Dopracowywanie systemu

Chorwat na finiszu poprzedniego sezonu wygrał dublet, ale nie przekonał Dariusza Mioduskiego na tyle, żeby automatycznie zmienić kontrakt tymczasowy na stały. Przeciwnie, właściciel Legii chciał sprowadzić Jerzego Brzęczka z Płocka, czemu trudno się dziwić, bo tamtejsza Wisła – mimo że ostatecznie przegrała – dała warszawianom lekcję nowoczesnego futbolu przy Łazienkowskiej. Na szczęście dla Klafa, władze Nafciarzy nie chciały wzmacniać ligowego konkurenta szkoleniowcem, który z Mazowsza wybił się ostatecznie do drużyny narodowej.

Klafurić pod przymusem

Chorwat dostał zatem umowę na obecny sezon, ale na plecach właściwie od początku przygotowań czuł oddech Adama Nawałki. Który jeszcze wzmógł się po nadspodziewanie szybkim wypadnięciu biało-czerwonych z mundialu, co skutkowało utratą posady przez byłego już selekcjonera. Klafurić nie miał więc wyboru – nie tylko chciał, ale wręcz musiał wykazać się już na dzień dobry. Zmienił ustawienie na 1-3-5-2, czyli to samo, na którym Nawałka poległ w Rosji. Nie dopracował jednak nowego schematu na tyle, żeby pokonać Arkę Gdynia w meczu o Superpuchar. Co jest o tyle dziwne, że roszady – wbrew zapowiedziom – po pierwszym meczu z Cork City FC były w wyjściowej jedenastce kosmetyczne, i w ogóle nie dotknęły bloku defensywnego. Mimo wielkiej mobilizacja klątwa Superpucharu nie została jednak przełamana, a w ślad za tym margines błędu trenera także niebezpiecznie się zmniejszył. Zdaniem dobrze zorientowanych – Dean nie może już sobie pozwolić latem na żadną pomyłkę, zwłaszcza w meczach pucharowych. – Wynik z Arką nie jest dla nas korzystny, ale podczas tego meczu dominowaliśmy, graliśmy ofensywnie. To są nasze cele. Chcemy nadal grać atrakcyjnie i kombinacyjnie. Jesteśmy Legią Warszawa – stwierdził jednak spokojnie na konferencji przed rewanżem z Irlandczykami Klafurić i nie sprawiał wrażenia gościa, który próbuje zaklinać rzeczywistość. – Fakty są takie: w meczu z Arką mieliśmy 65% posiadania piłki, z Cork było to 70%. Z Arką oddaliśmy 17 strzałów, w tym pięć celnych, mieliśmy 87% celności podań. W meczu z Cork z kolei oddaliśmy 15 strzałów. Staramy się prowadzić grę. Przeciwko Arce popełniliśmy kilka błędów i to też jest w piłce normalne.

Końska dawka i cztery pory roku

Porównania do roli sapera fajnie sprzedają się w mediach, ale Klafowi z pewnością nie jest do śmiechu. Począwszy od premierowego meczu z Cork sprzed tygodnia, do pierwszego weekendu września, kiedy to Legię czeka wyjazdowe starcie z Cracovią, stołeczni piłkarze powinni rozegrać 16 meczów. To końska wręcz dawka, więc w sumie nie dziwne, że podczas przygotowań stołeczni piłkarze pracowali bardzo intensywnie i teraz zauważalny jest jeszcze praktycznie u wszystkich brak świeżości. A przecież Carlitos dopiero zadebiutował w meczu o Superpuchar i nie ma prawa być zgrany z Jose Kante. Natomiast Michał Pazdan i Artur Jędrzejczyk właśnie wrócili z należnych po mundialu urlopów, więc prędkość startową osiągną jeszcze później niż pozyskany z Wisły Kraków Hiszpan.

Tyle że nikt, a już zwłaszcza prezes warszawskiego klubu, nie będzie brał pod uwagę obiektywnych trudności, na jakie natrafi w lipcu i sierpniu Klafurić. Chorwat zostanie rozliczony z efektu, a nikt przy Łazienkowskiej nie udaje, że bez pieniędzy z występów w grupie Ligi Europy budżet mistrza Polski bez problemu się zepnie. Corocznie preliminarz wydatków jest bowiem określany właśnie w oparciu o taki wpływ z UEFA, a w ubiegłym roku dziurę powstałą po odpadnięciu z pucharu pocieszenia musiał zasypać Mioduski. Nawet jeśli 100-procentowy akcjonariusz posiłkował się w tym celu zewnętrznymi źródłami, teraz może mieć problem ponownym z dosypaniem środków do bieżącej działalności. Pewnie zresztą nie ma na to najmniejsze ochoty, nie był przecież bierny w zimowym okienku transferowym, a latem także poniósł koszty związane ze wzmocnieniem zespołu. Ma za to prawo oczekiwać, że wydatki wkrótce zaczną się zwracać, zaś budżet – bilansować. A że cierpliwość nie jest jego wielką cnotą – właściciel stołecznego klubu udowodnił zwalniając we wrześniu ubiegłego roku Magierę, który miał być szefem legijnego projektu na lata. Tymczasem okazał się szkoleniowcem jedynie na cztery pory roku…

– Moja bramka przed tygodniem w Irlandii była przypadkowa, choć rzeczywiście jest jedną z ładniejszych w mojej karierze – ocenił w przeddzień rewanżu z Cork City FC Michał Kucharczyk. I spokojnie dodał: – Nowego systemu gry nie da się nauczyć z dnia na dzień. Potrzebujemy czasu. Przy pierwszej bramce dla Arki w meczu o Superpuchar zawiniłem ja, a przy trzeciej również popełniliśmy błędy w ustawieniu. Takie są fakty, i dłużej o tym nie powinniśmy dyskutować. Dajcie nam chwilę, my to dopracujemy…