Jesień pod znakiem młodzieży

– Konsekwentnie będę uważał, że nic nie powinno być robione na siłę, to musi być naturalny proces. Wielokrotnie pokazywaliśmy, że nie boimy się stawiać na młodzież, ale robione to było w sposób naturalny – komentował zmiany dotyczące młodzieżowców Waldemar Fornalik, jeszcze w styczniu 2019 roku. Jego Piast Gliwice praktycznie gra młodzieżowcem z przymusu. Do gliwickiego klubu przed startem sezonu musieli dołączyć piłkarze urodzeni po 1 stycznia 1998 roku spoza ekosystemu Piasta – Dominik Steczyk i Sebastian Milewski. Podczas meczów zazwyczaj gra jeden z nich. Nie tylko w Gliwicach mieli podobne problemy, bo również Śląsk Wrocław musiał się z nimi zmierzyć. W drużynie z Dolnego Śląska jedynym młodzieżowcem, który regularnie gra jest Przemysław Płacheta.

Jednak co dla jednego jest wielką szansą i możliwością pokazania się, dla innych jest przekleństwem. Jan Sobociński z ŁKS-u Łódź, który przed sezonem był nadzieją drużyny, nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań. Stoper na boisku dość często popełnia błędy, a łodzianie stracili w rundzie jesiennej najwięcej bramek w lidze. W pewien sposób stał się więźniem przepisu, bo przecież trener Kazimierz Moskal musi wystawić na boisko młodzieżowca, a tych w ŁKS-ie brakuje.

Jednak są też trenerzy, którzy nowy przepis chwalą.

– Bez tego przepisu, kto znałby takich zawodników, jak Młyński z Arki Gdynia czy Lusiusz z Cracovii. Legia też stawia na młodzieżowców, którzy jeszcze niedawno byli nieznani, a dziś mają szansę stać się bohaterami hitowych transferów za kilka milionów euro – mówił Dariusz Żuraw, trener Lecha Poznań. W jego drużynie przepis praktycznie nic nie zmienił, bo od wielu lat stawia się tam na młodych. Umiejętnie wprowadzają zawodników do piłki seniorskiej i widać, że nawet bez zmiany w regulaminie ci piłkarze znaleźliby się w „11” Lecha.

Nieźle z nowymi realiami poradzono sobie też w Legii Warszawa, Zagłębiu Lubin, czy Jagiellonii Białystok. W tych drużynach piłkarze do 21. roku życia wnoszą rzeczywistą jakość. Michał Karbownik w Warszawie, Bartosz Slisz w Lubinie i Patryk Klimala w Białymstoku. To oni stali się podstawowymi zawodnikami w swoich zespołach i robią różnicę na boisku. Trzeba jednak pamiętać o tym, że oprócz tych młodzieżowców, których widzimy na boiskach, jest wielu, którzy przesiedzieli całą rundę na ławce rezerwowych lub trybunach. W dzisiejszych czasach mało który klub jest skłonny ich wypożyczyć do niższej ligi. To niestety ciemna strona regulacji.

Na zdjęciu: Patryk Klimala (z lewej) stanowi o sile rażenia Jagiellonii Białystok.