Zwyciężaj albo giń

Nieco ponad 25 miesięcy temu był taki mecz w II lidze – GKS Tychy upokorzył wtedy Raków na jego własnym stadionie, wygrywając aż 8:1. To wydarzenie było przełomem w walce obu drużyn o awans na zaplecze ekstraklasy. Tyszanie pomknęli potem jak po swoje i celu dopięli, częstochowianie zameldowali się w I lidze dopiero rok później. Dziś dla jednej z drużyn też może dojść do przełomu. GKS i Raków mają na koncie po 46 punktów. Wygrana sprawi, że nieśmiałe marzenia o promocji do elity będą mogły z powrotem się w cel.

Jadą po cichu

W obu klubach mówiło się o ekstraklasie. W Tychach – głównie przed sezonem i na jego początku, bo potem drużyna spisywała się na tyle kiepsko, że zimę spędziła tuż nad strefą spadkową. Raków był wtedy na najniższym stopniu podium i zbroił się po zęby, by wiosną dopiąć swego. Wszedł w nią jednak źle, w pewnym momencie osunął się nawet na 11. miejsce. Na właściwe tory wrócił dopiero w końcówce kwietnia. 1:0 w Chojnicach, 2:1 ze Stomilem, pechowe 1:1 w Bielsku-Białej, 2:1 z Ruchem… Takie wyniki czterech ostatnich meczów przywróciły wszystkim w Częstochowie nadzieję, że ten sezon nie jest jeszcze stracony.

– Trudno nie patrzeć w tabelę, skoro gramy dobrze i zdobywamy punkty – mówi Dariusz Formella, skrzydłowy Rakowa. – Jedziemy po cichu z tyłu. Sądzę, że nie wszyscy biorą nas już poważnie pod uwagę, ale my wierzymy do końca. Ciszej jedziesz – dalej zajedziesz. Naprawdę mam nadzieję na to, że ten sezon zakończy się dla nas pozytywnie – dodaje Formella.

Poza dzisiejszą wyprawą do Tychów, częstochowian czekają jeszcze tej wiosny mecze z drużynami, które w komplecie walczą o utrzymanie. Olimpia Grudziądz, Górnik Łęczna, Pogoń Siedlce…

– Chcemy wygrać z każdym z tych rywali i awansować. Starcie w Tychach będzie kluczowe – przyznaje Mateusz Lis, bramkarz zespołu spod Jasnej Góry.

Kciuki za… remis

Teoretycznie, znacznie trudniejszy terminarz mają tyszanie, których czekają jeszcze wyjazdowe mecze z walczącymi o awans GKS-em Katowice i Zagłębiem Sosnowiec. Z drugiej jednak strony – przecież zespoły z dołu tabeli, z jakimi zmierzy się Raków, też będą miały nóż na gardle. Dla podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza sytuacja jest o tyle komfortowa, że mogą upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony – samemu dopisać punkty do swojego dorobku, a z drugiej – odebrać punkty przeciwnikom. A że są w stanie to zrobić, nikogo nie trzeba chyba przekonywać. W 11 wiosennych kolejkach odnieśli aż osiem zwycięstw.

Droga po marzenia wiedzie przez dzisiejszy wieczór. GKS i Raków „urządza” wyłącznie wygrana, dlatego trudno nie ostrzyć sobie zębów na to widowisko. A może zamiast jednego zabitego będą dwaj ciężko ranni i zakończy się remisem? Za taki scenariusz z pewnością trzyma kciuki… reszta pierwszoligowej stawki.