Efekt odejścia od schematów

Podwójna radość tyszan po zwycięstwie, na które czekali od 29 października ubiegłego roku.


Zwycięstwo w meczu z Zagłębiem przez kibiców GKS-u Tychy zostało przyjęte z wielką radością. Można nawet powiedzieć, że z podwójną satysfakcją. Po pierwsze trójkolorowi wygrali „świętą wojnę”, a po drugie przerwali kiepską serię i po pięciu spotkaniach, w których zdobyli 3 oczka za remisy, znowu mogli fetować komplet punktów. O wszystkim zadecydowała jedna bramka, który była efektem… odejścia od schematów. W 76. minucie gry do wykonania rzutu wolnego podszedł bowiem nie Krzysztof Wołkowicz, który był wcześniej „etatowym” tylko wprowadzony do gry 10 minut wcześniej Antonio Dominguez i dośrodkował piłkę w pole bramkowe. Tam Wiktor Żytek wygrał pojedynek główkowy z przeciwnikami i główkując z 4. metra ustalił wynik spotkania.

– W schemacie rozgrywania stałego fragmentu gry tym razem zamieniliśmy się pozycjami z Nemanją Nediciem – wyjaśnił strzelec jedynego gola. – Pobiegłem na pierwszy słupek. Obawiałem się, że może być spalony, ale na szczęście nie było. Skontrowałem piłkę i cieszę się, że to trafienie dało nam pełną pulę.

Krok do przodu

3 punkty zdobyte w sobotę pozwoliły tyszanom przesunąć się w tabeli na 11. miejsce. Można więc powiedzieć, że trójkolorowi zrobili krok do przodu chociaż sytuacja w tabeli nadal nie odzwierciedla oczekiwań piłkarzy i kibiców GKS-u Tychy. Strata do strefy barażowej wynosi bowiem 9 oczek.

– Myślę, że było widać, że bardzo nam zależy przede wszystkim na punktach – stwierdził Wiktor Żytek. – Dążyliśmy do tego w każdej minucie pierwszej połowy, ale brakowało nam ostatniego podania czy dołożenia nogi. W drugiej połowie też kontynuowaliśmy swoją grę i to, że byliśmy konsekwentni dało nam bramkę ze stałego fragmentu. Wygraliśmy i z tego się cieszymy, bo potrzebowaliśmy tych trzech punktów. Oby to był bodziec czy sygnał do tego, żeby budować swoją wartość, dopisywać kolejne zwycięstwa u siebie, ale także punktować na wyjazdach i z każdego meczu próbować wycisnąć jak najwięcej.

Prognostyk na przyszłość

Na plus trzeba też zapisać fakt, że pierwszy raz od 9 października, po 8 spotkaniach, drużyna Dominika Nowaka nie straciła gola, a także to, że przewaga nad strefą spadkową wzrosła do 8 punktów. Nie trzeba się więc nerwowo oglądać w tył tylko śmiało można patrzeć w górę tabeli. Warunek jest jednak jeden – kolejne mecze także trzeba wygrywać, a do tego może być potrzebna lepsza gra niż w meczu z sosnowiczanami.

– Zespół Zagłębia stał bardzo nisko – dodaje pomocnik tyszan. – Biliśmy trochę głową w mur, ale myślę, że i tak stwarzaliśmy sobie sytuacje i nad ich lepszym zakończeniem musimy jeszcze pracować. Z drugiej jednak strony można powiedzieć, że ustawienie z trójką środkowych obrońców oraz wahadłowymi i dwójką środkowych pomocników coraz lepiej nam wychodzi. Byliśmy blisko siebie. Staraliśmy się zbierać „drugie piłki”. Zagłębie raczej nie stworzyło sytuacji bramkowej i oby to był dobry prognostyk na przyszłość.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus