MKS Będzin. Frustracja i kontuzje

Spotkanie w Sosnowcu awizowane było jako starcie dwóch sfrustrowanych drużyn, które do tej pory zawodziły na całej linii. Będzinianie wcześniej wygrali tylko jedno spotkanie, z kolei mistrzowie Polski wylądowali w środku tabeli, co stawia pod znakiem zapytania ich wciąż wysokie aspiracje.

Optymizmu nie brakowało

Przed meczem nieco większy optymizm dało się zauważyć w obozie gospodarzy. – Jesteśmy gotowi na drugą część sezonu – meldował trener MKS-u Gido Vermeulen, jednak bardzo szybko można było odnieść zupełnie odmienne wrażenie.
Z kolei Artur Ratajczak wskazywał na rezerwy tkwiące w sferze psychicznej. – Mam nadzieję, że udało nam się zebrać w sobie i teraz pokażemy, że tkwi w nas potencjał! – przekonywał kapitan będzinian, ale i jego przewidywania nie miały pokrycia w faktach.

Wspomniany optymizm gospodarzy wynikał głównie z tego, że bełchatowianie nie mogli skorzystać z usług swoich kontuzjowanych gwiazd, Mariusza Wlazłego i Artura Szalpuka. Ale i MKS nie mógł wystawić najsilniejszego składu. Na treningu silny ból w plecach poczuł Lukas Tichaczek i zespół został z jednym rozgrywającym.

Kłos blokował… jedną ręką

Zastępujący Tichaczka Tomasz Kowalski nie zawsze rozumiał intencje kolegów, więc nic dziwnego, że początek I seta przebiegał zdecydowanie pod dyktando gości. Bełchatowianie niemal miażdżyli blokiem swoich rywali, co jednak nie zniechęciło gospodarzy do szukania nowych rozwiązań pod siatką. Dopiero po asie serwisowym Rene Teppana goście uciekli na 18:13, prezentując dojrzałą siatkówkę. Momentami był to mecz Skry z jednym zawodnikiem czyli Lincolnem Wiliamsem, którego silne ataki obijały blok przeciwników. Australijskiemu atakującemu gorzej szło w polu zagrywki. Gdy będzinianie po pełnej determinacji grze zbliżyli się w końcówce do Skry (20:23), Williams posłał swój serwis w aut, podając rękę rywalom… – Nie zawsze udaje się każde zagrania serwisowe. W tym momencie się pomyliłem i mogę tylko żałować – mówił później popularny „Kangur”.

„Miażdżenie” rywali blokiem

O ile Williams słabsze momenty przeplatał bardzo udanymi zagraniami, to już inny „stranieri”, Jake Langlois zawodził na całej linii. Reprezentant USA nie potrafił kończyć prostych piłek, fatalne błędy zdarzały mu się także na przyjęciu. Amerykanin, zmieniając Jakuba Peszkę czy też Adriana Buchowskiego nie był w żadnym wypadku wartościowym dublerem. Zresztą od początku sezonu Langlois nie potrafi się odnaleźć w MKS-ie Będzin.

O drugim secie nie warto nawet wspominać, początek to tradycyjne „miażdżenie” rywali blokiem przez Skrę, a później oglądaliśmy kontrolowany odjazd mistrzów Polski, wśród których najwięcej jakości dawali Grzegorz Łomacz, Milad Ebadipour i Jakub Kochanowski. Trzeba też wspomnieć o Karolu Kłosie, który w połowie trzeciej partii mógł triumfalnie spojrzeć w kierunku swoich kolegów i grupy fanów Skry, gdy jedną ręką efektownie zablokował Bartłomieja Grzechnika. Będzinianie bardzo chcieli odmienić swój los, wygrać wreszcie mecz na swoim boisku, jednak przytrafiające się serie błędów niweczyły cały wysiłek.

MKS BĘDZIN – PGE SKRA BEŁCHATÓW 0:3 (22:25, 14:25, 20:25)

BĘDZIN: T. Kowalski (1), Buchowski (3), Ratajczak ()3, Williams (19), Peszko (10), Grzechnik (5), Potera (l) oraz J. Fornal (1), Langlois (1). Trener: Gido VERMEULEN
BEŁCHATÓW: Łomacz (1), Ebadipour (12), Kochanowski (15), Teppan (11), Orczyk (6), Kłos (16), Piechocki (l) oraz Droszyński, Katić. Trener: Roberto PIAZZA

Sędziowali: Zbigniew Wolski (Gorzów Wlkp.), Agnieszka Michlic (Bydgoszcz). Widzów: 1400

Przebieg meczu

I: 2:5, 7:10, 11:15, 18:20, 22:25
II: 1:5, 7:10, 9:15, 11:20, 14:25,
III: 5:4, 8:10, 13:15, 17:20, 20:25
Bohater: Jakub KOCHANOWSKI

 

Na zdjęciu: MKS Będzin nie dał rady mistrzom Polski, którzy rozegrali bardzo dobre spotkanie.