Brommer: W jedności siła?

Z czystej ciekawości kilka dni temu na swoim twitterowym koncie zrobiłem głosowanie z prostym pytaniem: „czy Piast powinien usiąść do rozmów ze stowarzyszeniem kibiców, czy traktować ich jak powietrze?”. Zagłosowało kilkaset osób, a 60 procent z nich opowiedziało się za to drugą opcją. Trudno się dziwić – zwykli kibice, nazywani przez fanatyków „janusze” lub „pikniki” chcą spokoju i bezpieczeństwa. Tzw. młyn w Gliwicach nie kojarzy się już z fanatycznym dopingiem przez 90 minut. Kojarzy się z wyzwiskami, wulgaryzmami, od których więdły uszy i z rozwalaniem własnego stadionu.

Grupa kibiców obrywa od klubu, miasta i normalnych fanów. Sami są sobie winni, bo ich pozycja negocjacyjna i położenie w owym konflikcie byłoby inne, gdyby tuż po derbowych ekscesach przeprosili, pomogli w naprawieniu szkód. Tak zrobili swego czasu fani GKS-u Tychy i dziś nie ma tam takiego problemu. Ci z Piasta w pierwszej kolejności widzą swoją krzywdę i winę po drugiej stronie. W taki sposób konflikt nigdy nie zostanie zażegnany. W Gliwicach obie strony idą w zaparte, można przewidywać, że będą sobie utrudniać życie jeszcze bardziej, co raczej nie skończy się dobrze dla piłkarzy i zwykłych kibiców. Bez choćby minimalnej chęci dialogu nie ma mowy o kompromisie.

Atmosfera przy Okrzei może być niczym przebita dętka w rowerze. Jedynym ratunkiem może okazać się… udany sezon Piasta. Dobra gra drużyny nie tylko napędzi frekwencję, ale i sprawić, że jedna i druga strona konfliktu trochę „zmięknie”. Gorzej, jeśli znów drużyna grać będzie „piach”, a w Gliwicach nikt nie potraktuje ostatniego sezonu, który ledwo udało się uratować, jak ostrzeżenia…