Garbarnia wraca po 44 latach

Wczoraj w siedzibie Garbarni panowało wielkie podniecenie i równie wielkie zamieszanie. Wiceprezes Marek Siedlarz nie wiedział, w co włożyć ręce, na stole w jego gabinecie piętrzyły się podpisane właśnie umowy. – Ten awans wszyscy odebraliśmy w kategorii dużego sukcesu, ale czasu na świętowanie nie było dużo. Szybko zrozumieliśmy, jak dużo trzeba zrobić, by dostosować się do wymogów I ligi – mówi.

Załatwieni przez prawo wodne

Przed południem do klubu przywieziono sprzęt meczowy, zniecierpliwieni piłkarze niuchali pod drzwiami, bo już chcieli przymierzać nowe stroje. Trener Mirosław Hajdo dźwigał drukarki, które trzeba było zawieźć na stadion Wisły, by rozpocząć sprzedaż biletów. W środek tej burzy wdepnął nagle Tomasz Tułacz. Przywiózł ze sobą drużynę Puszczy Niepołomice. Przyjechali na trening, bo w okolicy Krakowa nikt nie ma tak dobrego sztucznego boiska jak Garbarnia.

Niestety Brązowi nie będą grać na swoim stadionie. Załatwiła ich… nowelizacja prawa wodnego. – W najgorszych scenariuszach nie przypuszczałem, że prawo zadziała wstecz. Podobnie jak wielu innych inwestorów, którzy mają swoje nieruchomości w pobliżu rzek, straciliśmy wydane wcześniej warunki zabudowy i całą procedurę trzeba było zacząć od nowa – mówi Siedlarz. Nie odważy się wyrokować, kiedy rozpocznie się budowa nowego stadionu, ani tym bardziej – kiedy zakończy.

Grać po krakowsku

Szkoda, że Garbarnia musi się wynieść ze swojego stadionu (będą grać na obiekcie Wisły), bo panuje tam wyjątkowa atmosfera. I liga to też inne wymagania, tu nie można w trakcie meczu popijać wódeczki lub piwka przyniesionego z domu. – Może niektórym naszym kibicom będzie tego brakowało, ale takie są realia i trzeba się dostosować – mówi Siedlarz. Ale czym są takie kłopoty wobec wieści, że Garbarnia wraca na piłkarskie salony. Kibice przez lata żyli tylko wspomnieniami bojów choćby ze… Stalą Mielec. – Wreszcie wspomnienia przekuwamy rzeczywistość, bo oto mistrz Polski zagra z mistrzem Polski – zaciera ręce Siedlarz.

FOT LUKASZ KRAJEWSKI / 400mm.pl

Klub nie może pozwolić sobie na finansowe fanaberie, dzięki temu drużyna jest bardzo krakowska. Aż 12 piłkarzy urodziło się w Krakowie, kilku kolejnych w okolicach. – Czasem przydaje się świeża krew, ale jak widać można zbudować niezły zespół stawiając na lokalnych piłkarzy. Chcemy współpracować z Cracovią, z Wisłą. Już teraz mamy chłopaków z obu tych klubów, którzy mogą się u nas ogrywać. Mamy nadzieję, że zadomowimy się na szczeblu I ligi, a współpraca z tymi klubami będzie jeszcze lepsza – mówi Hajdo.

Skoro w drużynie jest tylu krakowian to i styl gry ma być krakowski. – Być może liga nas zweryfikuje i będziemy musieli grać inaczej, ale na razie plan jest taki, by zagrać po krakowsku. Chcemy oprzeć naszą grę na dużej liczbie podań, częściej mieć piłkę przy nodze niż za nią biegać – zapowiada Hajdo. O to może być jednak trudno, bo w I lidze Garbarnia będzie grać z dużo bogatszymi klubami. – Po awansie podnieśliśmy budżet, a mimo nawet w II lidze są kluby, które mają budżet wyższy od naszego – dodaje trener Garbarni.