Puchar Polski. Kibice się wkurzyli

Z dużym niezadowoleniem wytyczne odnośnie finału Pucharu Polski przyjęli kibice Lecha Poznań i Rakowa Częstochowa.


Polski Związek Piłki Nożnej poinformował, że prezydent Warszawy wydał zgodę na to, by finał Pucharu Polski – między Lechem i Rakowem – był traktowany jako impreza masowa. Oznacza to, że trybuny Stadionu Narodowego będą mogły wypełnić się tysiącami kibiców. Władze stolicy zastrzegły sobie jednak pewien warunek.

Bez sektorówek

Mianowicie organizator meczu – czyli PZPN – ma nie dopuścić do tego, aby na trybunach pojawiały się banery i transparenty o powierzchni większej niż 2m x 1,5m. Za niestosowanie się do takiego warunku ma grozić nawet pozbawienie wolności do lat 8. W praktyce oznacza to, że zorganizowane grupy kibiców nie będą mogły wnieść na stadion flag, które w trakcie meczów zawsze wywieszają na swoich sektorach.

Oprócz tego warszawskie zastrzeżenie absolutnie wykreśla możliwość zaprezentowania tzw. sektorówek, czyli efektownych, wielkowymiarowych transparentów o bokach mierzących kilkanaście czy kilkadziesiąt metrów długości. Do tej pory organizator (PZPN) dopuszczał możliwość wniesienia flag większych niż te o wymiarze 3 metrów kwadratowych, wpierw jednak wyrażając na to odpowiednią zgodę. Teraz takiej możliwości mieć nie będzie, choć – jak poinformował – chce się od decyzji warszawskiego urzędu odwołać.

Dach się zapalił

Stowarzyszenia kibiców „Kolejorz” i „Wieczny Raków” wydały wspólnie oświadczenie o tytule: „Ze święta piłkarskiego nici”. W jego treści czytamy, że „kibice obu finalistów prześcigały się w przygotowaniu najefektowniejszych opraw meczowych, by jeszcze bardziej podkreślić wagę tego spotkania”, które „dodawały niesamowitego kolorytu piłkarskiemu widowisku”. Zorganizowane grupy fanów są rozgoryczone faktem, że nie będą mogły udekorować trybun w trakcie spotkania, jak wielokrotnie miało to miejsce w trakcie finałów.

Skąd wzięła się taka decyzja? Cóż, nie jest tajemnicą, że sektorówki są wykorzystywane przez ultrasów do tego, aby anonimowo – po ówczesnym przebraniu się pod takową – odpalać na trybunach pirotechnikę, która oficjalnie jest zabroniona. Kluby płacą za to później kary, a ci, którzy trzymają race, pozostają bezkarni, gdyż nie da się ich zidentyfikować z racji ubranych wcześniej kombinezonów czy kominiarek.

W zdecydowanej większości przypadków popularne „piro” nie niesie ze sobą żadnych szkód i zagrożeń, ale znane są też przypadki niebezpiecznych incydentów, jak np. ten z finału PP w 2018 roku, kiedy fani Arki Gdynia chcieli ostrzelać z rakietnic kibiców Legii Warszawa, co poskutkowało… niewielkim pożarem stadionowego dachu.


Fot. Adam Starszyński/PressFocus