Remis w „górniczych” derbach. Bez satysfakcji

To był bardzo trudny i zarazem bardzo ważny mecz dla obu ekip. GKS Tychy po raz ostatni zaznał smaku zwycięstwa 1 września, gdy pokonał 1:0 na własnym boisku Wartę Poznań. Od tamtej pory podopieczni trenera Ryszarda Tarasiewicza powiększyli swój dorobek zaledwie o cztery punkty i zbliżali się do strefy spadkowej. Nie tak to miało wyglądać według planu nakreślonego jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek na zapleczu ekstraklasy.

Beniaminek z Jastrzębia radzi sobie lepiej niż przyzwoicie, ale własne boisko nie jest takim atutem, jak wcześniej w trzeciej i drugiej lidze. Nie tylko z tego powodu szkoleniowiec gospodarzy Jarosław Skrobacz ostrzegał przed niedzielną potyczką przed hurraoptymizmem. – To będzie kolejne trudne spotkanie, bo tyszanie mają w składzie zawodników bardzo dobrych, klasowych mówił z przekonaniem. –  Miejsce, które zajmują w tabeli, nie zadowala ich i rzeczywiście jest chyba dla wszystkich dużą niespodzianką. Wcześniej czy później odpalą i zaczną seryjnie zdobywać punkty. Mam nadzieję, że nie od meczu z nami.

Życzeniu trenera Skrobacza stało się zadość, chociaż podział punktów nie do końca go satysfakcjonował.

Do przerwy gospodarze grali nerwowo i niedokładnie, toteż mieli kłopoty z wypracowanie sobie stuprocentowej sytuacji do zdobycia gola. Brakowało im zawsze ostatniego podania lub odwagi w polu karnym na oddanie strzału. Goście też furory nie zrobili, ale w defensywie byli wyjątkowo skuteczni. Jeżeli zawiódł któryś z defensorów, na posterunku był Konrad Jałocha. Do przerwy bardziej klarowne doz dobycia gola mieli właśnie tyszanie. W 6 minucie grający w ataku Łukasz Grzeszczyk w niezłej sytuacji przeniósł piłkę nad poprzeczką, podobnie jak w 20 min Jakub Piątek. Gospodarze tylko raz poważniej zagrozili rywalom, ale soczysty strzał Kamila Jadacha odbił przed siebie Jałocha. Gdy wydawało się, że oba zespoły zejdą na przerwę bez zdobyczy bramkowej, akcja lewą stroną boiska zakończyła się płaskim dośrodkowaniem Mateusza Abramowicza, po którym w polu karnym gospodarzy było kilka rykoszetów. W tym zamieszaniu najwięcej sprytu wykazał Omar Monterde i skierował futbolówkę do siatki.

Po przerwie jastrzębianie ruszyli do szturmu. Kapitalną partię rozgrywał Farid Ali, ale najbardziej stresował  rywali Kamil Szymura, który kilkakrotnie zagroził bramce strzeżonej przez Jałochę. W 55 min stoper gospodarzy zdobył wyrównującego gola głową, po krótko rozegranym kornerze przez Alego i dośrodkowaniu Jadacha. Tyszanie odpowiedzieli groźną główką Łukasza Grzeszczyka, ale Grzegorz Drazik był na posterunku. Potem regularnie ogłaszano alarm pod bramką gości. W 62 min minimalnie spudłował Ali, w 66 min po dośrodkowaniu ukraińskiego pomocnika z rzutu wolnego efektownym „szczupakiem” popisał się Szymura, lecz minimalnie chybił celu. Stoper gospodarzy w 76 min oddał soczysty strzał z dystansu i pomylił się niewiele.

W końcówce spotkania kotłowało się pod tyską bramką, piłka dziwnym trafem ani razu nie znalazła się w siatce, a w 90 minucie Adam Żak trafił w zewnętrzną część słupka.

 

 

GKS Jastrzębie – GKS Tychy 1:1 (0:1)

0:1 – Monterde, 45+2 min (bez asysty),

1:1 – Szymura, 55 min (głową, asysta Jadach).

JASTRZĘBIE: Drazik – Kulawiak, Pacholski, Szymura, Gojny – Skórecki (80. Żak), Spychała, Tront, Ali – Jadach (67. K. Gancarzcyk) – K. Adamek (90. Jaroszek). [Trener] Jarosław SKROBACZ.

TYCHY: Jałocha – Grzybek, Biernat, Tanżyna, Abramowicz – Bernhardt (67. Vojtusz), J. Piątek, Daniel (77. Bogusławski), Monterde (85. Mańka), Adamczyk – Grzeszczyk. [Trener] Ryszard TARASIEWICZ.

Sędziował Paweł Malec (Łódź). Widzów: 2267.

Żółte kartki: Spychała, Jadach, Skórecki – Abramowicz, Tanżyna, Grzybek.