GieKSa znów leje mocnych!

Biorąc pod uwagę dwa fakty – że Podbeskidzie w tym roku straciło zaledwie trzy gole, kończąc 5 z 10 meczów wynikiem 0:0m a GKS od 270 minut bramki w lidze nie strzelił – trudno było oczekiwać snajperskich fajerwerków. Ale takowe w końcu się pojawiły.

O fajerwerki – innej natury – zadbała na początku… natura. Już kwadrans przed pierwszym gwizdkiem „groziła” uczestnikom meczu „gromami i pieronami”, krążącymi wokół stadionu przy Bukowej. Nad samym stadionem – jakieś 10 minut po pierwszym gwizdku – burza objawiła się ulewnym deszczem, który (choć z krótką przerwą) towarzyszył obu zespołom przez kilkadziesiąt minut.

Jacek Paszulewicz po raz kolejny „zamieszał” w jedenastce. Do roszad wśród młodzieżowców zdążył już kibiców (i samych zawodników) przyzwyczaić. Tym razem z boiska (w Olsztynie) prosto na trybuny odesłał Dawida Plizgę i Tomasza Foszmańczyka, za to – po raz pierwszy – do wyjściowej jedenastki desygnował Dalibora Volasa.

Wstrząsające 120 sekund

Słoweniec już we wspomnianym spotkaniu ze Stomilem, gdzie zagrał 20 minut, pokazał, że w polu karnym piłka go szuka. Z wykończeniem akcji miewał kłopoty u tam, i w środowy wieczór w Katowicach: trzykrotnie w I połowie uderzał i ani razu w światło bramki nie trafił. Ale jego obecność okazała się bezcenna po zmianie stron. To on w 54 min za wrzutką Adriana Błąda z rzutu rożnego „do końca”, czyli faktycznie do linii końcowej, a potem głową (i z głową) odegrał przed bramkę, gdzie najszybszy był Lukas Klemenz. To było 120 sekund, które wstrząsnęło „góralami”; trochę wcześniej bowiem Rafała Leszczyńskiego zupełnie zaskoczył Mateusz Mączyński. Miało być raczej dośrodkowanie spod linii autowej, wyszedł idealny strzał w długi róg. Wypisz-wymaluj – kopia gola [Adriana Błąda] z meczu z Zagłębiem. – Coś nas blokuje, za mało odważni ostatnio jesteśmy – przypomnijmy jego słowa z naszych łamów, którymi tłumaczył potrzebę oddawania strzałów przez katowiczan z każdej pozycji. W środę poskutkowało!

Wiara, co przeniosła… „górali”

– Mieliśmy sytuacje już w I połowie – mówił po pierwszych 45 minutach Paweł Mandrysz, bijąc się we własne piersi za okazję z 39 minuty. Leszczyński – po centrze Łukasza Zejdlera z rogu – wypiąstkował piłkę wprost pod nogi GieKSiarskiego młodzieżowca, ale ten – jakby trochę zaskoczony tym faktem – niby pocelował w krótki róg, ale po drodze trafił w jednego z obrońców i był z tego tylko kolejny korner. – Wierzę, że po przerwie będą i kolejne okazje – dodawał jeszcze „Mandi”, nim pomaszerował do szatni posłuchać trenerskich wskazówek. I tym razem jego wiara okazała się wielka: przeniosła góry (a właściwie „górali”)…

Aplauz, aplauz!

Ci bowiem – zszokowani opisanymi już dwoma trafieniami gospodarzy i coraz bardziej prawdopodobną pierwszą w tym roku porażką – przebudzili się dopiero w ostatnich 10 minutach. Dopiero wtedy nieskazitelnie czysty do tej pory biały kostium Macieja Wierzbickiego nieco się pobrudził przy 2-3 interwencjach po strzałach i centrach bielszczan. Ale też w tym okresie nikt już od katowiczan „walcowania” przeciwnika nie wymagał: prowadzili przecież 3:0. Tego trzeciego „gwoździa” przybił uderzający z różnych pozycji Błąd. Sporo razy po tych próbach piłka mijała bramkę Podbeskidzia w dużej odległości. Ale jak już w nią w końcu wcelował, mógł wykonać swój charakterystyczny gest celebracji trafienia – nasłuchiwanie aplauzu. Tenże zaś był jak najbardziej wskazany i zasłużony: GieKSa po raz kolejny pokazała bowiem, że mocnych tej ligi (a przynajmniej tych, co przegrywają z rzadka) leje często i chętnie. I znów jest druga w tabeli!

GKS KATOWICE – PODBESKIDZIE BIELSKO-BIAŁA 3:0 (0:0)

1:0 – Mączyński, 52 min (asysta Poczobut), 2:0 – Klemenz, 54 min (głową, asysta Volas), 3:0 – Błąd, 77 min (bez asysty)

GKS: Wierzbicki – Słaby, Kamiński, Klemenz, Mączyński – Poczobut – Mandrysz (56. Skrzecz), Zejdler (85. Kalinkowski), Prokić (81. Goncerz), Błąd – Volas. Trener Jacek PASZULEWICZ.
PODBESKIDZIE: Leszczyński – Modelski, Bougaidis, Malec, Oleksy – Chmiel (58. Kolarz), Hanzel (58. Rakowski), Palawandiszwili, Sierpina – Szabala, Tomczyk (73. Kostorz). Trener Adam NOCOŃ.
Sędziował Mateusz Złotnicki (Lublin). Żółte kartki: Kamiński, Prokić, Słab, Błąd, Zejdler, Mączyński – Modelski, Oleksy.
Piłkarz meczu – Mateusz MĄCZYŃSKI.

 

Czy wiesz że…
* Dwóch katowickich graczy „wykartkowało się” przed sobotnim spotkaniem z Ruchem. Przy Cichej nie zobaczymy Andrei Prokicia (4 upomnienia) i Mateusza Kamińskiego (8).

Liczba
32
SEKUND od chwili pierwszego gwizdka w meczu GKS Katowice – Podbeskidzie potrzebował Mateusz Kamiński, by „zapracować” na żółtą kartkę. Ukarany nią został za faul na Pawle Tomczyku.