Wielkie wyzwanie

Bartosz Bereszyński zamienił Sampdorię na Napoli. Teraz jednak dopiero rozpocznie się walka o miejsce w składzie.


Transfer reprezentanta Polski do lidera Serie A był zapowiadany tuż po zakończeniu mundialu w Katarze. Ostatecznie 30-latek czekał na niego dłużej, niż zakładano. Dopiero w sobotę podpisał umowę z nowym zespołem. Jego sytuacja diametralnie się więc zmieniła. Nie dość, że Bereszyński ma nowego pracodawcę, który zamiast o utrzymanie bije się o Scudetto, to jeszcze trafił pod skrzydła trenera, który może wyciągnąć z niego to, co najlepsze. Problem jednak w tym, że nie ma on pewności, czy będzie miał miejsce w składzie u Luciano Spalettiego.

Wiele lat walki

„Gdy tu trafiłem, byłem dzieckiem z wielkimi marzeniami. Dziś stały się rzeczywistością. Sampdoria i Genua pozostanie w moim sercu. Chciałby podziękować kolegom, sztabowi, klubowi i wszystkim kibicom za wsparcie przez wspaniałe sześć lat. Pozostaną u mnie dobre wspomnienia. Moja rodzina i ja czuliśmy się tutaj jak w domu. Nie żegnam się z Włochami, jednak witam nową przygodę” – napisał na swoim Instagramie Bereszyński.

30-latek kończy pewien etap w życiu. W barwach „Blucerchiati” występował od stycznia 2016 roku, gdy trafił do Włoch z Legii Warszawa. Przez prawie sześć lat wystąpił w 180 spotkaniach ligi włoskiej. W tym czasie wyrobił sobie nazwisko na Półwyspie Apenińskim. W końcu od jakiegoś czasu nosił opaskę kapitana w Sampdorii. Ten okres zakończył się jednak w ubiegłą środę. Wówczas po raz ostatni wystąpił w barwach swojego poprzedniego zespołu i pomógł mu w zwycięstwie nad Sassuolo. W niedzielę mógł zadebiutować w Serie A w barwach Napoli przeciwko… Sampdorii. Ostatecznie nie podniósł się z ławki rezerwowych.

Bereszyński do klubu z Neapolu jest wypożyczony. W jego kontrakcie zapisano jednak punkt, że lider Serie A może wykupić zawodnika z Sampdorii za 1,8 miliona euro. To dość mało, zważywszy na fakt, że do zespołu z Genui prawy obrońca przychodził z Legii za podobną kwotę. Wówczas był jednak 24 latkiem. Teraz ma jednak na karku więcej wiosen, a dodatkowo w drugą stronę na wypożyczenie powędrował Alessandro Zanoli, 22-letni obrońca Napoli, który ma załatać dziurę po Bereszyńskim.

Zostanie na stałe?

W teorii więc reprezentant Polski wcale nie musi pozostać w Neapolu na stałe. Lider Serie A może, a wcale nie musi aktywować klauzuli. Gdyby to zrobił, to Bereszyński związałby się z nim umową do czerwca 2025 roku. Musi jednak udowodnić Luciano Spalettiemu, że warto dać mu szansę. Reprezentant Polski będzie musiał wygrać rywalizację z rok młodszym Giovannim Di Lorenzo, kapitanem zespołu z Stadio Diego Armando Maradona.

Zadanie nie należy do łatwych. Ba – jest z kategorii wręcz niemożliwych do wykonania. Di Lorenzo w tym sezonie nie opuścił jeszcze ani jednego meczu. Ponadto tylko dwa razy został zmieniony – w końcówkach spotkań z Ajaxem Amsterdam (w którym zdobył gola) i z Rangersami (zaliczył asystę) w ramach Ligi Mistrzów. Nie może to jednak dziwić. Kapitan nigdy nie opuszcza swojego statku.

Trzeba więc założyć, że Bereszyński albo będzie pełnił funkcję rezerwowego, co zresztą jest najczęściej powielaną informacją przy jego transferze do Napoli, albo też będzie musiał wygryźć rywala ze składu. Nawet przy obecnej, wysokiej formie, wydaje się to trudnym, a wręcz niewykonalnym zadaniem. Czas jednak pokaże, czy tak się stanie.


Na zdjęciu: Bartosz Bereszyński z miejsca rozpoczął treningi w nowym zespole.

Fot. sscnapoli.it