Żywot Michała

Dziwnie układają się jego losy w krakowskim klubie. Cały sezon w podstawowym składzie zaliczył tylko raz, zaraz po transferze z Ruchu Chorzów. I choć był wtedy całkiem mocnym punktem zespołu, potem kolejni trenerzy zastanawiali się, jak tylko wysadzić go z siodła. W sezonie 2015/16 bronił Radosław Cierzniak, a gdy przeniósł się do Legii – w bramce Wisły stanął Michał Miśkiewicz. Buchalik miał wtedy pecha, bo dopadły go też kłopoty zdrowotne, więc kolejny sezon stał pod znakiem Łukasza Załuski.

Wykreślony z listy transferowej

Joan Carrillo w poprzednim sezonie nawet się nie krygował. Gdy Julian Cuesta wrócił do zdrowia, posadził Buchalika na ławce zaraz po świetnym meczu z Piastem Gliwice. Zresztą Buchalika miało w klubie już nie być, bo w czerwcu trafił na listę transferową, a w Krakowie został tylko dzięki własnej determinacji.

Latem Cuesta odszedł z klubu, a mimo to Buchalik znów miał wylądować na ławce rezerwowych. Sezon w podstawowym składzie miał zacząć nowy nabytek, Mateusz Lis. 21-letni golkiper doznał jednak urazu, który na kilka tygodni wykluczył go z treningów.

– Szczęście do mnie wróciło – mówi Michał Buchalik. – W przeszłości to ja, z powodu kontuzji, dwukrotnie traciłem miejsce w składzie na starcie sezonu. Mateuszowi życzę jak najszybszego powrotu do zdrowia, bo to pomoże zespołowi. Dla mnie najważniejsze jest to, by wykorzystać pięć minut, które teraz dostałem – mówi.

Na razie idzie mu bardzo dobrze. W meczu z Arką zachował czyste konto, w spotkaniu z Miedzią przepuścił piłkę tylko po strzale Marquitosa z rzutu karnego. Za to w doliczonym czasie gry uratował Wiśle zwycięstwo, w niezwykłym stylu broniąc strzał Fabiana Piaseckiego z odległości pięciu metrów.

Wdzięczny Sadlok

– Cieszę się z tej interwencji. Poleciałem w ciemno, praktycznie nie widziałem momentu uderzenia piłki, bo było gęsto od nóg. Najważniejsze, że udało się odbić piłkę i cieszę się, że pomogłem chłopakom w odniesieniu tego zwycięstwa – mówi Buchalik. Po meczu w szatni najmocniej dziękował mu Maciej Sadlok. To po jego błędzie Miedź miała rzut karny i zdobyła kontaktową bramkę. – Popełniłem głupi błąd. Niepotrzebnie przytrzymałem rywala. Miedź strzeliła gola i zaczęła się nerwówka – opisuje obrońca Wisły.

– Raz pomogę ja, jak w końcówce meczu z Miedzią, innym razem Maciek, który wcześniej już nieraz pokazywał, że jest ważnym punktem naszego zespołu – podkreśla Buchalik.

Taka parada to niezły dodatek, ale Buchalik przekonuje, że poniżej pewnego poziomu też nie schodzi. – Bramkarska solidność jest dla mnie bardzo ważna, a dzięki temu w przeszłości niejeden raz byłem ważnym punktem zespołu – mówi bramkarz Wisły.

Biała Gwiazda rozpoczęła sezon nadspodziewanie dobrze. Krakowianie mają już cztery punkty, ale trzeba pamiętać, że dwa pierwsze spotkania rozgrywali na własnym stadionie, a rywale nie należeli do czołówki ligi. – Nie jesteśmy zaskoczeni tymi wynikami, bo wiemy, co robiliśmy w okresie przygotowawczym. Wszyscy ciężko pracowaliśmy na te wyniki. Dwa pierwsze mecze pokazały, że potrafią grać w piłkę i fajnie wygląda to dla kibica – kończy Buchalik.