Bali się ultrasów?

Magazyn „Spiegel” opublikował nawet fragment maila, w którym prezydent DFB Reinhard Grindel napisał swojemu zastępcy Rainerowi Kochowi, że ultrasi Eintrachtu są zbyt nieprzewidywalni, dlatego rozegranie tam meczu może być zbyt ryzykowane. Miał on obawiać się, że ewentualne wybryki kibiców „Orłów” mogłyby zaszkodzić kandydaturze Niemców w konkursie na gospodarza Euro 2024. Niedawni mistrzowie świata rywalizują o organizację tego turnieju co prawda tylko z Turcją, lecz swój ostateczny wybór UEFA ogłosi już 27 września w Nyonie. Wszelkie wybryki na ostatnim etapie byłby więc dla Niemców bardzo niewygodne.

Po publikacji artykułu „Spiegla” władze DFB przyznały, że w wewnętrznej dyskusji było brane pod uwagę zagadnienie zachowania kibiców, ale powód przeniesienia meczu do Sinsheim był inny. Otóż tamtejszy stadion jest znacznie mniejszy od Commerzbank-Areny we Frankfurcie, która może mieścić na meczach reprezentacji aż 48 tysięcy osób. Natomiast na Wirsol Rhein-Neckar-Arena może wejść ponad 25 tysięcy kibiców, a więc prawie połowa mniej. Władze stwierdziły, że taki obiekt lepiej będzie pasował na mecz ze stosunkowo mało atrakcyjną drużyną Peru i w związku z tym zapełnienie obiektu będzie bardziej prawdopodobne. Trafili w dziesiątkę, bo wszystkie bilety zostały wyprzedane.

Coś jednak faktycznie mogło być na rzeczy. Nie jest tajemnicą, że TSG Hoffenheim ma znacznie mniej kibiców niż Eintracht Frankfurt. Ci pierwsi grają co prawda swoje mecze w liczącym ok. 35 000 mieszkańców Sinsheim, lecz samo Hoffenheim ma zaledwie nieco ponad 3000 ludzi. W dodatku klub ten istnieje na mapie Bundesligi stosunkowo od niedawna, a za jego dynamicznym rozwojem stoją pieniądze bogatego inwestora Dietmara Hoppa. Eintracht natomiast to klub z wielkiego miasta, który może poszczycić się bardzo długą historią na najwyższym szczeblu niemieckiego futbolu. W dodatku jego ultrasi niejednokrotnie dawali o sobie znać na scenie kibicowskiej, nie tylko efektownymi oprawami, ale też wybrykami, o których lepiej nie wspominać. Tak więc strach DFB, o którym pisał „Spiegel”, może być jak najbardziej uzasadniony, tym bardziej że w ostatnich miesiącach Związek ma na pieńku z kibicami wielu drużyn Bundesligi.

 

Piotr Tubacki