Chcę, żeby syn był ze mnie dumny

Po urodzeniu syna szybko wróciła pani na szczyt. Jak to się stało?
Ewa KONIECZNY: – Nie wiedziałam początkowo w ogóle, czy jeszcze do dżudo wrócę, ale już po trzech miesiącach od informacji, że będę mamą, bardzo mnie do niego ciągnęło. Mikołaja urodziłam w styczniu, ale już dwa miesiące po porodzie zaczęłam ćwiczyć, choć w sumie to nie było dobre. Pomogła mi fizjoterapeutka uroginekologiczna – polecam taką konsultację każdej kobiecie, która chce po ciąży szybko dojść do pełnej sprawności i czuć się lepiej. Musiałam przystopować, ale od maja wznowiłam lekkie treningi, a od lipca ćwiczyłam już systematycznie na pełnych obrotach. W październiku w Warszawie zostałam mistrzynią Polski w kategorii 48 kg.

Macierzyństwo jako przerywnik w karierze – taki był pomysł?
Ewa KONIECZNY: – Myśli rodzicielskie miałam wcześniej, ale ciąża była zaskoczeniem, nie była planowana. Szczerze mówiąc, myślałam, że nie mogę mieć dzieci. To przekonanie nie było poparte specjalistycznymi badaniami, ale nieraz lekarze mówili mi, że mogę mieć problem z zajściem w ciążę. Wiadomo, sport to ogromny wysiłek dla organizmu. Gdy więc dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byłam zdziwiona, ale też bardzo się ucieszyłam. Kiedy całe życie postawiło się na sport, trudno z dnia na dzień się z tego wycofać. Poniekąd szukałam jednak dróg i możliwości, żeby odpocząć od dżudo…

I jakie cele sportowe stawia sobie pani w nowej sytuacji życiowej – to wciąż jest upragniony start olimpijski?
Ewa KONIECZNY: – Faktycznie, kiedyś to były cele w cyklu czteroletnim. Teraz są inaczej sprecyzowane, mniejsze, etapowe. Dopiero one powiedzą coś więcej, czy będę miała szansę na olimpijski start w Tokio. Na razie chciałabym się zakwalifikować na europejskie igrzyska w przyszłym roku, kwalifikacje kończą się w kwietniu. Wiem, ile mi do odpowiedniego poziomu brakuje, ogromna praca przede mną.

Jest pani na nią gotowa? Naukowcy przekonują, że pod wieloma względami macierzyństwo sprzyja w dalszej karierze kobietom – sportowcom…
Ewa KONIECZNY: – Oczywiście, liczę na to, że będę jeszcze lepszym sportowcem niż dotąd. I sama zastanawiam się, czy to jest związane z wystrzałem hormonów, z samą fizjologią, czy także z psychiką. Mam teraz dużo większą motywację, by walczyć, bo chcę, żeby mój syn był ze mnie dumny w przyszłości, żeby mógł się pochwalić mamą… Przepraszam, wzruszam się, gdy o tym myślę… Ale to motywacja, której kiedyś nie miałam. A na pracę się godzę – jasne, nie nudzę się w ciągu dnia, ale często odliczam minuty do treningu, dostrzegam, że odpoczywam na nim psychicznie.

Motywacja jest głębsza, ale też chyba dystans większy?
Ewa KONIECZNY: – Dokładnie. Przed mistrzostwami Polski startowałam pod presją, z tyłu głowy wiedziałam, że dobry wynik będzie znaczący w powrocie do kadry. Ale mam też poczucie, że gdy sport w moim życiu się skończy, mam jeszcze dla kogo żyć, co robić, kim się zajmować. Pracę, jak się chce, zawsze się znajdzie. Oczywiście, studia są po to, żeby była to praca w swoim zawodzie. Ale na razie moje życie to było tylko sport, studia i… sport. Mam 29 lat i tak naprawdę żadnego zawodowego doświadczenia, więc jest strach przed nowym etapem w życiu. Rozmawiam z koleżankami i wiem, że to powszechne uczucie. Ale ja dostałam nowy zastrzyk energii i motywacji.

Studiuje pani drugi fakultet?
Ewa KONIECZNY: – Tak, mam już licencjat z zarządzania, a teraz jestem na drugim roku pedagogiki, choć jeszcze nie wybrałam specjalizacji. Chciałam studiować zarządzanie w oświacie, planowałam otwierać przedszkole, ale nie otworzył się kierunek. Ale myślę, że być nauczycielem to też może być frajda.

Jak udaje się pani to wszystko godzić?
Ewa KONIECZNY: – Pomaga cała rodzina, teść zostawał z synkiem, moja mama także. Będę zabierała Mikołaja na zgrupowania, do Zakopanego jadę z mamą, która będzie się nim zajmować, gdy ja będę trenować. Oczywiście, liczę na przychylność mojego klubu, Czarnych Bytom, bo nieraz będzie mi trudno wszystko pogodzić.

Czy poleciłaby pani dżudo młodym dziewczynom?
Ewa KONIECZNY: – Zdecydowanie! Przede wszystkim to sport ogólnorozwojowy, kształtuje dużo zdolności motorycznych, choćby banalną umiejętność upadania, żeby trzymać brodę blisko klatki piersiowej. Patrzy się też inaczej na dietę, na to, jak się odżywiamy. No i wpływa na poprawę poczucia pewności siebie, a już w aspekcie samoobrony dla kobiet to bardzo istotne.

Znalazła się pani w sytuacji na ulicy, w której musiała wykorzystać swoje umiejętności w celu samoobrony?
Ewa KONIECZNY: – Na szczęście nie. Ale gdy wieczorami wracam do domu obok jakichś nieciekawych osobników, czuję się pewniejsza, a przynajmniej gotowa do tego, żeby szybko uciec (śmiech). Kiedyś dla żartów, ale z zaskoczenia, kolega złapał mnie od tyłu i skrępował ręce. Zadziałał instynkt – odruchowo ugięłam nogi i chłopak przeleciał przeze mnie. Na szczęście umiał pady, bo posadzka była betonowa, ale więcej takie żarty mu się nie imały (śmiech).