Żużel. Niedoświadczeni i niegotowi

Czy przymus jazdy z młodzieżowcami w składzie ma jakikolwiek sens?


W 2020 roku podczas pierwszej ekstraligowej rundy na torze przy ulicy Gliwickiej pojawił się szerzej nieznany Kacper Kłosok, junior rybnickiej drużyny, wtedy niepełnoletni. Nieprzygotowany do ostrej rywalizacji, musiał toczyć batalie na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Zaliczył upadek w pierwszym biegu i więcej na torze się już nie pokazał. Co więcej, po tym spotkaniu czasowo zrezygnował z kariery żużlowca. Szczęśliwie wrócił do niej i teraz ściga się w 2-ligowym PSŻ Poznań. Wszystko wzięło się z tego, że przez lata szkółka juniorów w Rybniku nie działała, jak należy. Nie udało im się przygotować młodzieżowców, którzy mogliby bezpiecznie walczyć na owalu w rozgrywkach ligowych. Jednak czy zaniedbania klubu muszą wiązać się z niszczeniem młodych ludzi?

Minął ponad rok od tych doświadczeń i teraz rybnicki zespół postanowił przetestować w warunkach ligowych Kacpra Tkocza, urodzonego w 2005 roku, który w maju bieżącego roku zdał egzamin na licencję „Ż”. Od razu został rzucony na głęboką wodę i dzielnie walczy w meczach 1. ligi. Nie ma jednak odpowiedniego doświadczenia, brakuje mu być może wystarczająco dobrego sprzętu, aby móc chociaż zbliżyć się do konkurentów. I nie jest to jego wina, bo widać, jak bardzo zależy mu na byciu żużlowcem. W ostatnim spotkaniu ROW-u z Orłem Łódź wychowanek rybnickiego klubu zaliczył upadek w pierwszym biegu i zszedł obolały z toru. Nie wyjechał do swojego drugiego biegu, po czym wrócił pod linię startu w 8. gonitwie i kolejny raz upadł. Schodził do parku maszyn u boku swojego mechanika ze łzami w oczach.

Czy tak powinno wyglądać nabieranie doświadczenia przez młodych adeptów sportu żużlowego? W czasach, gdy każdy ma dostęp do internetu i każdy może napisać w nim, co chce, wystawia się młodego chłopaka na hejt. Przy tym naraża się jego zdrowie. Żużel, pomimo rozwoju bezpieczeństwa, wciąż jest sportem wyczynowym, w którym każdy błąd może prowadzić do groźnej kontuzji. Stąd narastają wątpliwości, czy na pewno każdy nastolatek jest gotowy na to, aby wyjść z kolejnych niepowodzeń z podniesioną głową. Część z nich najzwyczajniej zrezygnuje z uprawiania tego sportu. Pewnie niektórzy stwierdzą, że to selekcja naturalna. Ale być może w ten sposób stracimy prawdziwy żużlowy talent. Miejmy nadzieję, że Tkocz należy do ludzi twardych i nie podda się, bo widać, że kocha ten sport.

Problem z juniorami nie dotyczy tylko ROW-u, ale wielu innych klubów. Dlatego podmioty odpowiedzialne za regulamin ligowy powinny zastanowić się nad sensem przepisu o młodzieżowcu. Należy przemyśleć, czy naprawdę prowadzi on do rozwoju młodego pokolenia. Czy nie istnieje lepsze rozwiązanie? Speedway pozostaje sportem niszowym, który uprawia zaledwie garstka osób. Przez to zespoły często są zmuszane do wciskania niegotowych zawodników na tor, bo tych odpowiednio przygotowanych po prostu brakuje. To właśnie prowadzi do sytuacji, w których zawodnicy nie są w stanie przejechać czterech okrążeń bez upadku. Pozostaje mieć nadzieję, że to szaleństwo nie zakończy się tragicznie.


Fot. Marcin Bulanda / PressFocus