Jarosław Skrobacz: Dostaliśmy po głowie

Rozmowa z Jarosławem Skrobaczem, trenerem Ruchu Chorzów.


Czego nauczył was przegrany 2:4 mecz z Wisłą Puławy – pierwszy w tym sezonie?
Jarosław SKROBACZ:
– Często mówi się, że o takich meczach chce się jak najszybciej zapomnieć, ale nie zawsze tak się da. Ocena na chłodno potwierdza to, co czuliśmy na gorąco. Nie dojechaliśmy na pierwszą połowę, zostaliśmy w szatni. Nie wiem, czym to było spowodowane. Czy samouspokojeniem, czy pewnością siebie i przekonaniem, że nic złego nam się nie może stać i obojętnie, co się wydarzy, to i tak rozstrzygniemy mecz na swoją korzyść… Dostaliśmy po głowie.

To zimny prysznic i mam nadzieję, że zespół odebrał go jako nauczkę. Nie wolno tak grać, nie wolno z takim nastawieniem wychodzić na murawę. Potem jest jedno, drugie, trzecie złe zagranie – i wszystko nam ucieka. W przerwie próbowaliśmy reagować, zdobyliśmy kontaktową bramkę, ale resztę pomińmy milczeniem.

Puławianie przyjechali na Cichą jako beniaminek ze środka tabeli, mając symetryczny bilans 4 zwycięstw, remisów i porażek, a mimo to pokazali w Chorzowie kawał dobrego futbolu. To dowodzi, by jeszcze mocniej docenić osiągi Ruchu z tego sezonu?
Jarosław SKROBACZ:
– W zupełności się zgadzam. Wszyscy wiemy o tym, że nic nie należy nam się za to, że jesteśmy Ruchem Chorzów; za to, że jest 14 złotych gwiazdek przy tym herbie. Ktoś kiedyś na te sukcesy zapracował, ale my nie możemy się pod nie podpinać. Musimy patrzeć na to, co tu i teraz. Ten zespół do niedawna grał w trzeciej lidze.

Zawodnicy doskonale zdają sobie sprawę z przeskoku, bo widzą, jaki on po awansie jest. Oczywiście, punktowo mimo wszystko czujemy pewien niedosyt, bo wymienilibyśmy spokojnie kilka spotkań, w których pouciekały nam wygrane i tylko remisowaliśmy. Z drugiej strony: sporo zwycięstwo odnosiliśmy w większości jedną bramką. Trzeba było się mnóstwo nabiegać, nawalczyć.

Doceniamy każdy punkt. Jesienią chcemy ich zdobyć jak najwięcej, zakończyć tę rundę z jak najlepszym bilansem i zobaczyć, co wydarzy się zimą. Jakie będą możliwości klubu, czy będziemy w stanie wzmocnić rywalizację na 2-3 pozycjach, czy będą mogli dojść do nas zawodnicy, którzy podniosą poziom – bo tylko w takich ruchach widzę sens… Czas przyniesie nam odpowiedzi.

Jest pan ciekaw odpowiedzi, jak zespół zareaguje na pierwszą porażkę pod pańską wodzą?
Jarosław SKROBACZ:
– Nie wyobrażam sobie innego podejścia niż takie, by jechać do Pruszkowa z nastawieniem zatarcia złego wrażenia po ostatnim meczu; szczególnie po pierwszych 45 minutach. Tak musi być, jeśli chcemy się liczyć w tej lidze – a jestem przekonany, że nikt w szatni i sztabie nie myśli inaczej. Czasem po prostu spotkania się przegrywa, mówiliśmy to już nieraz. Jeszcze niejedno przegramy. Ważna jest reakcja po – i to, by wrócić na zwycięskie tory.

Jak wyglądają przygotowania do wyjazdowej konfrontacji ze Zniczem?
Jarosław SKROBACZ:
– Niczego nie zmienialiśmy. Być może – jeśli chcielibyśmy dokładnie monitorować obciążenia – to w tym tygodniu były mniejsze niż w poprzednim okresie.

To znak, że grając przez większość sezonu tą samą jedenastką potrzebujecie odrobiny oddechu?
Jarosław SKROBACZ:
– Praktycznie w każdym spotkaniu dokonujemy po pięć zmian. Nie przesadzajmy. Jesteśmy na profesjonalnym poziomie. Nikt poza treningami nie ma już innej pracy, gramy w cyklu sobota-sobota, mówimy w większości o młodych chłopakach, bardzo szybko regenerujących się. W tym nie upatrywałbym problemu, w takim kierunku bym nie szedł. Ale w każdym spotkaniu chcemy kreować, utrzymywać się przy piłce.

Patrząc na analizy firmy InStat, nasze średnie posiadanie piłki to około 60 procent, co wymaga energii, poświęcenia, sił, zdrowia, by atakować przeciwnika na jego połowie.

Czego spodziewa się pan po rywalu?
Jarosław SKROBACZ:
– Znicz od dłuższego czasu nie przegrywa, rozgrywa solidne spotkania, potrafi punktować z wymagającymi przeciwnikami, jak Olimpia Elbląg. Jesteśmy po analizie i wiemy, czego się spodziewać. Trzeba udowodnić swoją wyższość. Bardzo liczę, że nasza sportowa złość będzie dużo, dużo większa niż przed tygodniem i sięgniemy na wyjeździe po kolejne 3 punkty. Na pewno nie będzie nam łatwo.

Asekuruje się pan?
Jarosław SKROBACZ:
– Chciałbym, byśmy do każdego rywala podchodzili z ostrożnością. Szacunek do rywala musi być zawsze, ale i wiara we własne możliwości. Gdy wychodzisz na boisko ze strachem, bojaźnią – to już przegrywasz 0:1. Znicz zaliczył początkowo kilka porażek, ale teraz regularnie punktuje. Do zespołu doszli znani zawodnicy, jak Kosakiewicz czy Możdżeń. Takie nazwiska w II lidze robią wrażenie.

Statystyki wykazały, że waszym najlepszym zawodnikiem w meczu z Wisłą był Damian Kowalczyk. Rezerwowy dotąd napastnik coraz mocniej daje do myślenia, puka do wyjściowego składu, w którym dotąd niepodważalną pozycję miał Daniel Szczepan?
Jarosław SKROBACZ:
– To był jeden z pozytywnych impulsów w drugiej połowie. Damian natchnął nas do walki, większego zaangażowania, podejścia do przeciwnika. Wygrywał pojedynki, był aktywny, agresywny. Z pewnością to temat do przemyśleń. Być może ta kwestia jest już w głowie rozwiązana, ale to pokaże sobota.


Na zdjęciu: Jarosław Skrobacz z pewnością liczy, że w Pruszkowie będzie mógł przybić piątkę z kapitanem Tomaszem Foszmańczykiem na dowód dobrego wyniku Ruchu…
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus