliżu rzeki. Po ulewach dochodzi do zalań i lokalnych podtopień. Każdy, kto mieszka w pobliżu stadionu, dokładnie o tym wie. Dlatego z największą starannością trzeba podchodzić do kwestii przygotowania nawierzchni, by jej po prostu nie popsuć. Ale jest też druga strona medalu. Prezes miał szlachetne intencje. Chciał jak najlepiej dla swojej drużyny, wszystkich zawodników – zastrzega były sternik „włókniarzy”.

Nieudany związek

Wspomniany Michał Świącik, który kiedyś wyciągnął Włókniarz z ligowego niebytu, stara się odpierać wszystkie zarzuty. I podkreśla, że działania w kwestii toru wykonywał w dobrej wierze. I dodaje bez ogródek, że największym błędem w sezonie 2020 było powierzenie zespołu ligowego w ręce Marka Cieślaka.

– Tak, to jest moja wina – przekonuje. – Źle oceniłem pewne sytuacje. Ten nasz związek nie był udany. Ostrzegano mnie przed tym, a ja sobie to wszystko próbowałem wytłumaczyć. Przyszedł Piotr Świderski i złapaliśmy zupełnie nowy oddech.

Maślanka radzi jednak Świącikowi nie rozmawiać z kibicami poprzez portale społecznościowe, na których prezes broni swojego stanowiska.

– Mówiłem mu o tym. Te wymiany uprzejmości są zupełnie niepotrzebne. Michał kiedyś, za moich czasów był w klubie rzecznikiem prasowym. Może ma jeszcze inklinacje do szybkiego wyjaśniania pewnych wątpliwości. Ta droga prowadzi jednak do wzrostu napięcia, niepotrzebnych komentarzy. I rodzi całą masę zgrzytów – konkluduje Maślanka.

Za dużo władzy?

W tych słownych potyczkach na wspomnianych portalach kibice nie szczędzą Świącikowi przykrości. Ganią go za zatrudnienie w klubie własnej córki z przypisaną funkcją dyrektora i szefującej radzie nadzorczej spółki Włókniarz S.A., przygarnięcie jako klubowego mechanika zięcia i skupienia we własnych rękach całej władzy (Michał Świącik w spółce ma aż 70% akcji). Z drugiej strony wspomniana Patrycja Świącik-Jeż absolwentka prawa, wiele razy była chwalona za uporządkowanie klubowej buchalterii, a Radosław Jeż, jej mąż, za skuteczną pomoc w przygotowaniu sprzętu utalentowanemu Mateuszowi Świdnickiemu.


Czytaj jeszcze: Odbili się od dna, ale koszty ogromne


Za brak możliwości obejrzenia meczu w Rybniku przez „karnetowiczów”, którzy nabyli wejściówki na zawody w Częstochowie jeszcze przed sezonem i obowiązek zakupu nowych biletów na starcie z ROW-em (te z piątku można jedynie zwrócić w firmie zajmującej się ich dystrybucją), sympatycy „lwów” wciąż jednak piszą pod adresem włodarzy klubu niepochlebne komentarze. Choć i w tym przypadku Włókniarz próbuje znaleźć nowe rozwiązanie, by nie stracić wiernej publiczności. Tym bardziej, że biało-zieloni, mimo wielu niesprzyjających okoliczności, nadal zachowali szanse na awans do play-offu.


Na zdjęciu: Kłopoty z torem to tylko jeden z przejawów kryzysu we Włókniarzu.

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus