Chcą podjąć wyzwanie

To starcie na pewno zapowiada się hitowo jeżeli chodzi o pierwszą kolejkę rywalizacji w Champions League. Liverpool podejmuje PSG, a oba zespoły – jak na razie – w rozgrywkach ligowych nie straciły jeszcze punktu. O ile w przypadku ekipy ze stolicy Francji było to do przewidzenia, o tyle taka seria w wykonaniu Liverpoolu w Premier League może nie jest zaskakująca, ale na pewno budzi podziw. „The Reds” w zeszłym roku dotarli do finału Ligi Mistrzów, ale trzeba pamiętać, że mniej więcej od połowy krajowych rozgrywek wiadomo było, że nie włączy się do walki o mistrzowski tytuł. Dlatego też zespół Juergena Kloppa priorytetowo potraktował Ligę Mistrzów.

W tym sezonie raczej tak nie będzie, bo kibice z Anfield Stadium pragną przede wszystkim mistrzostwa. Dość powiedzieć, że ostatni raz „Czerwoni” wygrali rozgrywki angielskiej ekstraklasy w sezonie 1989/90, czyli prawie 30 lat temu. Od tego czasu trzy razy zdołali przebić się do finału LM, a jeden z nich wygrali. – Rywalizujemy w Premier League i Champions League, czyli w dwóch najsilniejszych rozgrywkach na świecie. Tego jednak pragnęliśmy i zamierzamy podjąć to niełatwe wyzwanie. Nie będę stał ze spuszczoną głową i lamentował. „O mój Boże, musimy grać z tymi wszystkimi zespołami”. To nie w moim stylu. To rywalizacja na najwyższym poziomie i chcemy temu sprostać – mówi niemiecki trener Liverpoolu Juergen Klopp, który zmierzy się dziś ze swoim… uczniem, czyli Thomasem Tuchelem. Człowiekiem, dla którego jest mistrzem. Młodszy z niemieckich szkoleniowców ma przed rozpoczęciem rozgrywek Ligi Mistrzów jedno, z pozoru proste, zadanie. W końcu zaistnieć w tej rywalizacji. Do dyspozycji pozostają Edinson Cavani, Kylian Mbappe i Neymar, których celem jest zajść wyżej, aniżeli do ćwierćfinału. Odkąd rządy w paryskim klubie objęli arabscy właściciele, PSG gra w Champions League regularnie i nie udało się osiągnąć niczego ponad awans do najlepszej ósemki. Mało tego, dwie poprzednie edycje ekipa z Parc des Princes kończyła już na 1/8 finału. Teraz ma być i musi być lepiej.
Jakub Kubielas

Swojsko w Belgradzie
Crvena Zvezda Belgrad debiutuje w Lidze Mistrzów, a przecież to klub z ogromnymi tradycjami i wielkimi sukcesami na koncie. W 1991 roku wygrał w Bari finał PEMK. Po rzutach karnych pokonał wówczas Olympique Marsylię, a wcześniej uporał się m.in. z takimi firmami, jak Glasgow Rangers czy Bayern Monachium. Drużynę prowadził trener Ljupko Petrović, który mimo 71 lat nadal pracuje w zawodzie, a obecnie jest trenerem klubu APR FC z… Rwandy. O sile tamtej Crvenej Zvezdy stanowili tacy gracze, jak Robert Prosineczki, Sinisza Mihajlović, Darko Panczev czy Dejan Savićević, którzy później porobili kariery na zachodzie Europy. Grali dla takich klubów, jak Real Madryt, FC Barcelona, Inter Mediolan czy AC Milan. Dziś drużyna z Belgradu gwiazd w swoim składzie nie posiada, ale trener Vladan Milojević obiecuje, że jego ekipa – mimo bardzo trudnej grupy – przejdzie do historii serbskiej piłki. Chodzi o to, że do tej pory dwa razy kraj ten w LM reprezentował Partizan Belgrad i nie wygrał żadnego z 12 meczów. Na początek plany Crvenej Zvezdzie zamierza pokrzyżować Napoli, Arkadiusza Milika i Piotra Zielińskiego. W Belgradzie będzie jednak bardziej swojsko, bo mecz poprowadzi Szymon Marciniak.