Jestem bardziej odpowiedzialny

 

Mateusz Wdowiak, choć ma 23 lata i 136 występów w ekstraklasie, może uchodzić za wizytówkę Cracovii. W tym klubie się wychował i z wyjątkiem półrocznego wypożyczenia do Sandecji, w które spędził rundę wiosenną w 2017 roku, jest wierny „Pasom”.

– Jestem w pierwszym zespole od siedmiu lat – mówi Mateusz Wdowiak. – Nim zadebiutowałem w ekstraklasie pięć lat temu w meczu ze Śląskiem Wrocław, przez półtora roku byłem w kadrze i podglądałem takich zawodników jak: Sebastian Steblecki, Paweł Jaroszyński, Krzysztof Danielewicz i Damian Dąbrowski.

To byli zawodnicy trzy-cztery lata starsi ode mnie więc zdaję sobie sprawę, że dzisiejsi 19-20-latkowie mogą w podobny sposób patrzeć na mnie. Ja swoją szansę dostałem, choć był moment, że stanąłem na krawędzi. Półtora roku temu, dwa dni przed wyjazdem na obóz, doznałem kontuzji.

Nie pojechałem na letnie zgrupowanie i dostałem od trenera informację, że mam iść na wypożyczenie. Miałem propozycje z Zagłębia Sosnowiec i GKS-u Katowice. Zagłębie zwlekało z ostateczną decyzją, a GKS ściągnął innego zawodnika na moją pozycję.

Kiedy więc z Sosnowca przyszła odpowiedź, że już nie są mną zainteresowani wydawało się, że zostałem na lodzie. Gdy koledzy byli na obozie, ja jednak też trenowałem ciężko i to zaowocowało, choć musiałem być cierpliwy. Najpierw dałem zmianę w trzeciej kolejce, a po tym meczu z Arką na naszym boisku, wszedłem do pierwszego składu i zacząłem grać regularnie.

Wierzyłem w siebie. Jesień w 2018 roku była czasem, na który długo czekałem. Wierzyłem w siebie, znałem swoją wartość i to przyniosło efekty. Podejście mentalne do spraw nie tylko boiskowych też okazało się bardzo ważne. Czuję się pewniej i jestem bardziej odpowiedzialny.

Tester w pasku zegarka

To podejście pomaga też Mateuszowi Wdowiakowi w obecnej nietypowej sytuacji.

– Indywidualne zajęcia zaczęliśmy od dnia, w którym mieliśmy grać mecz z Jagiellonią Białystok – wyjaśnia pomocnik, który w tym sezonie rozegrał 20 spotkań w ekstraklasie i dorzucił 2 występy w Lidze Europy oraz 3 w Pucharze Polski, a swoim golem zapewnił w nim Cracovii awans do półfinału.

– Dostaliśmy rozpiskę na maila. Było więc bieganie, takie dłuższe, albo innym razem przyspieszenia. Przyjeżdżaliśmy na ulicę Wielicką, do naszego ośrodka treningowego, już przebrani. Pobieraliśmy sobie nadajnik, żeby wszystko było kontrolowane.

Wkładaliśmy tester w pasek zegarka i po zajęciach oddawaliśmy swoje nadajniki. Trener je zbierał i wieczorem analizował naszą pracę i wysyłał nam wyniki, ile przebiegliśmy, jak szybko i inne statystyki oraz przesyłał informacje co robić następnego dnia. Oprócz biegów mieliśmy też zestaw ćwiczeń stabilizacyjnych, w domu. Był takie zajęcia na specjalnych gumach. Mieliśmy więc taki mini-obóz przygotowawczy, bo robiliśmy takie rzeczy, jak w okresie przygotowawczym.

Trzeba być odpowiedzialnym

Od czasu kiedy obowiązuje hasło „Zostań w domu” więcej czasu zawodnicy spędzają na pracy w samotności.

– Trzeba się psychicznie nastawić do warunków – dodaje Mateusz Wdowiak. – Nikt nie był na to przygotowany. Trzeba się więc szybko i radykalnie przystosować do tego, co się dzieje. Trzeba być odpowiedzialnym, przestrzegać higieny i zostać w domu, żeby to wszystko szybko zostało opanowane.

To jest coś nowego, dziwnego. Nie wiadomo, jak to wszystko będzie długo trwało, kiedy wrócimy do wspólnych treningów. Nie ma więc co wybiegać myślami w przyszłość, ale trzeba skupić się na każdym kolejnym dniu. Jest zalecenie, by nie zjawiać się w jednym momencie w ośrodku treningowym, tylko aby na przykład dwie osoby na godzinę biegały wokół boiska na Wielickiej, albo w innych miejscach.

Znajduję też czas na gry i na to, żeby zająć się psem. Oglądam również seriale z dziewczyną. Są to rzeczy relaksacyjne, rozrywkowe. Warunki są, jakie są. Musimy się z tym pogodzić i czekamy na to, aż wrócimy do wspólnych treningów.

Wszystko jest robione z myślą, że jeszcze w tym sezonie wrócimy na boisko i nawet gdybyśmy mieli dwa miesiące na dokończenie ligi, to jest to do zrobienia, choć będzie ciężkie. Musimy być więc „pod prądem”. Kontaktu z piłką może brakować, ale trzeba być w formie fizycznej, bo mam nadzieję, że będziemy jeszcze grać.