GKS Tychy. Słowak czeka na konkurenta

Jak już informowaliśmy na naszym portalu, słowacki internacjonał wzmocnił siłę uderzeniową GKS-u Tychy.


Tyscy kibice, tęskniący za napastnikiem, który będzie strzelał gole, wreszcie doczekali się dobrej informacji. Do zespołu Artura Derbina dołączył król strzelców słowackiej ekstraklasy z sezonu 2013/2014 Tomasz Malec. Snajper urodzony 5 stycznia 1993 roku i mierzący 199 centymetrów 7 lat temu zakończył sezon z 14. golami, walnie przyczyniając się do zdobycia przez AS Trencin wicemistrzostwa Słowacji.

Ze swoim macierzystym klubem w następnym sezonie wywalczył jeszcze mistrzowski tytuł, a wypożyczany do zagranicznych klubów do swojej kolekcji trofeów dorzucił mistrzostwo i Puchar Norwegii z Rosenborg BK oraz Puchar Norwegii z Lillestrom SK. Ponadto grał w czeskiej Sigmie Ołomuniec, austriackim LASK Linz, słowackim DAC Dunajska Streda, litewskim Żalgirisie Wilno, łotewskim FK RFS Ryga, włoskim SSD Vis Pesaro, z którego wrócił na Słowację i minionym sezonie niemal w pojedynkę uratował FK Senica przed spadkiem z Fortuna Liga, czyli najwyższej klasy rozgrywkowej naszych południowych sąsiadów.

W stwierdzeniu „niemal w pojedynkę” jest oczywiście sporo przesady, bo piłka nożna to sport zespołowy, ale prezes GKS-u Tychy Leszek Bartnicki potwierdza te słowa mówiąc: W barażowym dwumeczu z MFK Dukla Bańska Bystrzyca, występując z opaską kapitańską, „Tomek” zdobył wszystkie 3 bramki dla swojej ekipy.

Na wyjeździe trafił dwukrotnie i Senica wygrała 2:1, a w rewanżu strzelił pierwszy i wyrównujący gol rywali w ostatnich sekundach niczego już nie zmienił. Podczas naszego pierwszego spotkania, przy kawie, wspomniałem o innym wysokim napastniku Tomaszu Pekharcie zza południowej granicy, który świetnie radzi sobie w Polsce. Wierzę, że nasz nabytek także szybko, zdobywanymi bramkami, zaskarbi sobie sympatię kibiców.

Gol w meczu z Hull City

W sumie Tomasz Malec w sezonie 2020/2021 rozegrał 33 spotkania ligowe, w których zdobył 11 bramek i zaliczył 4 asysty. Ponadto dwukrotnie wystąpił meczach Pucharu Słowacji, w których zanotował 3 trafienia. Ma także w swojej karierze gola, którego należy postawić na pierwszym miejscu w strzeleckiej hierarchii.

7 sierpnia 2014 roku w trzeciej rundzie kwalifikacji do Ligii Europy AS Trencin po bezbramkowym remisem zakończonym meczu na swoim boisku z Hull City pojechał na rewanż na KCOM Stadium z dużymi nadziejami. Po golu Tomasza Malca już w 2 minucie gry Słowacy wyszli na prowadzenie. Długo zanosiło się na sensację, ale po golu w 80 minucie Anglicy wygrali ostatecznie 2:1 i przeszli do następnej rundy, a Tomasz Malec przeszedł… do Rosenbergu BK, żeby sięgnąć po dublet.

Dwa występy w „Sokołach”

Natomiast w klasyfikacji najważniejszych spotkań w karierze słowackiego internacjonała, który w GKS-ie Tychy będzie grał z numerem 29, bez wątpienia na czołowe miejsca wysuwają się dwa występy w reprezentacji narodowej Słowacji. Wprawdzie, ani w 70 minutowym występie w spotkaniu z Ugandą, ani w 31-minutowym epizodzie w meczu ze Szwecją gola nie strzelił jednak może powiedzieć, że spełnił swoje dziecięce marzenia o grze w „Sokołach”.

W powietrzu i na ziemi

– Co ciekawe w przypadku zawodnika mierzącego 199 centymetrów wzrostu Tomasz Malec większość bramek strzela… nogą – mówi trener tyszan Artur Derbin. – To znaczy, że potrafi zrobić użytek nie tylko z wysoko „zawieszonej” głowy, ale także z długich nóg, którymi w podbramkowych zamieszaniach jako pierwszy sięga piłki na ziemi. Powiedziałem, że życzę mu żeby sobie przypomniał czasy, w których sięgał po koronę króla strzelców słowackiej ekstraklasy, ale jednocześnie zapowiedziałem mu, że najpierw musi sobie miejsce w zespole wywalczyć.

Jeszcze jeden napastnik

– Będzie miał bowiem konkurencję. Nie podam nazwiska, ale dodam, że szukamy jeszcze napastnika o innej charakterystyce, potrzebnego w ataku szybkim. W przyszłym tygodniu będziemy chcieli nasze rozmowy sfinalizować oraz sprawdzić kandydatów do roli młodzieżowca. Od poniedziałkowego porannego treningu, którym zaczynamy letni okres przygotowawczy, czeka nas więc sporo pracy – kończy Artur Derbin.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus