Andrzej Fonfara: Trzeba szanować kibiców!

PRZEMYSŁAW GARCZARCZYK: Zacznijmy od minionego weekendu: miałeś okazję oglądać w akcji Tomka Adamka na gali w Częstochowie?

ANDRZEJ FONFARA: – Zdążyłem. Pojechałem prosto z treningu, byłem przed telewizorem na końcowych rundach „Mastera” z Kalengą i obejrzałem całego Tomka. To był mądry, agresywny boks, skończył przed czasem, a to zawsze się liczy. Abel przyjechał z nastawieniem, że Adamka szybko jeśli nie znokautuje, to na pewno naruszy, ale mu się nie udało.

 

Ogólne opinie były takie, że Adamek będzie chciał przeczekać pierwsze 3-4 rundy, i ruszy do przodu, kiedy Joey się zmęczy. Było zupełnie inaczej. Opisz to z pozycji pięściarza.

ANDRZEJ FONFARA: – To dobry sposób na dużych, nastawionych na jeden cios, jak się ma technikę Adamka. Ta pierwsza opcja, o której mówisz byłaby chyba lepsza dla Abella. Spokojnie by sobie boksował, a był kondycyjnie dobrze przygotowany, i namierzał Tomka na jeden cios. „Góral” to widział i od razu podkręcił tempo. Dobrze się czuł, więc poszedł na całość. Abella wymęczył i na pewno trochę zaskoczył.

 

Ty też to lubisz – szybką akcję od pierwszych rund. Czasami się to sprawdza, czasami nie.

ANDRZEJ FONFARA: – Nie wyszło w drugiej ze Stevensonem i Smithem, sprawdziło się z Dawsonem i Chavezem Juniorem, bo ani jeden, ani drugi nie wytrzymali mojego tempa.

 

Wracasz 16 czerwca, na warszawskim Torwarze jako junior ciężki, będziemy więc mieli już trzecią wersję Andrzeja Fonfary. Zaryzykowałem opinię, że Andrzeja może nie nastawionego na tak wielką liczbę ciosów jak było z Nathanem Cleverly, a bardziej na ich siłę. Bo junior ciężcy biją przecież mocno.

ANDRZEJ FONFARA: – I tak… i nie. Będę chciał postawić na szybkość, zaskakiwać rywali tym, że będę dużo bił. Dużo pracy jest teraz w Kalifornii nad pracą nóg, unikami, biciem zza gardy. Muszę wykorzystać to, czego się nauczyłem w półciężkiej. Pod nieobecność odpoczywającego po chorobie Virgila Huntera pracuję teraz z Eddie Croftem, który bił się o tytuły IBF i WBO, między innymi z Marco Antonio Barrerą. Jest szybki i tarcze z nim są znakomite, trzeba ciągle być w pełnym ruchu. Pomagał przygotować się do ostatniej walki Mike Perezowi. Duża klasa, za kilka dni zaczynamy pierwsze sparingi.

 

Czy zapadła już decyzja gdzie będziesz się przygotowywał na Siłłacha?

ANDRZEJ FONFARA: – Po zakończeniu obozu w Kalifornii przenoszę się na początku maja do Polski. W Warszawie planuję dużą część sparingów, będzie też obóz w Zakopanem. Trenerzy przygotowują sparingpartnerów pod Ukraińca oczywiście, ale z tym nie powinno być problemów. Może poćwiczę z Adamem Balskim? Zobaczymy.

 

W Częstochowie zastanawialiśmy się, czy Siłłach, który pokazał co potrafi bijąc się z Mateuszem Masternakiem (wygrał Polak – red.), to nie za szybki rywal dla kogoś, kto zmienia kategorię wagową. Widzieliśmy wszyscy, co Mateusz zrobił z fizycznie silnym Kalengą i pamiętamy, że znacznie trudniej mu było z Siłłachem.

ANDRZEJ FONFARA: – Wiem, Ismaił ma szybkie ręce, to dobry technik, a do tego walka będzie trochę poniżej limitu junior ciężkiej – na jego życzenie. Z Masternakiem dał świetną walkę, były emocje do samego końca. Jeden leżał, drugi leżał. Chciałem jednak wymagającego rywala, wracam przecież do ringu w Polsce. Po tylu latach moje marzenie walki w Warszawie się spełnia. Trzeba być w porządku w stosunku do kibiców – mnie lepsi motywują.

 

Wyobrażasz sobie już ten moment, kiedy wychodzisz na ring w Warszawie? Znamy się bardzo długo i zawsze tego bardzo chciałeś. Będą dodatkowe emocje?

ANDRZEJ FONFARA: – Wiadomo! Specjalna noc. Mam nadzieję, że przed pełną salą, liczę na ten doping 6 czy 7 tysięcy fanów. To prawie jak walczyć na Legii, która jest przecież blisko, po drugiej stronie. Blisko mojego rodzinnego miasta, Białobrzegów. To, że już będą trwały piłkarskie mistrzostwa świata nie przeszkodzi. Będę na ringu trzy dni przed meczem Polaków, rozgrzejemy atmosferę przed kibicowaniem biało-czerwonym. Tylko zwycięstwo!