GKS Jastrzębie. Zbędny parasol ochronny

Trener GKS-u Jastrzębie Grzegorz Kurdziel przyznał, że jego zawodnicy zrobili Arce Gdynia świąteczne prezenty.


Na konferencji prasowej po meczu z Arką Gdynia (2:3) trener GKS-u Jastrzębie Grzegorz Kurdziel nie wyglądał na faceta pogrążonego w rozpaczy. Jego podopieczni zostawili po sobie dobre wrażenie, ale nie przełożyło się to na zdobycz punktową, więc wyprawę do Trójmiasta trzeba potraktować jako nieudany wypad.

– Pomyliliśmy Święta, które się zbliżają, bo za łatwo traciliśmy bramki – zaznaczył na wstępie niespełna 46-letni szkoleniowiec drużyny z Harcerskiej.

– To były, niestety, z naszej strony prezenty dla przeciwnika. Skądinąd bardzo dobrego przeciwnika, który ma w swoim składzie bardzo dużo zawodników prezentujących wysoką jakość sportową. Na pewno gospodarze stworzyli sobie w tym meczu wiele innych sytuacji do zdobycia gola, gdzie ta jakość była decydująca w doprowadzeniu do tej sytuacji. Natomiast w momentach, w których strzelili nam bramki, po prostu wykorzystali nasze błędy indywidualne. Nie chcę operować nazwiskami „winowajców”, bo to nie ma żadnego znaczenia. Po prostu przegraliśmy w Gdyni jako zespół. Nie wywozimy punktu, ale w każdym następnym meczu na pewno będziemy walczyli tak jak dzisiaj. Uważam, że przeciwko Arce naprawdę zagraliśmy bardzo dobre zawody. Będziemy walczyli w każdym następnym meczu o trzy punkty i zobaczymy, co się wydarzy na koniec sezonu. Natomiast warunek, byśmy je zdobywali, jest jeden – moja drużyna musi grać tak jak dzisiaj, minus te błędy, które popełniliśmy. I wtedy jest szansa, że następny mecz rozstrzygniemy na naszą korzyść.

Za tzw. wrażenia artystyczne i słowa pochwały nikt drużynie punktów nie przyzna. I warto, by wzięli to sobie do serca zarówno piłkarze GKS-u Jastrzębie, jak i sztab szkoleniowy tej drużyny. Amerykanie mawiają „Porażka jest gorsza niż śmierć, albowiem z porażką musisz żyć” i trudno się z nimi nie zgodzić. Bo kogo obchodzi, w jakim stylu przegrałeś? Liczy się wygrana, zdobyte punkty, miejsce w tabeli. Dawno, dawno temu, jeszcze w latach 70-tych ubiegłego wieku Bayern Monachium po słabiutkim meczu z ledwością uporał się z jednym z outsiderów Bundesligi, wygrywając tylko 2:1. Jeden z niemieckich dziennikarzy prasowych „zaczepił” kapitana Bawarczyków Franza Beckenbauera (przedstawiać chyba nie trzeba) pytaniem: „Czy nie jest wam wstyd, że zagraliście tak słabo i ledwo pokonaliście słabiutkiego przeciwnika?”. Słynny „Cesarz” bez namysłu odparował: „Wolę wygrać mecz w katastrofalnym stylu niż przegrać go w znakomitym”. Ot, i cała tajemnica futbolu, jego sens. Za miesiąc prawie nikt nie będzie pamiętał, jak zagrał GKS Jastrzębie przeciwko Arce. Słabo, średnio, znakomicie? Nieistotny szczegół, bo przecież w rubryce „zdobycz” pozostanie zero.

Trener Kurdziel na konferencji zachował się jak dyplomata, nie wskazując palcem winnych porażki. Ale kibice, zwłaszcza ci, którzy nie mieli okazji obejrzeć spotkania w Gdyni, mają prawo wiedzieć, kto zawalił w kluczowych momentach. W końcu sponsorują ten klub jako podatnicy. Po drugie – tylko nazywanie rzeczy po imieniu może zmobilizować i zmotywować delikwentów do poprawy. Zresztą nawet bez tego Mateusz Słodowy na pewno wie doskonale, że ma na sumieniu dwa gole stracone w ostatnim spotkaniu ligowym GKS-u Jastrzębie.


Na zdjęciu: Mimo starań bilans zysków piłkarzy GKS-u Jastrzębie w Gdyni wyszedł na zero.
Fot. gksjastrzebie.com