Anegdotki pana Edka, czyli Odra Wodzisław na wojażach

Edward Socha to znany na polskim rynku menadżer. To między innymi dzięki jego dyplomatycznym zabiegom i skutecznym „manewrom” transferowym wodzisławska Odra przez 14 lat występowała w ekstraklasie. Socha może również uchodzić za jednego z prekursorów organizacji zimowych obozów na tureckiej riwierze.

– Pierwsze zagraniczne zgrupowania drużyny Odry organizowaliśmy w Chorwacji – przypomina Edward Socha. – Ale o wiele atrakcyjniejszym, pod każdym względem, krajem okazała się Turcja. Miastem partnerskim Wodzisławia Śląskiego była turecka Alanya. Przedstawiciele władz tureckiego kurortu kilkakrotnie gościli w Wodzisławiu, nasi urzędnicy wyjeżdżali do Alanyi. I wtedy, gdy prezydentem miasta był prezes klubu, Ireneusz Serwotka, zrodził się pomysł zorganizowania tam zimą zgrupowania dla Odry.

Jedna „niedogodność”

Opiekował się nami Nurkan Sasmaz, przedstawiciel ówczesnego burmistrza Alanyi, Hasana Sipahoglu. Był kilka razy w naszym kraju i nawet zaczął się uczyć języka polskiego. Ściśle współpracowała z nim Agnieszka Karaduman, która wyszła za mąż za Turka i redagowała stronę internetową Alanyi… po polsku! Alanya jest przepięknym miastem (uchodzi za najpiękniejsze miasto tureckiej riwiery. Zauroczony jej pięknym rzymski wódz Marek Antoniusz oferował je Kleopatrze – przyp. BN), ale była idealnym miejscem zgrupowania nie tylko ze względu na walory turystyczne. Boiska mieliśmy do dyspozycji o każdej porze, na dodatek za darmo. Za hotele (były wtedy cztery przy plaży) płaciliśmy znacznie mniej niż normalni turyści, czasami władze Alanyi nawet dopłacały nam do hotelu.

Trener Edward Socha. Fot. Michał Chwieduk/400mm

Jedyną „niedogodnością” były mecze sparingowe, które rozgrywaliśmy w Antalyi, do której dojazd autokarem trwał dwie godziny. Ale ze sparingpartnerami nie było żadnych problemów, bo Nurkan miał szerokie znajomości i znalezienie dla nas przeciwnika było dla niego pestką. Teraz jest o wiele łatwiej, bo miasto się rozrosło i można rozgrywać mecze sparingowe na miejscu. Alanya ma około 100 tysięcy mieszkańców i jest tam aż 900 hoteli. W sezonie przebywa tam około 200 tysięcy turystów.

Kiedy Turcja stała się modna, Edward Socha pomagał załatwiać zgrupowania i sparingpartnerów kilku innym klubom, głównie z Górnego Śląska. – W pierwszym okresie pomagałem Piastowi Gliwice, Ruchowi Chorzów, Górnikowi Zabrze, Polonii Bytom, ale również Koronie Kielce, Pogoni Szczecin, a nawet Wigrom Suwałki – podkreśla menadżer. – Zawsze wychodziło im taniej, niż gdyby korzystali z innych pośredników. Poza tym do ich dyspozycji był turecki opiekun, który rozwiązywał każdy problem, o ile się takowy pojawiał. Ja też z reguły byłem na miejscu i wszystkiego pilnowałem.

Podpucha” z twierdzą

Największą turystyczną atrakcję miasta Alanyi jest zamek (Alanya Kalesi), seldżucka twierdza z XIII wieku. Położony na wysokości 250 m n.p.m na cyplu otoczonym z trzech stron wodą oraz odgrodzonym stromym zboczem od strony lądu. Stanowił bardzo dobrze chronioną twierdzę, która była centrum militarnym i administracyjnym dla całego regionu. W obrębie jego murów znajduje się między innymi meczet, bizantyjska kaplica, stocznia i Czerwona Wieża.

– Żeby uatrakcyjnić piłkarzom pobyt w Alanyi, na poczekaniu zmyśliłem historyjkę dotyczącą twierdzy – śmieje się Edward Socha. – Powiedziałem, że przywożono tam skazańców z wyrokiem śmierci, którzy mieli być straceni w twierdzy. Jedynym ratunkiem dla nich był rzut kamieniem do morza. Jeżeli wpadał on do wody, wówczas skazańcowi darowano życie. Wbrew pozorom nie była to łatwa sprawa, bo wiatr wiał od morza w stronę lądy i „zawracał” kamienie. Jedynemu zawodnikowi, któremu się udało cisnąć kamień do wody, był Darek Dudek. A byliśmy w Alanyi dziesięć razy, więc przez drużynę przewinęło się mnóstwo zawodników.

Taniec brzucha

Podczas zgrupowań nie brakowało wesołych sytuacji. – Mieszkaliśmy wtedy w hotelu „Kleopatra” – wspomina Edward Socha. – Właściciel hotelu raz w tygodniu zapraszał tancerkę, która wykonywała taniec brzucha, przy aplauzie widowni oczywiście. Nasz bramkarz Mariusz Pawełek po występie próbował na scenie naśladować artystkę. Jego występ, tzn. gimnastyczne popisy zrobiły niesamowite wrażenie na turystkach z Niemiec. Do tego stopnia, że wkładały mu za spodenki banknoty z euro. Ile tego zebrał – nie wiem. Co z tym zrobił – też tego nie wiem.

Twierdza w Alanyi naprawdę robiła i robi wrażenie. Fot. Irek Dorozanski/400mm

Piłkarze Odry to byli szalenie pomysłowi i przedsiębiorczy faceci. – pewnego razu zwróciłem uwagę, że piłkarze wracają z treningu do hotelu na bosaka – wspomina Socha. – Buty nieśli w rękach. Nakrzyczałem na nich, że mogą się pokaleczyć itp. Potem wyszło szydło z worka. Ci cwaniacy do butów wkładali puszki piwa „efes”, przykrywali je getrami i wnosili do hotelu.

Kieszonkowe Janka

Kiedy szkoleniowcem Odry był Waldemar Fornalik, towarzyszyłem drużynie z Wodzisławia w zgrupowaniu w Alanyi. Anegdot mógłbym przytoczyć wiele (niestety, pominąć muszę swoje urodziny świętowane z Janem Wosiem, Marcinem Malinowskim, Dariuszem Dudkiem i lekarzem Ryszardem Zakrzewskim), ale przed opowiedzeniem dwóch po prostu nie mogę się powstrzymać. Mieszkałem w hotelu piętro wyżej od duetu W-M. Schodząc na śniadanie zawsze pukałem do ich drzwi, by sprawdzić, czy są już gotowi do zejścia na posiłek. Pewnego dnia wchodząc zastałem ich leżących w łóżku w dresach i spokojnie spożywających piwo w puszce. – Fajnie zaczynacie dzień – zagadnąłem. – Nie gadaj tyle, poczęstuj się piwem, jest w lodówce – powiedział „Malina”. – A znajdę? – zapytałem nieśmiało. – Nie masz prawa przeoczyć – stwierdził Janek. Otworzyłem lodówkę, w niej tylko jeden asortyment – piwo „efes” od górnej półki do samego dołu!

Innym razem w doborowej obsadzie wybraliśmy się na zakupy „na miasto”. Po drodze trafiliśmy do sklepu, którego właściciel świetnie mówił po polsku (jego dziewczyna była Polką) i sprzedawał wyroby ze skóry. Traf chciał, że gościł u niego kolega-iluzjonista, który dał nam półgodzinny pokaz. Znalazł palący się papieros w kieszeni koszuli trenera Marka Bębna i tym podobne cuda na kiju. Gwoździem programu była sztuczka z banknotem. Janek Woś „wychylił się”, że ma banknot o wartości 50 euro. Facet na naszych oczach zrobił w nim długopisem dziurę, a potem dosłownie rozszarpał banknot na strzępy. Załamany Janek jęknął: „Żona mnie zabije”. Iluzjonista złożył banknot w kostkę, rozłożył go i wręczył piłkarzowi Odry 50… lirów tureckich. Janek kategorycznie odmówił przyjęcia pieniędzy. Facet powtórzył manewr i po chwili oddał Wosiowi 50 euro. Śmiejący się od ucha do ucha Janek zapytał: „Nie chciałbyś być naszym księgowym?”.

 

Na zdjęciu: Burmistrz Alanyi Hasan Sipahoglu (z prawej) i jego przedstawiciel, Nurkan Sasmaz (z lewej) chętnie gościli u siebie piłkarzy Odry.