Zagłębie Sosnowiec – GKS Katowice. Pod napięciem

Katowiczanie są bliżej półfinału, ale rywalizacja trwa…


Derby pomiędzy Zagłębiem i GKS-em znów dostarczyły sporo emocji i w regulaminowym czasie był remis. O wygranej zadecydował „złoty” gol Szweda Antona Erikssona.

Kto przypuszczał, że sosnowiczanie w starciu z GieKSą stoją na straconej pozycji, ten szybko został wyprowadzony z błędu. Hokeiści Zagłębia wszystkie niedostatki nadrabiają ambicją oraz twardą i nieustępliwą walką. Spotkanie nr 4 rozpoczęło się dla nich dość niefortunnie, bowiem goście szybko objęli prowadzenie. Na początku 4 min Aleksander Jakimienko zdecydował się na uderzenie spod niebieskiej, Andrej Fiłonienko odbił krążek, zaś czyhający Bartosz Fraszko nie miał problemów z umieszczeniem go w siatce. Strata gola zmobilizowała gospodarzy, którzy śmiało ruszyli do przodu, ale mogli zostać skarceni. Marcin Kolusz podał do Mathiasa Lehtonena (17 min), który miał odsłoniętą bramkę, jednak uderzył mało precyzyjnie. Sosnowiczanie za sprawą Aleksandra Wasiljewa oraz Jewgienija Nikiforowa próbowali zaskoczyć Johna Murraya, ale bez efektu.

Kiedy Igor Smal objechał bramkę i sprytnie przy słupku umieścił krążek w siatce, wydawało się, że goście opanowali sytuację. Nic z tego. Gospodarze nie mieli nic do stracenia i ruszyli do przodu. Sędziowie co rusz odsyłali gości do boksu kar i trener Jacek Płachta na ich decyzje pieklił się ile wlezie. A tymczasem sosnowiczanie potrafili wykorzystać 2 przewagi. Najpierw Andriej Czwanczikow zdobył kontaktowego gola, a potem Tomasz Kozłowski dodatkowo przy odłożonej karze zdobył wyrównanie. Kolejne 10 minut należało do gospodarzy i Murray znalazł się w poważnych opałach, jednak uchronił swój zespół przed stratą goli.

Gospodarze nie zamierzali rezygnować z korzystnego rezultatu i ciągle nękali golkipera gości. W 50 min przeprowadzili wzorową akcję i Nikiforow efektownym uderzeniem nie dał Murrayowi żadnych szans. A potem goście z impetem ruszyli do przodu. Krążek jak zaczarowany mijał bramkę, ale w końcu Krężołek zdobył wyrównanie. Do końca regulaminowego czasu wynik się nie zmienił i była dogrywka. W 62:13 min sędziowie podyktowali rzut karny, jednak Patryk Wronka nie wykorzystał tej sytuacji. Jakimienko po indywidualnej akcji 2-krotnie próbował pokonać Filonienkę. W końcu udało się trafić Anthonowi Erikssonowi i GKS odniósł cenne zwycięstwo. Jednak gospodarzom należą się słowa uznania.

Włodzimierz Sowiński

ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC – GKS KATOWICE 3:4 (0:1, 2:1, 1:1, 0:1)

Stan rywalizacji 1-3

0:1 – Fraszko – Jakimienko (3:11), 0:2 – Smal – Lehtonen (26:05), 1:2 – Czwanczikow – Nahunko – Lundvald (33:14, w przewadze), 2:2 – T. Kozłowski – Lundvald (37:49, 6 na 4), 3:2 – Nikiforow – Wasiljew – Baszyrow (49:59), 3:3 – Krężołek – Hudson – Monto (55:51), 3:4 – Eriksson – Kruczek (66:49)

Sędziowali: Michał Baca i Marcin Polak – Mateusz Bucki i Grzegorz Cudek. Widzów 500.

ZAGŁĘBIE: Fiłonienko; Syrojeżkin – Choperia, Luszniak – Naróg, Klinecky – Krawczyk (4), Gniewek; Baszyrow (2) – Wasiljew (2) – Nikiforow (2), Czwanczikow – Nahunko – Lundvald (2), Bernacki – T. Kozłowski – Sikora (2), Blanik – Dubinin – Piotrowicz. Trener Grzegorz KLICH.

GKS: Murray; Valtola (2) – Rompkowski, Kruczek (6) – Wajda, Hudson (4) – Wanacki (2), Jakimienko; Wronka – Pasiut – Fraszko, Smal – Monto (2) – Eriksson, Lehtonen (2) – Kolusz – Saarelainen, Krężołek (2) – Michalski – Bepierszcz (2). Trener Jacek PŁACHTA.

Kary: Zagłębie – 14 min, GKS – 22 min


Unia podwyższa prowadzenie

Po niedzielnym zwycięstwie sanoczanie mieli sporą ochotę, by doprowadzić w tej rywalizacji do remisu. Dobrze weszli w spotkanie. Wykorzystali grę w podwójnej przewadze i za sprawą Henttonena objęli prowadzenie. Wyrównał Themar, który ładnie przymierzył z pierwszego krążka. Na kolejne gole trzeba było nieco poczekać, ale znów udało się trafić gospodarzom, kiedy było ich na lodzie więcej. Unia, pod koniec drugiej odsłony, powtórzyła wyczyn rywala. Spesznego zaskoczył Rollin Carlsson. Na początku 3. odsłony, znów w osłabieniu, sanoczanie popełnili poważny błąd. Nie upilnowali Da Costy, który znalazł się z krążkiem dwa metry od bramki i strzałem z nadgarstka dał Unii pierwsze w tym meczu prowadzenie, Oświęcimianie poszli za ciosem, strzelili czwartego gola, a do końca spotkania uważnie się bronili. W końcówce trafili jeszcze do pustej bramki i w ten ten sposób odnieśli trzecią wygraną w serii.
(KJ)

CIARKO STS SANOK – RE-PLAST UNIA OŚWIĘCIM 2:5 (1:1, 1:1, 0:3)

Stan rywalizacji 1-3

1:0 – Henttonen – Hamalainen (8:17, w podwójnej przewadze), 1:1 – Themar – Rollin Carlsson (13:45), 2:1 – Piippo – Hamalainen – Mokszancew (35:56, w przewadze), 2:2 – Rollin Carlsson – Glenn (39:12, w przewadze), 2:3 – Da Costa – Rollin Carlsson (43:37, w przewadze), 2:4 – Oriechin – Apałkow – Wanat (46:14), 2:5 – Rollin Carlsson – Da Costa (59:53).

Sędziowali: Paweł Kosidło i Patryk Kasprzyk oraz Michał Gerne i Wojciech Moszczyński. Widzów 2500.

SANOK: Speszny; Jekunen – Piippo, Karlsson – Marva, Rąpała (6) – Florczak (2), Sienkiewicz – Biłas; Bukowski – Hamalainen – Sawicki, Mokszancew – Tamminen (2) – Henttonen (2), Mocarski (2) – Wilusz – Bielec, Filipek – Biały – Bar. Trener Miika ELOMO.

UNIA: Saunders; Paszek – Glenn, Stasienko – Orłow, Bezuszka – Rogow (2), P. Noworyta – M. Noworyta; Da Costa – Rollin Carlsson (2) – Oriechin, Dziubiński (2) – W. Strielcow (6) – A. Strielcow, Kowalówka (2) – Krzemień – Wanat, Prusak – Apałkow – Themar. Trener Tom COOLEN.

Kary: Sanok – 14 min, Unia – 14 min.


TORUŃ NA REMIS

Torunianie, po niedzielnej porażce, bardzo chcieli wyrównać stan rywalizacji i mocno weszli w spotkanie. Już w 5 min gry wykorzystali podwójną przewagę, a do siatki trafił Kamil Kalinowski. Zespół z Jastrzębia-Zdroju ruszył do odrabiania strat, ale był nieskuteczny, a ponadto bardzo dobrze w bramce Energi spisywał się Studziński. W drugiej tercji goście nadziali się na kontrę, po której ekipa z Grodu Kopernika podwyższyła prowadzenie.Niewiele, bo zaledwie 10 sekund zabrakło gospodarzom do tego, by utrzymać dwubramkową zaliczkę do końca drugiej odsłony. Jastrzębianie znaleźli jednak sposób na toruńskiego bramkarza i w przewadze trafił Pavlovs. Co ciekawe był to już 30. strzał JKH w tym spotkaniu i pierwszy, który znalazł drogę do siatki. W trzeciej odsłonie przyjezdni przeważali i mieli kilka okazji do wyrównania. Nie udało im się jednak i po czterech spotkaniach mamy w tej rywalizacji remis.
(KuK)

ENERGA TORUŃ – JKH GKS JASTRZĘBIE 2:1 (1:0, 1:1, 0:0)

Stan rywalizacji 2-2

1:0 – K. Kalinowski – Syty – Szkodienko (4:39, w podwójnej przewadze), 2:0 – Rodionow – Arrak (27:10), 2:1 – Pavlovs – A. Szevczenko – E. Szevczenko (39:50).

Sędziowali: Bartosz Kaczmarek i Mariusz Smura oraz Dariusz Pobożniak i Mateusz Kucharewicz. Widzów 1230.

TORUŃ: Studziński; Jaworski – Szkodienko, Szkrabow – Kuraszow, Rodionow – Kozłow, Skólmowski – Bajwenko; Huhdanpaa (2) – Arrak – Limma, Syty – K. Kalinowski – Wasjonkin, Szabanow – Karczocha (2) – Zając (2), Olszewski – Rożkow – Dołęga. Trener Jussi TUPAMAKI.

JASTRZĘBIE: Nechvatal; Horzelski – E. Szevczenko, Bryk (2) – Górny, Jelszański – Kostek, Kamieniew – Jass; Razgals – Pavlovs (2) – A. Szevczenko, Kalns – Rac – Kasperlik, Bondaruk – Paś – R. Nalewajka, Płachetka – Jarosz (2) – Ł. Nalewajka. Trener Robert KALABER.

Kary: Toruń – 8 min (2 tech.), Jastrzębie – 8 min (2 tech.).


Tyszanie bliżej półfinału

Świetna atmosfera na trybunach, zaś na lodzie twarda i nieustępliwa walka o każdy centymetr lodu. Było wiele zwrotów akcji, bo zaczęło pomyślnie dla gospodarzy, bo Jean Dupuy efektownym strzałem pokonał golkipera „Pasów”. A potem goście wykorzystali najpierw podwójne osłabienie, a potem osłabienie i zdobyli 2 gole. To była niezwykle trudna sytuacja dla tyszan, ale potrafili się pozbierać i wytrzymali tę presję. Jakub Witecki doprowadził do remisu. A kiedy Christian Mroczkowski na początku 3. tercji zdobył kolejnego gola w przewadze walka rozgorzała na dobre. Gospodarze umiejętnie się bronili, bo „Pasy” wściekle atakowały. Jednak Tomas Fuczik oraz jego koledzy z pola stanęli na wysokości zadania. Gwoli ścisłości tyszanie również szukali swojej szansy i stworzyli kilka groźnych sytuacji. To był dobry mecz w wykonaniu obu zespołów i tylko należy żałować, że teraz w rywalizacji nastąpi przerwa. (ws)

GKS TYCHY – COMARCH CRACOVIA 3:2 (1:0, 1:2, 1:0)

Stan rywalizacji 3-1

1:0 – Dupuy – Mroczkowski – Żełdakow (15:08, w przewadze), 1:1 – Sołowiow – Kapica (21:59, w podwójnej przewadze), 1:2 – Bodrow – Worobjow – Popiticz (22:41, w przewadze), 2:2 – Witecki – Sergiuszkin – Fieofanow (27:04), 3:2 – Mroczkowski – Seed (41:00, w przewadze).

Sędziowali: Krzysztof Kozłowski i Paweł Breske – Artur Hyliński i Jacek Szutta. Widzów 1550.

GKS: Fuczik; Pociecha – Biro, Smirnow – Żełdakow (2), Seed – Kotlorz, Bizacki; Jeziorski – Galant (2) – Gościński (2), Sergiuszkin – Fieofanow – Witecki, Mroczkowski (2) – Cichy – Dupuy, Wróbel – Starzyński (2) – Marzec (2). Trener Andrej SIDORENKO.

CRACOVIA: Pieriewozczikow; Mueller – Gula, Dudasz – Jeżek (2), Kinnunen – Worobjow, Kazamanow (2); Kapica – Nemec – Sołowiow (2), Ismagiłow – Bodrow – Popiticz, Miszczenko – Dugin – Żłobin, Brynkus – Shirley (4) – Bezwiński. Trener Rudolf ROHACZEK.

Kary: GKS – 12 min, Cracovia – 10 min.


Na zdjęciu: Patryk Krężołek doprowadził do dogrywki, która przyniosła wygraną GKS-owi.
Fot. Rafał Rusek/PressFocus