Bieganie po swoje…

Obaj biegają w podobnym stylu; mają zbliżone rekordy życiowe na 800 m; w poprzednich mistrzostwach Europy w Amsterdamie w 2016 roku zameldowali się na dwóch pierwszych miejscach. Są w stanie to powtórzyć w Berlinie. Adam Kszczot ma w swoim sejfie zdecydowanie więcej medali z prestiżowych imprez. Ale Marcin Lewandowski nie musi mieć z tego powodu żadnych kompleksów, bo przecież również stawał na podium. Obaj mają ten sam cel: biegać jak najszybciej podczas igrzysk olimpijskich w Tokio, bo ten występ ma być ukoronowaniem ich bogatych karier sportowych.

To dlatego Kszczot i Lewandowski są żelaznymi kandydatami do medali mistrzostw Europy w Berlinie. Ten pierwszy nie ma żadnych wątpliwości i będzie startował na 800 metrów, ale już ten drugi przeżywa poważne dylematy – zastanawia się, czy wybrać bieg na dwa okrążenia stadionu czy też dłuższy, 1500 metrów. Obu startów nie da się pogodzić ze względu na harmonogram zawodów.

Serce w rozterce

Lewandowski podczas mistrzostw w Lublinie zdecydował się na bieganie na 800 metrów, zaś Kszczot wybrał 1500 m, co wynikało z założeń treningowych. Oczywiście, obaj nie mieli sobie równych i pewnie sięgnęli po kolejne tytułu mistrzowskie.

– Bliższy sercu jest mi bieg na 800 metrów, bo przecież na nim się sportowo wychowałem – wyjawia Lewandowski. – Niewątpliwie, na tym dystansie moim atutem jest wytrzymałość, a na dodatek szybko się regeneruję. A przecież w Berlinie będzie bieganie turniejowe – trzy biegi dzień po dniu. To przemawia na moją korzyść. Z kolei na 1500 metrów startowałem z potrzeby chwili, czyli wtedy, kiedy reprezentacji były potrzebne punkty w rywalizacji drużynowej. Na tym dystansie mam przewagę nad rywalami, bo dysponuję dobrą szybkością. Z kolei oni dysponują większą wytrzymałością. Z czasem będą wydłużali ten dystans, aż do 5000 metrów. Sam nie wiem, co mam robić. O tym więc, jaki dystans wybiorę, zapewne zdecyduję już na miejscu.

Drugi raz z rzędu

Kszczot po raz drugi z rzędu w mistrzostwach krajowych startował na 1500 metrów. W ubiegłym roku Białymstoku wygrał, ale potem długo dochodził do siebie, zaś w Lublinie, tuż po minięciu mety, na jego twarzy zagościł uśmiech.

– Na poprzednich mistrzostwach tempo biegu był wysokie, stąd też na mecie było „umieranie”, ale teraz tę historię mile wspominam – uśmiecha się biegacz z Łodzi. – Natomiast w Lublinie miałem zupełnie inne zadanie, pierwszą część dystansu chciałem pokonać „ekonomicznie”, zachowując oczywiście czujność. W miarę pokonywania dystansu miałem przyspieszać i zwiększać tempo. Tego gołym okiem nie było widać, ale przy takiej taktyce rywale musieli „zrywać” tempo, co kosztowało ich sporo sił. Taki start to element treningu i tak też buduje się wytrzymałość specjalną, która będzie potrzebna już niebawem podczas startu w Berlinie. Liczę, że przyniesie ona piorunujący efekt. A w sumie powinien wyjść dobry bieg na 800 metrów.

Start po starcie

Lewandowski, zanim wystartował w Lublinie, dzień wcześniej biegał dzień w Diamentowej Lidze w Monako, gdzie uzyskał czas 1.44,32.

Fot. Wojciech Szubartowski/PressFocus

– Biegam dużo, bo nadrabiam stracony czas – wyjaśnia biegacz Zawiszy Bydgoszcz. – Przez prawie dwa miesiące borykałem się z kontuzją łydki i to mnie wykluczyło ze startów. Czuję więc potrzebę biegania, bo to sprawia mi przyjemność. Mam moc i wiemy, że stać mnie nawet na wyniki w granicach rekordów. Start w Monako to był wyraźny sygnał, że wszystko idzie we właściwym kierunku. Na pewno jest w stanie poprawić rekord życiowy (1.43,72 – przyp. red.) na 800 m. Z kolei na dystansie 1500 m metrów – wydaje mi się – jestem w stanie osiągnąć wynik w granicach 3.33 min. Rekord kraju na 800 m Pawła Czapiewskiego (1.43,33 – przyp. red.) teraz wydaje się niezagrożony. By go poprawić, trzeba trafić na bieg w granicach 1.42.00 min, ale to się teraz nadzwyczaj rzadko zdarza – raz, może dwa razy do roku. Trzeba mieć cholerne szczęście, by znaleźć się w takim towarzystwie. Ale na razie nie zaprzątam sobie tym głowy, bo najważniejszy jest start w Berlinie.

Efekt przyjdzie

Kszczot od lat przyzwyczaił nas do mocnego wejścia w sezonu, tym razem jednak było nieco inaczej. – Po sezonie halowym dłużej dochodzi się do wysokiej dyspozycji na stadionie, dlatego niewielu jest zawodników, którzy łączą te starty. – Początek sezonu był trudny, ale pewnie tak musiało być. Nie czułem biegania i dopiero w Lublinie stwierdziłem, że jest odpowiednie przełożenie. Na finiszowych metrach mogłem jeszcze dołożyć i to jest na pewno budujące. Jestem na dobrej drodze do „wystrzałowej” formy. Jadę do Berlina bronić złota z Amsterdamu. To mogą być ciekawe mistrzostwa z naszej strony, bo przecież mamy mocną ekipę. Patrzę na tę imprezę z optymizmem. Myślę, że będzie okazja do świętowania.

Berlin to zaledwie przystanek do igrzysk w Tokio. Kolejnym będą przyszłoroczne mistrzostwa świata w Katarze.