Ich najgorszy mecz

Rafał Leszczyński, bramkarz Podbeskidzia, był w tej rundzie ostoją swojego zespołu. Do czasu. Otóż w Katowicach golkiper, który ma za sobą jeden występ w reprezentacji Polski, zwyczajnie zawiódł. Popełnił przynajmniej jeden poważny błąd, choć są tacy, którzy winią go za dwie z trzech straconych przez „górali” bramek. Mniejsza o to. W każdym razie to nie był najlepszy występ „Leszcza” w tym sezonie. A szczególnie w tej rundzie. Warto zaznaczyć, że wiosną golkiper skapitulował tylko trzy razy. Przy bramkach puszczonych w meczach z GKS-em Tychy, Puszczą Niepołomice i Rakowem Częstochowa nie miał jednak większych szans.

Nie przypominali samych siebie

Co innego w Katowicach, chociaż nie jest też tak, że Leszczyński przegrał mecz. – Nasza gra przez cały mecz nie wyglądała najlepiej, choć do przerwy jeszcze mieliśmy 0:0 – powiedział po spotkaniu bramkarz Podbeskidzia, a jego zdanie podzielił Adam Nocoń, szkoleniowiec „górali”. – Zagraliśmy najsłabszy mecz w tej rundzie. Nie przypominaliśmy zespołu, który nie przegrał 11 meczów z rzędu – mówił ze smutkiem w głosie opiekun pokonanego zespołu. – GKS był bardziej agresywny, widać było większą determinację rywala. Nie widziałem za to takiej agresji u moich zawodników. O ile w pierwszej połowie „jakoś” funkcjonowaliśmy, o tyle jako drużyna wyglądaliśmy bardzo źle. Na pewno trzeba się zastanowić, dlaczego tak się stało. Na gorąco mogę tylko powiedzieć, że tej wiosny – niezależnie od kolejnych wyników – graliśmy bardzo równo. Ani razu nie przydarzył nam się słabszy mecz. Aż do środy – w taki sposób rozwinął swoją wypowiedź szkoleniowiec bielskiego zespołu. I nie ma najmniejszych powodów, aby się z trenerem Podbeskidzia nie zgodzić. GKS obawiał się wizyty „górali”, którzy uchodzili za zespół, z którym bardzo trudno wygrać. Tymczasem w środę, przy Bukowej, drużyna Adama Noconia wyglądała tak, jakby po raz pierwszy zagrała ze sobą. Pomimo tego, że do gry wrócili zarówno Guga Palawandiszwili, jak i Damian Chmiel.

Zebrać się w sobie

Wywołany do tablicy na początku tekstu Rafał Leszczyński przyznał się do błędów. – Ustawiła spotkanie pierwsza bramka. Jeśli gościu próbuje dośrodkować, a wychodzi mu centrostrzał, to… z każdego schodzi powietrze. Zaraz potem druga bramka… Myślę, że i w tej sytuacji powinienem się lepiej zachować. Ale – jak to mówią – „nie zawsze jest niedziela”. Trzeba to wziąć na klatę. Jak wchodzi 10 zawodników przed bramkarza, w tym dwóch typowo nastawionych na blokowanie go, to nie jest mu łatwo. To było doskonale widać przy drugiej bramce GKS-u: niemal do samego końca miałem wyblok. Sędzia nie zagwizdał, trudno się więc w ten sposób tłumaczyć… – golkiper Podbeskidzia nieraz udowodnił, że nie tyle potrafi trudny cios przyjąć „na klatę”, co jego spostrzeżenia są zupełnie trafne. Podobnie zresztą, jak Pawła Oleksego, który z kolei obiecał poprawę. Już w najbliższym spotkaniu, przeciwko Odrze Opole. – Możemy teraz mówić, że lepiej stracić trzy gole w jednym spotkaniu niż po jednym w trzech. Mamy mecz za trzy dni i chcemy się odkuć za tę porażkę. Musimy się szybko zebrać w sobie, gramy u siebie, gdzie do tej pory nie przegrywamy. Cóż, po prostu musimy zdobyć trzy punkty – zapowiedział „Olo”. A my dodajmy, że według klasyka jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. W przypadku Podbeskidzia, które wcześniej wprawdzie na kolana nie rzucało, ale grało porządnie, takie stwierdzenie nie jest na miejscu.