4. kolejka ekstraklasy pod napięciem!

Przed nami 4. kolejka ekstraklasy. Kilka drużyn chce pokazać się z lepszej strony.


Zatrzymać chorobę
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus

Choroba popucharowa w odróżnieniu od pewnego wirusa jest w naszej lidze wyłącznie objawowa i powoduje problemy u drużyn łączących na starcie sezonu grę na frontach krajowynm i europejskim. Przekonują się o tym Lech Poznań i Piast Gliwice, które czekają na pierwsze w sezonie ekstraklasowe zwycięstwo. Dla „Kolejorza” wygrana w derbach z Wartą to obowiązek; z kolei dla Piotra Parzyszka (na zdjęciu) i spółki poniedziałkowe potknięcie z Jagiellonią może oznaczać zarycie o dno tabeli – co zresztą już miałoby miejsce, gdyby nie punkty odjęte Cracovii. A to dwukrotnemu medaliście nie przystoi!


Trzy po trzy
Fot. Paweł Jaskółka/Pressfocus

Po trzech kolejkach Lechia Gdańsk ma na koncie 3 punkty, a w dwóch ostatnich meczach traciła po 3 gole i przegrywała. Po szczęśliwej wygranej z Wartą przyszły klęski z Rakowem Częstochowa i Górnikiem Zabrze, co sprawiło, że zespół trenera Piotra Stokowca (na zdjęciu) znalazł się na cenzurowanym. Jeśli w przełamaniu nie pomoże domowa konfrontacja z beniaminkiem z Mielca, może okazać się, że w Trójmieście mają poważniejszy problem, a niepowodzenia z zabrzanami i częstochowianami nie będą mogły być tłumaczone mało fartownym terminarzem i świetną dyspozycją rywali.


Pierwszy zryw żółtodziobów?
Fot. Michał Kosc/Pressfocus

Beniaminkom z roku na rok jest w ekstraklasie coraz trudniej. W tym stwierdzeniu coraz mniej jest frazesowego banału, a coraz więcej rzeczywistości, o czym świadczą niedawne przypadki Zagłębia Sosnowiec, Miedzi Legnica czy ŁKS-u Łódź. Po trzech kolejkach tego sezonu nadal bez wygranej pozostają wszystkie trzy tegoroczne żółtodzioby elity: Warta, Stal i Podbeskidzie. Ci pierwsi byli bliscy pokonania Lechii, ci drudzy w samych końcówkach tracili po 2 punkty w Płocku i Krakowie, ci trzeci tłukli się remisując 2:2 z Cracovią i Jagiellonią. Worek na skalpy pozostaje jednak pusty. Bielszczanie, m.in. Kamil Biliński (na zdjęciu) mogą zmienić to już dziś.


Foto główne: Michal Kosc / PressFocus