Nie było remisów

Mecze z Czechami, naszym południowym sąsiadem, mają swoją temperaturę i wagę, tak będzie i w piątek.


Choć reprezentacja Czech przejęła schedę po Czechosłowacji, to jednak co innego było grać z tamtym rywalem, który dwa razy był wicemistrzem świata w 1934 i 1962 roku, a co innego z Czechami, którzy w 1993 rozdzielili się ze Słowakami.

Chuligani w akcji

Po raz pierwszy z „czeskimi lwami” w nowej politycznej rzeczywistości spotkaliśmy się na początku 1997 roku. Czesi byli akurat kilka miesięcy po jakże dla nich udanych mistrzostwach Europy na angielskich stadionach, gdzie doszli aż do finału. Tam po dogrywce, po „złotej bramce” Olivera Bierhoffa przegrali 1:2 z Niemcami. W ich składzie brylowali wtedy Karel Poborsky, Vladimir Smicer, Pavel Kuka czy świetni obrońcy, kapitan Miroslav Kadlec oraz słynący z długich włosów Jan Suchoparek. Właśnie ich desygnował do gry przeciwko biało-czerwonym trener Duszan Uhrin na stadionie Bazaly w Ostrawie, gdzie przez lata występował Banik (teraz jest tam centrum treningowe ostrawskiego klubu).

Mecze z Czechami
Pierwszy mecz z Czechami w Ostrawie w 1997 r. stał pod znakiem zadym naszych kibiców.

Właśnie – Ostrawa, stadion Banika, bliskość naszej granicy i kibice. To był motyw przewodni tego, co się wydarzyło w środę po południu 12 marca. „Hańba w Ostrawie” – pisał nazajutrz „Sport”. O co poszło? O porażkę jedną bramką? Słabszą grę zespołu prowadzonego przez Antoniego Piechniczka? Nic tych rzeczy. Dali o sobie znać krewcy polscy kibice czy raczej chuligani, którzy wszczęli potężne awantury na trybunach. Fotoreportaż Jerzego Kleszcza pokazuje, jakie dantejskie sceny miały wtedy miejsce na Bazaly.

„Dość” – pisała wtedy nasza gazeta, pomstując na wandali z rodzimej strony granicy. A premierowe spotkanie Polski i Czech toczyło się pod dyktando gospodarzy. Rozmiary porażki zmniejszyliśmy w ostatniej minucie za sprawą trafienia głową naszego kapitana, Jacka Zielińskiego. Szykowaliśmy się wtedy do decydujących gier w eliminacjach mistrzostw świata z Włochami i Anglią, które nie skończyły się potem dla nas dobrze. To był też jeden z ostatnich meczów, w którym kadrą zawiadywał selekcjoner Piechniczek.

Babcia na trybunach

Kolejne trzy mecze z naszym sąsiadem to jednak trzy nasze wygrane – dwie towarzyskie i jedna w grze o punkty w eliminacjach mistrzostw świata. Zwycięstwo odniesione w październiku 2008 roku na Stadionie Śląskim miało swoją wartość. Czesi mieli wtedy kolejną świetną generację zawodników, ze znakomitym bramkarzem Petrem Czechem, obrońcą Markiem Jankulovskim czy innymi zawodnikami – m.in. jak Jankulovski wywodzącymi się z Banika, klubu tak popularnego i lubianego po naszej stronie granicy – Milana Barosza i Vaclava Sverkosa.

Mecze z Czechami
W październiku 2008 po znakomitym spotkaniu pokonaliśmy 2:1 Czechów na Śląskim w obecności 45 tys. kibiców.

Polska jedenastka pod wodzą Leo Beenhakkera rozegrała jedno z najlepszych spotkań w pierwszej dekadzie XXI wieku i wygrała 2:1. Bohaterem był Jakub Błaszczykowski, którego na trybunach dopingowała wtedy babcia, pani Felicja Brzęczek. Sama przez lata opiekowała się osieroconym Kubą. Ten zagrał wtedy znakomite spotkanie, trafiając na początku II połowy na 2:0. Ostatecznie wygraliśmy 2:1. Pożegnano wtedy, nie bez zgrzytu Jacka Bąka. To było w czasie, kiedy była wojna na linii fani – PZPN. Zresztą na pożegnanie naszego znakomitego obrońcy, delegat FIFA dał nam… 30 sekund.

W pomeczowej relacji ówczesny szef działu piłkarskiego „Sportu”, Dariusz Czernik pisał: „Potrzebowaliśmy tego sukcesu bardzo. Nie dość, że kadra w tym roku regularnie zawodziła, to jeszcze w ostatnich tygodniach piłkarze zeszli w cień wojny polityków z działaczami. Mimo to Stadion Śląski wypełnił się do ostatniego miejsca. – Grało się na nim fantastycznie. Chciałbym, by każdy mecz był grany na tym obiekcie – przyznał Mariusz Lewandowski”.

Niebo zapłakało

Niestety, kolejne mecze o coś – a były takie trzy – z kretesem przegraliśmy. Rewanż w eliminacjach MŚ, rok po wiktorii na Śląskim, zakończył się wygraną naszych sąsiadów 2:0, ale dużo bardziej bolesna porażka, żeby nie napisać klęska, miała miejsce w czerwcu 2012 podczas Euro, które organizowaliśmy wspólnie z Ukraińcami. Przed ostatnim grupowym meczem mieliśmy 2 punkty za remisy z Grecją i Rosją. Czesi byli od nas lepsi, bo mimo klęski w pierwszej grze ze „sborną” 1:4, potem ograli Greków 3:1. Do awansu do 1/4 finału drużyna prowadzona przez „Franza” Smudę potrzebowała wygranej. W opinii ekspertów, w tym mistrza Europy z 1976 roku Zdenka Nehody, który przed tamtym meczem rozmawiał ze „Sportem”, faworytem byli biało-czerwoni. Jak się skończyło, pamiętamy. Po naszej słabej grze Czesi wygrali i cieszyli się z awansu do ćwierćfinału Euro 2012.

„Niebo zapłakało” – taki tytuł nosiła relacja z tamtego nieszczęsnego meczu, który był pożegnaniem dla selekcjonera Smudy i Dariusza Dudki. „25 minut na czwórkę, ale bez gola, a potem coraz słabiej i w końcu źle. Niebo płakało nad Wrocławiem.

Mecze z Czechami
Porażka we Wrocławiu podczas Euro 2012 kosztowała nas awans do ćwierćfinału.

Nie będzie po tym meczu czego wspominać i kogo żałować. Słabszy przegrał i odpadł. Może to boleć, ale czy nie na tym polega sport?” – pisała nasza gazeta. W tamtym meczu w ataku naszej reprezentacji grał Robert Lewandowski. Z kolei u rywala w końcówce wszedł Tomas Pekhart, który teraz znalazł się na liście rezerwowej selekcjonera Jaroslava Szilhavego.

Pora na rewanż!

We Wrocławiu odegraliśmy się Czechom nieco ponad dwa lata później, kiedy wygraliśmy 3:1 po bramkach Arkadiusza Milika, Tomasza Jodłowca (jedyny gol w reprezentacji ówczesnego piłkarza Podbeskidzia Bielsko-Biała) oraz Kamila Grosickiego. To był jednak tylko towarzyski sprawdzian – debiutował wtedy w narodowych barwach Paweł Dawidowicz. W ostatniej grze o punkty, w Pradze w marcu br., Czesi znowu byli lepsi, kompletnie zaskakując nas w pierwszych minutach, kiedy to zdobyli szybko dwa gole i ustawili spotkanie. Teraz pora na rewanż. Czy awansujemy na Euro bezpośrednio, czy nie, to piątkowe spotkanie na Stadionie Narodowym koniecznie trzeba rozstrzygnąć na swoją korzyść, a najlepiej zagrać tak, jak w październiku 2008 na Śląskim. Z dziewięciu dotychczasowych starć polsko-czeskich jeszcze nie było remisu, więc nich ta tradycja, ze wskazaniem na biało-czerwonych, zostanie podtrzymana!

MECZE Z CZECHAMI

12 marca 1997, Ostrawa, Czechy – Polska 2:1 (1:0)

1:0 – Kuka, 21 min, 2:0 – Rada, 64 min, 2:1 – J. Zieliński, 90 min

28 kwietnia 1999, Warszawa, Polska – Czechy 2:1 (1:0)

1:0 – Trzeciak, 16 min, 2:0 – Wichniarek, 49 min, 2:1 – Lokvenc, 79 min

6 lutego 2008, Larnaka, Czechy – Polska 0:2 (0:2)

0:1 – Łobodziński, 6 min, 0:2 – M. Lewandowski, 29 min

11 października 2008, Chorzów, eliminacje MŚ, Polska – Czechy 2:1 (1:0)

1:0 – Paweł Brożek, 27 min, 2:0 – Błaszczykowski, 53 min, 2:1 – Fenin, 87 min

10 października 2009, Praga, eliminacje MŚ, Czechy – Polska 2:0 (0:0)

1:0 – Necid, 51 min, 2:0 – Plasil, 72 min

16 czerwca 2012, Wrocław, mistrzostwa Europy, Polska – Czechy 0:1 (0:0)

0:1 – Jiracek, 72 min

17 listopada 2015, Wrocław, Polska – Czechy 3:1 (2:1)

1:0 – Milik, 3 min, 2:0 – Jodłowiec, 12 min, 2:1 – Krejci, 41 min, 3:1 – Grosicki, 70 min

15 listopada 2018, Gdańsk, Polska – Czechy 0:1 (0:0)]

0:1 – Jankto, 52 min

24 marca 2023, Praga, eliminacje ME, Czechy – Polska 3:1 (2:0)

1:0 – Krejci II, 1 min, 2:0 – Cvancara, 3 min, 3:0 – Kuchta, 64 min, 3:1 – D. Szymański, 87 min

Bilans 9 meczów 4 zwycięstwa, 5 porażek. Bramki 11:12.


Czy wiesz, że…

Z reprezentacją Czechosłowacji nasza reprezentacja mierzyła się w historii 19 razy. Po raz pierwszy 27 października 1928 roku na stadionie Letna w Pradze, gdzie przegraliśmy 2:3. Ostatni mecz Polska – Czechosłowacja – przed podziałem tamtego państwa – odbył się w Jastrzębiu-Zdroju, w środę 27 maja 1992 roku. Po bramce Krzysztofa Warzychy wygraliśmy 1:0. Ogólny bilans był dla nas zły, bo z 19 gier wygraliśmy ledwie 4, pięć zakończyło się remisem, a aż 10 wygrali nasi południowi sąsiedzi.


Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus