Włochy. To ma być dopiero początek

Włosi swój czwarty finał mistrzostw Europy zakończyli drugim triumfem. Anglicy zagrali w nim po raz pierwszy i trudno im pogodzić się z porażką na swoim boisku.


Dzień 11 lipca znów zapisał się szczególnie w historii calcio. W 1982 roku, na mundialu w Hiszpanii, Włosi sięgnęli po swój trzeci w historii tytuł mistrza świata. Dokładnie 39 lat później na Wembley po raz drugi zostali mistrzami Europy. W 1968 roku triumfowali na swoich boiskach, teraz dokonali tego w ojczyźnie futbolu na Wembley pokonując aroganckich gospodarzy. Ten sukces smakuje bardziej.

Srebro bez wartości

Anglicy z 7 spotkań aż 6 grali u siebie. W kontrowersyjnych okolicznościach pokonali w półfinale Danię. Nie pozwolono ich przeciwnikom przeprowadzić treningu na Wembley rzekomo w obawie o murawę. Zniechęcano kibiców do przyjazdu strasząc kwarantanną w Anglii, a za tydzień mają tam być zniesione wszystkie obostrzenia.

Przed finałem była bitwa policji z kibolami, chcącymi wejść na stadion bez biletów. Były przypadki agresji wobec przyjezdnych, którym wyrywano flagi, szarpano i bito kobiety. W trakcie finału kolejna porażka organizacyjna, kibol biegający po boisku i nieudolna pogoń sił porządkowych. Anglicy nie potrafią przegrywać.

Fani szybko opuścili stadion, żeby nie oglądać włoskiej radości, a potem w internecie zaczął się rasistowski atak na Bukayo Sakę, Jadona Sancho i Marcusa Rashforda, którzy karnych nie wykorzystali. Angielscy piłkarze srebrne medale natychmiast zdejmowali z szyi, chociaż to najcenniejsze nagrody angielskiej reprezentacji od 55 lat! Po mistrzostwie świata w 1966 roku Anglicy zajmowali najwyżej 3. miejsce, ostatnio dwa lata temu w Final Four Ligi Narodów.

Zwykli mawiać, że „futbol powraca do domu”, ale aktualne okazało się inne powiedzenie, że „wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”.

Chiellini w koronie

– Chłopcy byli niesamowici – stwierdził selekcjoner Włoch Roberto Mancini. – Nie mam dla nich słów podziwu, to wspaniała grupa zawodników. Nie było na tym turnieju łatwych meczów. Finał też był trudny, a stał się znacznie trudniejszy po szybkiej stracie gola. Ale później już dominowaliśmy na boisku. W rzutach karnych potrzebujesz nieco szczęścia i trochę mi przykro z powodu Anglii. Ta drużyna tak bardzo się rozwinęła, a myślę, że może się jeszcze bardziej poprawić. My jesteśmy jednak bardzo szczęśliwi.

Następnego dnia włoska reprezentacja powróciła do Rzymu witana przez tłumy kibiców. Trofeum prezentował kapitan Giorgio Chiellini przybrany w złotą koronę. Przed półfinałami „La Gazzetta dello Sport” napisała, że jedyna w tym gronie republika rzuca wyzwanie królestwom: Hiszpanii Filipa VI, Danii Małgorzaty II i Anglii Elżbiety II. Teraz koronował się Chiellini.

Następnie reprezentacja została przyjęta przez prezydenta kraju Sergio Mattarellę. „Europa to my. Pokonanie Anglików to prawdziwy brexit. Jesteśmy wielcy, ale to dopiero początek” – piszą włoskie dzienniki, oczekując równie udanego występu „azzurrich” w przyszłorocznych mistrzostwach świata w Katarze.

Pasmo sukcesów trwa

Włosi trzy lata temu byli nieobecni na mundialu, po raz pierwszy od 60 lat. Byli na dnie, gdy 14 maja 2018 roku selekcjonerem został Roberto Mancini. Dzień wcześniej rozwiązał kontrakt z Zenitem Sankt Petersburg. Podpisał umowę do 2020 roku, która miała być przedłużona po zakwalifikowaniu drużyny do finałów Euro.

W debiucie pokonał Arabię Saudyjską 2:1, ale potem miał cztery spotkania bez zwycięstwa (2 remisy i 2 porażki). Jednak od 0:1 w Lizbonie z Portugalią zaczęła się wspaniała passa. Włochy nie przegrały kolejno 35 spotkań, ostatnie z nich zapewniło im sukcesję po… Portugalii, której odebrali mistrzostwo Europy. Eliminacje „azzurri” przeszli jak burza z kompletem 10 zwycięstw. Rok później Włochy wygrały grupę w Lidze Narodów i awansowały do Final Four.

Ten turniej w październiku będą organizować i mogą kolejny tytuł odebrać Portugalii. W drodze na europejski szczyt w eliminacjach i finałach Włosi odnieśli 15 zwycięstw, 2 razy zremisowali, strzelili 50 goli i stracili 8. We wszystkich 17 spotkaniach zdobyli bramki.

Strzelać może każdy

Po zakończeniu fazy grupowej „azzurri” mieli 11 kolejnych zwycięstw bez puszczonego gola. Gdy zaczęła się faza pucharowa, zaczęli je tracić w każdym meczu. W finale znaleźli się w sytuacji, w jakiej nie byli od września ubiegłego roku – musieli bramkę odrabiać. Wtedy we Florencji w meczu Ligi Narodów z Bośnią i Hercegowiną gola strzelił im grający w Romie Edin Dżeko. Po 10 minutach wyrównał Nicola Sensi, którego teraz z udziału w Euro 2020 wyeliminowała kontuzja.

Włosi mieli najbardziej wyrównaną kadrę, to efekt polityki personalnej Manciniego. Powoływał regularnie na zgrupowania ponad 30 piłkarzy z wielu klubów, nie tylko z czołówki tabeli. Wreszcie zebrał grupę, z której mógł stworzyć dwie równorzędne jedenastki. Włosi na Euro 2020 zdobyli 13 goli, to ich rekord w finałach, chociaż z dyspozycją napastników bywało różnie. Mimo obiecującego początku to nie były mistrzostwa Ciro Immobile. Andrea Belotti nie trafił z formą, sytuację ratował w fazie pucharowej Federico Chiesa.

Jednak to nie problem, bramki już od lat strzela wielu zawodników niezależnie od formacji. Zdobyli je: Chiesa, Immobile, Lorenzo Insigne, Manuel Locatelli i Matteo Pessina po dwie, Nicolo Barella i Leonardo Bonucci po jednej. Listę strzelców otworzył samobój Turka Meriha Demirala z Juventusu.

Nie tylko Jorginho

Po finale napisano o Jorginho, że pomocnik Chelsea jest 13. zawodnikiem, który w jednym roku wygrał Ligę Mistrzów i został mistrzem Europy. To ma być kandydat do „Złotej Piłki”, więc taka promocja jest wskazana. Naprawdę takich zawodników we włoskiej kadrze jest dwóch. Emerson wprawdzie nie wystąpił w finale Ligi Mistrzów, ale we wcześniejszych rundach zagrał 6 meczów i zdobył bramkę.

Na Euro 2020 wystąpił w ostatnim meczu fazy grupowej z Walią, a potem zastąpił kontuzjowanego Leonardo Spinazzolę zaliczając na turnieju 4 występy. Spinazzola przeszedł operację w Finlandii, pojawił się na finale i o kulach pierwszy pokuśtykał po złoty medal. Powracając do Jorginho. Finał „gadatliwemu dyrygentowi” za bardzo się nie udał. Wszedł korkami w nogę Jacka Grealisha, ale skończyło się tylko na żółtej kartce.

W serii rzutów karnych szansy nie wykorzystał. Gdyby to zrobił, Włosi już byliby mistrzami, a tak musieli poczekać jeszcze chwilę, aż Gianlugi Donnarumma obroni drugą „jedenastkę” i dopiero zaczęła się feta.


Fot. twitter.com/EURO2020