Henryk Grzonka: Włókniarza stać na finał, a przed ROW-em sporo znaków zapytania

Czy wydarzeniem roku był tytuł mistrza świata Bartosza Zmarzlika, czy jednak było coś ważniejszego?
Henryk GRZONKA:
Myślę, że to najcenniejsze mistrzostwo – indywidualne zdobyte przez Zmarzlika – to najważniejsze wydarzenie minionego sezonu. Na tytuł czekaliśmy bardzo długo. Gdy Tomasz Gollob w 2010 roku, jako drugi Polak w historii, został mistrzem świata, wydawało się, że ten worek się rozwiązał. Okazało się jednak, że na kolejny tytuł musieliśmy czekać aż 9 lat. Polacy zdobywali srebrne medale, ale musiała minąć niemal dekada zanim znów któryś z naszych stanął na najwyższym stopniu podium. Chciałbym wierzyć, że na kolejne złoto nie będziemy musieli czekać już tyle lat.

A liga? Coś pana w niej w tym roku zaskoczyło?
Henryk GRZONKA: Rozgrywki mnie nie zaskoczyły i zapewne nie jestem odosobniony w tej ocenie. Powiem więcej – finał był dla mnie nawet trochę nudny. Pamiętamy ciekawsze sezony, kiedy finisz rozgrywek dostarczał więcej emocji. Oczywiście, dopóki nie zostanie rozegrany ostatni mecz, trudno wskazywać mistrza, jednak w tym roku faworyt był zdecydowany. Od początku sezonu Unia Leszno krok po kroku w pięknym stylu zmierzała po kolejny tytuł. Również rozstrzygnięcia na pozostałych pozycjach nie są dla mnie żadnym zaskoczeniem. Emocje żywią się niespodziankami, a tych trochę zabrakło.

A przyszły sezon? Czy Unia zostanie zdetronizowana, czy kolejny raz sięgnie po tytuł?
Henryk GRZONKA: Unia to bardzo mocny zespół. Myślę, że żaden z polskich klubów w ostatnich latach nie miał tak silnego i wyrównanego zespołu. O sile drużyny wcale nie muszą decydować tylko gwiazdy. Pamiętam kluby, które potrafiły zakontraktować wiele gwiazd i wydawało się że mają pewny sukces, że muszą zdobyć  mistrzostwo, ale nie udawało im się nawet stanąć na podium. Natomiast drużyna Unii była zespołem bardzo równym. To był klucz do złotego medalu. Ich wielkim atutem byli juniorzy – Bartosz Smektała i Dominik Kubera. Rzadko się zdarzało, by w jednym klubie było dwóch tak silnych młodzieżowców, praktycznie na równi z seniorami. Mając taki skarb, byłoby po prostu czymś niezwykłym, gdyby ta drużyna nie sięgnęła po tytuł.

Włókniarz wypożyczył Jasona Doyle’a oraz zakontraktował Rune Holtę. Czy to oznacza, że w przyszłym sezonie będą mieli szansę na mistrzostwo?
Henryk GRZONKA: W Częstochowie zbudowano bardzo silną drużynę, która powinna powalczyć o finał, a może i o tytuł. Zespół jest, przynajmniej teoretycznie, mocny, ale do sukcesu potrzeba jeszcze trochę sportowego szczęścia, którego nie da się kupić, a które w tej dyscyplinie jest bardzo potrzebne. Jazdę Włókniarza w poprzednim sezonie uznaję za sukces. Ktoś może mieć niedosyt, bo liczył, że drużyna powinna była jechać w finale. Ja uważam, że ekipa Marka Cieślaka wykonała plan. Gdyby jeszcze kilka lat temu, kiedy klub był na dnie, ktoś powiedział, że Włókniarz w 2019 roku zdobędzie medal, byłby uznany za szaleńca. Po cichu liczyłem, że częstochowianie zdobędą brązowy medal. I tak się stało.

Prezes Michał Świącik bez zbędnego nadęcia, ale konsekwentnie, wzmacnia zespół i robi kolejne kroki w drodze do zrealizowania tych największych marzeń. Czy jest to drużyna, która pokona Unię Leszno? Życie pokaże, ale myślę, że ma szanse, by wywalczyć o awans do finału. Resztę zweryfikuje walka na torze. Pamiętajmy, że w tej dyscyplinie trudno na papierze wyrokować o układzie tabeli. Wystarczy jedna kontuzja, by pieczołowicie budowany skład, marzenia o sukcesie, o finale play offu zaczęły się oddalać. Nie mówię tu niczego odkrywczego. Jeżeli sportowe szczęście będzie dopisywało i wszyscy szczęśliwie przejeżdżą cały sezon, kibice powinni mieć wiele powodów do radości.

Niedawno widziałem zdjęcie nogi Leona Madsena, kapitana Włókniarza – usuwano druty z jego kolana. Czy ta kontuzja może rzutować na jego formę w nadchodzącym sezonie?
Henryk GRZONKA: Nie jestem lekarzem, trudno mi wyrokować. Mamy tak zwany „martwy sezon”, zawodnicy wypoczywają, świętują i właściwie nie jeżdżą na motocyklach, ograniczając się często tylko do treningów ogólnorozwojowych. Jest sporo czasu do początku sezonu i myślę, że Madsen się pozbiera. To sympatyczny i ambitny zawodnik, który ma papiery na mistrzostwo świata. Na razie zdobył srebro, wszystko jednak przed nim. Był już bardzo blisko tytułu. My oczywiście kibicowaliśmy Zmarzlikowi, natomiast rywalizacja mogła wyglądać zupełnie inaczej gdyby Madsen pojechał lepiej Grand Prix w Vojens. Podobnie było w Indywidualnych Mistrzostwach Europy, gdzie też niewiele mu zabrakło do obrony tytułu. To zawodnik, który nie jest jeszcze spełniony i przyniesie kibicom duńskim, a może i sympatykom Włókniarza, wiele radości. Jestem o tym przekonany.

Przechodząc do Doyle’a – nie obawia się pan, że odpuści starty dla „Lwów” i skupi się na walce o mistrzostwo świata?
Henryk GRZONKA: Mówiąc szczerze – obawiam się tego. Z moich obserwacji wynika, że Doyle jest zawodnikiem, który ma pewne priorytety. Oglądam jego występy od momentu, kiedy pojawił się w polskiej lidze, oraz w Grand Prix i odnoszę wrażenie że ligowe mecze nie są dla niego najważniejszymi rozgrywkami. Owszem, był już raz mistrzem świata, ale inni mają na swoim koncie po kilka tytułów. Myślę, że on też ma takie marzenia. Jeżeli tylko nadarzy się okazja, to w sposób jasny, bez żadnych niedomówień, będzie starał się ten priorytetowy cel realizować.

Już raz taka sytuacja miała miejsce. Nie dziwi pana, że trener Cieślak zdecydował się właśnie na Doyle’a?
Henryk GRZONKA: Nie wiem, czy Cieślak sam o tym decydował. Nie chcę w to wnikać. Czasami tak jest, że szkoleniowiec kogoś by chciał, a prezes mu to wybija z głowy. Może to wspólny plan działania trenera i klubu? A tak naprawdę, to kogo jeszcze można było w tym roku zakontraktować? Nie pamiętam takiej „biedy” na rynku transferowym. Nie było ani z kim, ani o czym rozmawiać.

I nie było też zaskoczeń. Praktycznie każdy wiedział jeszcze przed rozpoczęciem okienka transferowego, jak będą wyglądały składy…
Henryk GRZONKA: Małe znaki zapytania, jeszcze przed okresem transferowym, były. Spekulowano, czy Doyle przyjdzie do Włókniarza, czy może wybierze inne oferty? Ostatecznie wylądował w Częstochowie. No ale jak nie Doyle, to kto? Nie było sytuacji że Cieślak i prezes Świącik mogliby wybierać. Do wzięcia był Doyle, to go zakontraktowano.

Był też problem z zastępstwem dla Adriana Miedzińskiego, który wrócił do Torunia. W odwrotnym kierunku powędrował Holta. Nie dziwi pana, że Włókniarz chce zawodnika 46-letniego?
Henryk GRZONKA: No dobrze, ale ponowie trzeba zapytać – kogo innego mogli zakontraktować? Holta jest związany z Częstochową jak z żadnym innym klubem. To żużlowiec, który mimo swojego wieku, ciągle ma jeszcze coś do udowodnienia. Nie mówię, że pojedzie we wszystkich meczach i w każdym z nich przywiezie komplet. Raczej może sprężyć się na jeden, dwa biegi, może urwać  ważne punkty. Holta prowadzi sportowy tryb życia i miejmy nadzieję, że jeszcze raz w barwach Włókniarza zdoła postawić „kropkę nad i”. Gdyby mu się to nie udało, byłaby to dla niego wielka porażka. Mimo iż w Częstochowie zawsze był lubiany i szanowany, to pamiętajmy, że „łaska kibica na pstrym koniu jeździ”…

Skoro mówimy o doświadczonych zawodnikach, przejdźmy do ROW-u. Rybniczanie zakontraktowali Grega Hancocka, choć nie wiadomo czy przez sprawy rodzinne w ogóle wystartuje w tym sezonie…
Henryk GRZONKA: W Rybniku liczą, że będzie jeździł. Zobaczymy, czy tak będzie. Ja bym postawił tutaj inny znak zapytania – w jakiej dyspozycji będzie Hancock i czy rzeczywiście będzie tym, który uratuje ROW przed ponownym spadkiem do I ligi. Na pewno jest profesjonalistą. Jego team zapewne śledzi wszystkie nowinki techniczne. Jeżeli Hancock zdecyduje się na jazdę w Grand Prix, a wiele na to wskazuje, to będzie robił wszystko, aby ten powrót był godny, a to będzie dobrze rokowało również dla Rybnika. ROW stanął jednak przed ogromnym wyzwaniem. Nie chciałbym być w skórze prezesa Krzysztofa Mrozka, który mimo najszczerszych chęci i pewnie sporych możliwości nie mógł wiele zdziałać.

A nie można było wcześniej zacząć poszukiwać zawodników, skoro awans był o krok? Przez to teraz skład ROW-u w porównaniu z innymi rywalami wygląda blado.
Henryk GRZONKA: Nie wygląda najlepiej, aczkolwiek może się okazać, że ROW to równo jeżdżąca drużyna, która może nie ma w składzie gwiazd, ale ma zawodników którzy są w stanie są zrobić 6-7 punktów w meczu. Oby tak było. No bo kogo mieli ściągnąć? Lindbaecka?

Może któregoś z zawodników Unii. W końcu Smektała wchodzi w wiek seniorski i w Lesznie zacznie robić się ciasno.
Henryk GRZONKA: Rzeczywiście, mają za dużo zawodników i coś będą musieli z tym zrobić. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby na wiosnę na wypożyczenie do ROW-u przyszedł Brady Kurtz, który zresztą w Rybniku jeździł wcześniej i stąd dopiero poszedł do ekstraligi, albo Jarosław Hampel. Bo jeżeli Unii wypuści zawodnika do ROW-u, to nie wzmocni żadnego ze znaczących rywali. Przy założeniu także, że dojdzie Hancock, że Kacper Woryna będzie w dobrej formie – można zacząć myśleć pozytywnie.

Myślę, że dużo do udowodnienia ma Robert Lambert. Czytałem rozmowę z nim, w której odgrażał się, że będzie chciał powalczyć o medale, także w mistrzostwach Europy. Ostatni sezon był dla niego bardzo słaby. W żużlu, jak uczy historia, często bywa, że zawodnik po słabym sezonie, w kolejnym jeździ fanatycznie. To samo może dotyczyć Milika. Myślę, że obaj mają i sobie, i kibicom coś do udowodnienia. Kiedyś muszą się obudzić, przecież nie zapomnieli, jak się jeździ na żużlu. Kiedyś słabo w Rybniku jeździł Andreas Jonsson, wydawało się, że nic już z niego nie będzie po takim sezonie, i to w pierwszej lidze. Odszedł do innego klubu i jechał genialnie. Myślę, że prezes Mrozek trochę liczy na to, że Lambert i Milik „zaskoczą”. Tylko to może uratować ten zespół.

Liczą pewnie także na Worynę. On też ma chyba coś do udowodnienia w lidze.
Henryk GRZONKA: Zdecydowanie tak. Myślę że odnajdzie się w ekstraligowej rywalizacji. Czasami jednak, gdy czegoś się bardzo chce, nie zawsze wychodzi. Kacpra trochę prześladowały miejsca tuż za podium. Nie wiem, na ile siedzi mu to z tyłu głowy, jednak musi sobie uświadomić jedną rzecz – albo w tym sezonie pokaże, że jest naprawdę mocnym zawodnikiem, albo będzie miał problem, żeby znaleźć się w europejskiej czołówce. Myślę że poza ligą, priorytetem dla niego powinny być mistrzostwa Europy, ale z mocnym uderzeniem od samego początku, aby nie przespać jakiegoś turnieju, jak to miało miejsce w 2019 roku. Kolejne turnieje SEC były całkiem udane, ale ten pierwszy był dramatycznie zły…

No i zadecydował o braku miejsca na podium, bo zabrakło mu raptem kilku punktów…
Henryk GRZONKA: Kto wie, może nawet rywalizowałby o mistrzostwo Europy. Trzeba spokojnie do tego podejść, bez presji. To dla Kacpra jest sezon, w którym albo coś wszystkim udowodni, albo będzie miał problem.

Wierzy pan, że ROW stać na to, co w zeszłym roku zrobił Motor Lublin? Był skazywany na pożarcie, a jednak utrzymał się w dobrym stylu w lidze a teraz ma mocarstwowe plany.
Henryk GRZONKA: Życzę Rybnikowi jak najlepiej. Ta drużyna nie jest bez szans na utrzymanie. Na dzisiaj oceniałbym pół na pół. Reasumując – jeżeli obudzi się Milik, jeżeli dobry sezon będzie miał Lambert, jeżeli wróci Hancock i dojdzie ktoś  z Leszna, jeżeli w dobrej formie będzie Woryna… Trochę dużo tych znaków zapytania, ale wiem jedno, że ta drużyna powalczy.


Zobacz jeszcze: W Rybniku opowiedzą o historii żużlowego mistrza