W meczu ŁKS-u z Arką czas na rewanże i rozliczenia

Kibice i zawodnicy ŁKS będą sobie mogli w najbliższych dniach przypomnieć, jak to się kiedyś grało w ekstraklasie.


W piątek ŁKS zagra na swoim boisku z Arką, a za tydzień w Kielcach zmierzy się z Koroną, a więc z zespołami, z którymi w poprzednim sezonie spadł do I ligi. Trudne zadanie przed łodzianami, ale… łatwo to już było.

Cel jest jeden – wywalczyć powrót do ekstraklasy bez loteryjnych baraży. Arka oczywiście nie będzie łodzianom pomagać w jego realizacji, bo przecież sama ma podobne plany, chociaż w przypadku gdynian strata do drugiego miejsca to aż 9 punktów, a za plecami czai się Widzew.

Będzie to mecz rewanżów i rozliczeń. W poprzednim sezonie ŁKS przegrał z Arką u siebie 1:4, a potem zremisował na wyjeździe 1:1 i przegrał 2:3. Po raz ostatni ŁKS pokonał Arkę 12 lat temu – 9.4.2009 roku! Przy dzisiejszej rotacji piłkarzy w klubach, z historycznego bilansu spotkań tych zespołów wyłowić można ewenement: w 2012 roku w meczu wygranym przez Arkę 2:0 gola strzelił Marcus Vinicius, który jest w składzie drużyny z Gdyni do dziś! 37-letni Brazylijczyk gra w Polsce od 2008 roku, a w Arce właśnie od 2012. To jego dziesiąty sezon w niebiesko-żółtych barwach – w tym czasie zdobył dla Arki 61 bramek, chociaż nie jest przecież napastnikiem.

Bogaty staż w Arce ma też Adam Marciniak, po latach znów zawodnik ŁKS. On z kolei w piątek nie zagra, bo zimą przeniósł się do Łodzi z trzema żółtymi kartkami w bagażu. Czwartą dostał w ostatnim meczu łodzian z Resovią i okazuje się, że na tych trzech kartkach Arka zyskała, bo nie poniosła z tego powodu żadnych strat, a teraz ten zawodnik (zresztą do niedawna kapitan tej drużyny) nie zagra w meczu przeciwko zespołowi, w którym wcześniej „nagrzeszył”.

Gdy piłkarz zmienia klub w trakcie sezonu, z reguły nie gra w najbliższym meczu tych drużyn. W przypadku trenerów takiego zwyczaju nie ma, Ireneusz Mamrot stanął więc przed dylematem: wykorzystać swoją wiedzę o słabych punktach Arki, co mogłoby być uznane za działanie nie fair, czy też zataić swoją wiedzę przed nową drużyną, co z kolei byłoby nielojalne wobec obecnego pracodawcy. Trener odpowiada jednoznacznie:

– Skończyłem jedną pracę, podjąłem drugą i teraz to jest najważniejsze. Zrobię wszystko, by wygrał mój obecny zespół. A żadnego dylematu etycznego nie będzie, bo z Arki odszedłem w przerwie zimowej. To nie był „transfer” z tygodnia na tydzień. Teraz jest tam nowy trener, grupa nowych zawodników, a cała moja wiedza na temat obecnej formy Arki pochodzi z obserwacji tej drużyny w czasie ostatnich meczów. Przypomina się w tym momencie historyczna ciekawostka.

W latach siedemdziesiątych znany trener lokalnych drużyn w regionie łódzkim Janusz Cecherz (ojciec Przemysława) prowadził jednocześnie drużyny z Koluszek i Niewiadowa w piotrkowskiej okręgówce. Gdy doszło do meczu tych zespołów, trener został w domu i na mecz w ogóle nie przyszedł…

Trenerem Arki jest teraz Dariusz Marzec, który z kolei ma osobiste doświadczenie w strzelaniu goli łodzianom, co uczynił dwukrotnie jako zawodnik krakowskiej Wisły w 1989 i 1993 roku. On ma z kolei inny problem: jak pogodzić Puchar Polski (Arka awansowała do finału!) z walką o awans do ekstraklasy? Oczywiście nikt głośno tego nie powie, ale pewnie w Gdyni chętnie wzięliby puchar kosztem jeszcze jednego sezonu w I lidze. Strategia dwóch srok trzymanych za ogon może być ryzykowna.

ŁKS nie ma się już dokąd cofać, bo ostatnia seria jest doprawdy zawstydzająca. Nie chodzi nawet o te zaledwie 4 punkty w czterech meczach, co o styl gry zespołu. Czy to tylko kontuzje, eliminujące z gry podstawowych ofensywnych zawodników (z powodu urazów nie mogli grać jednocześnie Corral, Sekulski i Ricardinho)? W piątek Sekulski i Ricardinho będą do dyspozycji trenera, po niegroźnym urazie wraca do gry Dominguez, którego brakowało w Rzeszowie. A że nie będzie Marciniaka? – Zawsze przecież kogoś może brakować i trzeba temu zaradzić – uspokaja trener.


Na zdjęciu: Piłkarze ŁKS-u liczą, że w meczu z Arką będą mieli okazję do świętowania po zdobytych golach.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus