Peszkovicz: Kiedyś Probierz był bardziej nerwowy

Jest pan w życiowej formie?
Michal Peszkovicz: – Myślę, że dobrą formę złapałem też podczas pobytu w Ruchu i teraz jest podobnie. Z ocenami poczekajmy jednak do zakończenia sezonu. Wtedy będziemy mogli ocenić, czy to była forma życiowa czy nie.

Odkąd jest pan w bramce tracicie bardzo mało goli. To średnio raptem 0,45 gola na mecz.
– Byłem przekonany, że wiem, jak pomóc drużynie. Ewidentnie brakowało nam pewności siebie. Gdy wszedłem do bramki to próbowałem jak najwięcej podpowiadać kolegom. Obrona lepiej gra, gdy czuje, że ma z tyłu człowieka, który odpowiada za ustawienie. Tak to się zaczęło. To może przypadek, ale w poprzednim sezonie też zaczęliśmy wygrywać, gdy wszedłem do bramki. Cieszę się, że nam idzie, jak ktoś zrobi błąd, to ktoś inny go ratuje. To też zasługa całego zespołu, bo nawet Airam pomaga w obronie, a efektem jest mała liczba traconych goli.

Jest pan amuletem Cracovii? Z panem w składzie Pasy zdobywają średnio 1,13 punktu na mecz.
– To nie tylko kwestia szczęścia, ale rownież pracy na treningach. Z trenerem Maciejem Palczewskim często analizujemy moje zachowania, rozmawiamy o poszczególnych sytuacjach. To przekłada się potem na mecze.

Michała Probierza zna pan od bardzo dawna. Zmienił się przez te 11 lat?
– Kiedyś był bardziej nerwowy. Poznaliśmy się w Polonii Bytom, a wtedy do ostatniej kolejki walczyliśmy o utrzymanie. Na treningach bywało ciekawie… Trener jest zadowolony, gdy robimy to co każe. Gorzej, gdy ktoś zaczyna kombinować na boisku. Wtedy robi się nerwowo. Trener powtarzał wtedy w Polonii, że mamy robić co on nam mówi, bo on jest za to odpowiedzialny.

Był bardziej nerwowy podczas meczów?
– Podczas treningów też. W poniedziałki często mieliśmy treningi taktyczne. Napastnicy mieli powiedziane, że zaczynają bronić od koła środkowego. A skoro od koła to od koła, a nie trzy metry do tyłu albo cztery do przodu. Pamiętam, że Michał Zieliński często był wtedy ochrzaniany przez trenera.

To była suszarka w stylu Alexa Fergusona?
– Nie, trener nie musiał podchodzić tak blisko. Ma donośny głos i słychać go na całym boisku.

Dobra gra to efekt stabilizacji kadrowej? W defensywie też ostatnio nie ma wielu zmian.
– Podczas poprzednich okienek było sporo zmian, trener małymi krokami dążył do przodu, a kręgosłup drużyny już mamy. Teraz wszyscy wiedzą, co mają robić. Za przykład niech posłuży mecz z Zagłębiem w grudniu. Obrona została wtedy całkiem przebudowana – Rapa został przesunięty z pomocy do obrony, Michal Siplak do środka, a do składu po dłuższej przerwie wskoczyli Michał Helik i Kamil Pestka. Mimo to, każdy wiedział, jak ma się poruszać, wszystko było poukładane. Dlatego teraz tracimy tak mało goli, a też w razie straty jesteśmy w stanie odrobić.

Mecz na Legii to pokaz waszej siły. Atuty rywala zostały zniwelowane.
– Bardzo ważne, jak się przygotujesz do meczu. Gdy jedziesz na Legię to jest bardzo duża motywacja. Udało nam się to połączyć w motywację całego zespołu, taktykę i pracę całej drużyny. Ale wszystko to praca i koncentracja w danym momencie i w tygodniu przed meczem.

Teraz inny trudny rywal, Jagiellonia Białystok, a w bramce pański kolega z Cracovii Grzegorz Sandomierski.
– Pracowaliśmy razem, a teraz po raz pierwszy zagramy przeciwko sobie. Nie jesteśmy w kontakcie, ale spotkaliśmy się niedawno w Turcji, więc była okazja do rozmowy. W meczu z Jagiellonią chcemy potwierdzić, że wygrana nad Legią to nie był przypadek.

Czas na siódmą wygraną z rzędu. Nie nudzi wam się wygrywanie?
– Chcemy to kontynuować jak najdłużej się da. Przecież po to wychodzisz na boisko. Jesteśmy na fali i chcemy to podtrzymać. Jeśli w niedzielę zagramy tak jak z Legią, to będziemy bliżej wygranej.

Co tydzień premia za zwycięstwo. Co robić z tymi pieniędzmi?
– Pieniędzy nigdy dość!

Przychodził pan do Cracovii jako uzupełnienie składu. Wydawało się, że pańska kariera zbliża się ku końcowi, a teraz jest pan czołowym bramkarzem w ekstraklasie.
– W życiu każdego piłkarza zdarza się słabszy okres i musisz wtedy walczyć. Zanim trafiłem do Korony przez pół roku pozostawałem bez klubu. Wydawało się, że ciężko będzie znaleźć klub, ale nie poddawałem się. Pracowałem z trenerem Piotrem Czopem, który w tym okresie bardzo mi pomógł. Trenowałem z nim w Wodzisławiu i w ten sposób podtrzymałem formę. Do Korony trafiłem chyba dwa tygodnie przed startem ligi, a od razu zacząłem grać, bo byłem tak dobrze przygotowany. To było moje małe zwycięstwo, bo ani na chwilę się nie poddałem. Teraz mam lepszy okres i trzeba to jak najdłużej podtrzymać.

U bramkarza wyjątkowo ważne jest doświadczenie?
– Dzięki temu więcej widzisz na boisku. Dostrzegasz, gdzie są dziury. Czasem wystarczy, by obrońca przesunął się o dwa metry w bok i już zamyka drogę dla prostopadłego podania. Często rozmawiam z Michałem Helikiem, powtarzam mu, by komunikował się na boisku, bo dzięki temu jesteśmy bardziej skuteczni w bronieniu.

Michał słucha porad?
– Słucha, ale wymagam od niego, by zaczął brać na siebie więcej odpowiedzialności i aby też ustawiał kolegów. W ten sposób pójdzie do przodu.

Jak brat ocenia pańską formę?
– Po meczu z Legią przysłał SMS-a z gratulacjami. Jesteśmy w kontakcie i często rozmawiamy na tematy bramkarskie. Mój chrześniak, a syn Borysa jest bramkarzem w Pogoni, niedawno wygrali turniej Big Six w Poznaniu, a on bronił we wszystkich meczach. Dobrze mu idzie i cieszę się z tego, że idzie w nasze ślady, a mnie nadal może obserwować w ekstraklasie.

Czyli wkrótce trzeci Peszkovicz w ekstraklasie?
– Za szybko ocenić, ale na razie idzie mu dobrze i wierzę, że tak się stanie.