Eliminacje LM. Taka klęska w Baku to wstyd

Mistrz Polski znów nie zagra w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Rywal z Azerbejdżanu okazał się dla Lecha Poznań bezlitosny.


To nie tak miało być. Zupełnie nie tak. Tym bardziej, że zespół poznańskiego Lecha znakomicie rozpoczął rewanżowy mecz I rundy eliminacji Ligi Mistrzów z Karabachem Agdam. Od pierwszego gwizdka upłynęło zaledwie 20 sekund. Na piłkę, zawieszoną na połowie gospodarzy, natarł zdecydowanie Joao Amaral. Portugalczyk wywalczył futbolówkę i przytomnie zagrał do Kristoffera Velde.

Norweg nie miał czasu nawet na to, by się zastanowić. Po prostu uderzył prostym podbiciem pod poprzeczkę i „Kolejorz” objął prowadzenie. Było to jednak miłe złego początki, bo to, co później wydarzyło się na stadionie im. Tofika Bachramowa w Baku zakrawało o piłkarski kryminał.

Lech zupełnie dał się zdominować i bramki dla Karabachu były, niestety, kwestią czasu. Najpierw Brazylijczyk Kady zatańczył z obrońcami mistrza Polski w polu karnym, aż wreszcie zdecydował się na strzał lewą nogą. Artur Rudko, bramkarz poznańskiej drużyny, nie sięgnął piłki i w ten sposób zespół z Azerbejdżanu doprowadził do wyrównania. Na przerwę drużyna Karabachu schodziła prowadząc, bo pod koniec pierwszej odsłony spotkania Lechici na zdecydowanie zbyt wiele pozwolili rywalowi. Ostatecznie do piłki dopadł Filip Ozoboić, który dał swojemu zespołowi prowadzenie.

Prowadzenie Karabachu 2:1 nie było jeszcze złym dla poznańskiej drużyny wynikiem. Ale trzeci gol dla gospodarzy pogrzebał wszelkie nadzieje mistrza Polski na korzystny rezultat. Padł z ewidentnego spalonego, lecz nie ma to większego znaczenia. Po strzale z rzutu wolnego Rudko odbił piłkę przed siebie. Jako pierwszy doskoczył do futbolówki Kavin Medina, który w nieco ekwilibrystycznym stylu skierował piłkę do siatki.

Karabach poszedł za ciosem i w 75 minucie spotkania zdobył czwartego gola. Po serii kuriozalnych zagrań w polu karnym Lecha do piłki dopadł najlepszy na boisku Kady, który trafił do siatki. Piąty gol dla Karabachu padł po indywidualnej akcji Abbasa Husejnowa, który urwał się na prawym skrzydle i ustalił wynik spotkania.

Czy Lech Poznań mógł zrobić w tym spotkaniu coś więcej? Z całą pewnością tak. Niestety mistrz Polski dał się wyraźnie przeciwnikowi zdominować. Zespół z Azerbejdżanu, tuż po tym, jak stracił gola, otrząsnął się i poczuł krew. Tydzień wcześniej, przy Bułgarskiej, „Kolejorz” zagrał zdecydowanie bardziej odpowiedzialnie. Poza pierwszymi minutami spotkania, nie potrafił złapać odpowiedniego balansu. Z całą pewnością nie pomogły Lechowi ciężkie warunki atmosferyczne, czyli – przede wszystkim – wysoka temperatura. Gdy wybrzmiał pierwszy gwizdek angielskiego arbitra termometry wskazywały niespełna 30 stopni Celsjusza. Oczywiście nie jest to żadne usprawiedliwienie dla zespołu mistrza Polski.

Znów, niestety, musimy przełknąć bardzo gorzką pigułkę. Droga triumfatora rozgrywek ekstraklasy, bo takie są przepisy, polega na konieczności wyeliminowania czterech rywali. Lech, tymczasem, potknął się już na pierwszym z nich. Teraz „Kolejorzowi” pozostaje gra w Lidze Konferencji. Niestety już przed 15 lipca, dacie jakże w historii naszego kraju ważnej, mistrz Polski pożegnał się z marzeniami o Champions League. Boli, bo styl, w jakim to się odbyło, i wynik, mówi sam za siebie.

Karabach Agdam – Lech Poznań 5:1 (2:1)

0:1 – Velde (1), 1;1 – Kady (14), 2:1 – Ozobić (42), 3:1 – Medina (56), 4:1 – Kady (75), 5:1 – Husejnow (78).

Sędziował Andy Madley (Anglia). Żółte kartki: Almeida, Medina, Kady.

KARABACH: Magomedalijew – Veszović (76. Husejnow), Miedwiediew, Medina, Jafargulijew (75. Bajramow) – Janković (83. Ibrahimli), Almedia – Kady, Ozobić (76. Kwabena), Zoubir – Wadji (66. Sejdajew). Trener Gurban GURBANOW.

LECH: Rudko – Pereiera, Szatka, Milić, Rebocho (85. Douglas) – Skóraś (72. Citaiszwili), Karlstroem (85. Kwekweskiri), Murawski (85. Marchwiński), Velde – Amaral (72. Szymczak) – Ishak. Trener John VAN DEN BROM.



Na zdjęciu: Zaczęło się świetnie, skończyło jak zawsze. Znów zabraknie polskiej drużyny w fazie grupowej Ligi Mistrzów.

Fot. PressFocus