Derby Łodzi. Gwóźdź fałszywej „9”

Widzew przegrał ostatnio na własnym boisku z Koroną i stracił miejsce w pierwszej dwójce tabeli I ligi. ŁKS miał jeszcze gorszą passę: jeden punkt w trzech meczach, w których nie zdołał zdobyć ani jednej bramki.


Nikt nie mógł sobie pozwolić na porażkę, toteż stawka meczu usztywniła w pierwszej fazie oba zespoły, bo ataki były ostrożne, za to defensywa – żelazna. Dopiero po przerwie obie drużyny zaczęły grać śmielej i odważniej, a obudził jednych i drugich strzał Ernesta Terpiłowskiego w 47 minucie w słupek. Aktywniejszy był ŁKS, ale tylko do 60 minuty. Dwa razy mógł golem skończyć akcję Pirulo, ale na róg wybijał bramkarz Widzewa Henrich Ravas. Po jednym z rzutów rożnych robotę Pirulo mógł wykończył Oskar Koprowski, jego strzał głową Rava wybił na kolejny róg.

W zespole Widzewa zaszła tylko jedna zmiana w porównaniu z meczem z ostatniej kolejki – Patryka Lipskiego zastąpił w pełni już zdrowy Bartłomiej Pawłowski, który tym razem wystąpił w roli „fałszywego środkowego”. To ciekawe, że chociaż gole dla Widzewa strzelało już w tym sezonie 23 zawodników, brakuje w tym zespole silnej „9”, czyli snajpera z prawdziwego zdarzenia. Marcin Pogorzała z kolei mocno potrząsnął swoją drużyną i wymienił aż sześciu graczy z poprzedniego składu. W paru przypadkach były to zmiany przymusowe (odejście Domingueza z ŁKS, kontuzja Tosika, kartki Monsalve), w paru jednak taktyczne. Wyszli na przykład w pierwszej jedenastce Piotr Janczukowicz i Maciej Radaszkiewicz, wiosną grający głównie w III-ligowych rezerwach.

Nic to nie pomogło. ŁKS przegrał trzeci mecz pod rząd, a w czwartym kolejnym nie zdobył bramki. Szanse na miejsce w szóstce zmalały radykalnie… Pawłowski natomiast okazał się kluczowym graczem tego meczu. Nie skakał do dośrodkowań i nie walczył łokciami ze stoperami jak typowy środkowy napastnik, ale zagrażał rywalom dryblingami, szybkością i orientacją.

W taki właśnie sposób zdobył zwycięską bramkę. Zauważył, że po stracie piłki przez ŁKS stwarza się luka w obronie, błyskawicznie uciekł uwikłanemu w naprawieniu błędu Maciejowi Dąbrowskiemu, idealnie przyjął podanie Kristoffera Hansena, wyciągnął z bramki Marka Kozioła i z zimną krwią strzelił obok niego. Takiego opanowania zabrakło dwie minuty wcześniej Samu Corralowi z ŁKS, który też był sam na sam z bramkarzem, ale strzelił w niego. Mogło być 1:0 – było 0:1w relacji gospodarze – goście.

Nominalnie ostatnie 10 minut trwało minut 20, bo boisko trzeba było tradycyjnie „oddymić”. ŁKS rzucił się więc do desperackiego ataku, ale nie miał w nim żadnych argumentów. Widzew spokojnie przetrzymał tę końcówkę, pełną fauli i nerwów (trzy żółte kartki ŁKS w doliczonym czasie) i bramka gości nie była ani razu zagrożona.

Dodać na koniec warto, że łódzkie święto piłkarskie uświetnili swoją obecnością prezes PZPN Cezary Kulesza i trener Czesław Michniewicz. Ciekawe, kogo powoła do kadry?


ŁKS Łódź – Widzew Łódź 0:1 (0:0)

0:1 – Pawłowski (80 min.)

ŁKS: Kozioł – Bąkowicz, (90+2. Kowalczyk), Dąbrowski, Koprowski, Szeliga – Wolski (90+2. Dankowski), Pirulo, Rozwandowicz, Trąbka, Janczukowicz (69. Corral) – Radaszkiewicz (75. Ricardinho). Trener Marcin Pogorzała.

Widzew: Ravas – Zieliński, Hanousek, Kreuzriegler, Hansen (82. Villa) – Danielak (85. Nowak), Kun, Stępiński, Terpiłowski, Nunes – Pawłowski (90. Guzdek). Trener Janusz Niedźwiedź.

Sędziował Tomasz Kwiatkowski (Warszawa). Widzów ok. 16 000. Żółte kartki: Wolski, Corral, Koprowski, Rozwandowicz – Pawłowski, Nunes.

Piłkarz meczu – Bartłomiej Pawłowski.


Fot. Adrian Mielczarski/PressFocus