Bułką z bananem też nie pogardzę

Korespondencja własna z Lizbony

Adam GODLEWSKI: To najlepsza reprezentacja Polski w historii?

Marcin GRZYWA: – To trudno jednoznacznie określić. Można natomiast powiedzieć, że najbardziej doświadczona. Jestem przekonany, że frycowe zapłaciliśmy w poprzednich turniejach, a ja miałem przyjemność trzykrotnie zagrać w finałach mistrzostw Europy. Odpadaliśmy zawsze na poziomie ćwierćfinałów, choć nie byliśmy gorszym od rywali zespołem. Zatem najwyższa już pora, żeby fortuna się odwróciła.

Przylecieliście do Lizbony z zamiarem wywalczenia mistrzostwa świata? Tak mówili mi Ariel Mnochy i Wojciech Springer.

Marcin GRZYWA: – Podchodzę do planów zdroworozsądkowo. To znaczy skupiam się na tym, aby dać z siebie maksa w każdym kolejnym meczu. Pompowanie balonika to nie jest moja specjalność, jestem od tego bardzo daleki. Najbliższy mecz jest najważniejszy i tylko ten powinien nas interesować. Wzorem w podejściu do rywalizacji jest dla mnie Adam Małysz, dla którego liczył się wyłącznie najbliższy skok.

Czy zatem jadł pan już bułkę z bananem? Bo to była dieta-cud Małysza.

Marcin GRZYWA: – Jeszcze nie, ale w Portugalii banany są na każdym kroku, świeżutkie i pyszne, więc może dołożymy do nich bułkę i powielimy rozwiązania sprawdzone przez naszego mistrza skoków. A zupełnie poważnie – najważniejsza jest koncentracja na konkretnym przeciwniku, a nie nakręcanie się na wygranie całego turnieju. Bo to jest pewniejsza droga do sukcesu.

Jestem oczywiście świadomy naszego potencjału – niezależnie od wyniku ćwierćfinału z Anglią – bez wątpienia sięgającego sobotniego finału. Tyle że barszcz lepiej jeść małą łyżeczką niż chochlą, wówczas lepiej smakuje i człowiek się nie zakrztusi.

Jest pan nie tylko piłkarzem, ale także trenerem…

Marcin GRZYWA: – …przygotowania motorycznego. Zdrowy styl życia to jest to, co mnie kręci. Regularnie się dokształcam, uczestniczę w kursach, szkoleniach i mega dużo czytam. Pochłaniam mnóstwo książek, ale nie Harlequiny, tylko lektury, dzięki którym podwyższam swoje przygotowanie merytoryczne. Lubię to i wiem, że pracując w tym zawodzie nie będę zgorzkniały jako 60-latek, czy zrzędliwy jako 70-latek. Życie ma się tylko jedno, więc nie można robić czegoś, czego się nie lubi. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że to moja pasja, choć oczywiście to futbol jest dla mnie jak tlen.

Na co dzień gra pan w futsal.

Marcin GRZYWA: – Owszem, w ekstraklasowym Piaście Gliwice u trenera reprezentacji Polski w szóstkach, Klaudiusza Hirscha. Notabene wraz z bratem, który niestety miał ogromnego pecha, bo trzy tygodnie przed turniejem w Portugalii zerwał więzadła krzyżowe. Miał być w Lizbonie, więc wyszło na to, że w Lizbonie muszę… gra[AG1] ć za dwóch. Na pełnowymiarowym boisku też próbowałem sił, do 27. roku życia, między innymi w Szczakowiance Jaworzno.

Przygodę z dużą piłką kończyłem w LZS Piotrówka, a w szatni tego klubu wiadomo – było mocno egzotyczne towarzystwo. Nie jestem oczywiście w stanie utrzymać się wyłącznie z futbolu, futsal nie prosperuje jeszcze w Polsce na wystarczającym poziomie. Prowadzę więc jako trener personalny zawodników z różnych dyscyplin. Między innymi niesłyszące futbolistki, które zostały wicemistrzyniami olimpijskimi. A pracowałem też ze snowbordzistką Zuzanną Smykałą, z którą udało się awansować na tegoroczne zimowe igrzyska w Korei Południowej. Generalnie, jeśli ktoś ma ochotę, zapraszam do siłowni w Zabrzu.

 

Na zdjęciu: Marcin Grzywa (nr 10, szósty od lewej, szósty od prawej, czyli centralnie).