Babskim okiem. Tylko marzeń żal

A to do niej zupełnie niepodobne było. Więc sama zagadnęłam. No i co pani na to? – Ano nic – odparła filozoficznie. – Tylko jakoś smutno się zrobiło. No bo jak mam wytłumaczyć sześcioletniemu wnukowi, który płacze po kątach, że to przecież nie koniec świata, bo nie samą piłką człowiek żyje, a myśl o tym, że nasi piłkarze nawet mistrzami świata być mogą, to tylko takie marzenie było. Ale jakie piękne. Jak to fajnie by wtedy było. Cały świat by nas podziwiał. A tak – nic. Biało-Czerwone barwy, które niezwyciężone być miały, poległy. I to nie na polu chwały. No i komu tu teraz kibicować? Nasi ekspresem wracają do domu, a po tym, co na boiskach w Rosji pokazali, to w kraju pewnie tylko garstka najwierniejszych z wiernych witać ich będzie. Ale oni i tak chyłkiem przemkną, bo cóż mieliby im powiedzieć? Że chcieli, ale nie wyszło? A nie tak dawno jeszcze słyszeliśmy, że kiedy jeśli nie teraz? No więc kiedy? Ja to już pewnie tych czasów nie dożyję. Może uda się doczekać tego mojemu wnukowi? Jeśli w ogóle. Najlepiej byłoby o tym wszystkim jak najszybciej zapomnieć, ale to niemożliwe. Wystarczy telewizor czy radio włączyć, albo na ulicę wyjść, aby wielkoformatowe oblicza naszych futbolowych gwiazd nam to przypomniały. Lodówki się nie da otworzyć, głowy umyć czy dezodorantu użyć. Aż żal tylko, że nasze Orły na żadnym boisku tak dobrze, jak w owych reklamach, nie wypadły. No wprawdzie na światowym czempionacie się zameldowali, ale zamiast „veni, vidi, vici” było – jak to bardzo słusznie mój kolega redakcyjny zauważył – „veni, vidi… nici”. No i czy warto kolejne cztery lata czekać? Tyle razy przecież czekaliśmy. I – tradycyjnie – znów te nici zamiast sukcesu. Fatalny koniec o drużynie marzeń. Kolejny wielki zawód. A może to nasze oczekiwania po prostu ich możliwości przerosły? Ale zawsze pocieszyć się możemy tym, że… mogło być jeszcze gorzej. Jeszcze? To chyba niemożliwe. Podobno przygotowania optymalne były. Więc co zawiodło? Naprawdę jest o czym myśleć, ale od tego myślenia tylko bólu głowy dorobić się można. A może to taka nasza świecka tradycja jest? I jakby to krótko, zwięźle i węzłowato ująć? Na Śląsku powiedzieliby, że to… darymny futer.