Karny uratował lidera

Piłkarze z Goczałkowic pojechali do Kluczborka, aby przypieczętować mistrzostwo rundy jesiennej. Niewiele jednak brakowało, a wracaliby na tarczy.


Zwycięstwo wcale nie było oczywistą sprawą. W poprzednich pięciu spotkaniach „Goczały” odniosły bowiem tylko jedno zwycięstwo, przez co rozpędzony peleton mocno się do nich zbliżył. To jednak i tak zupełnie inny biegun niż sytuacja w Kluczborku. MKS na przestrzeni 13 kolejek wygrał zaledwie raz i z tego powodu działacze zatrudnili przed miesiącem Piotra Jacka, ale efektu „nowej miotły” na razie nie widać.

Pechowa ręka

Faworyt wydawał się więc oczywisty, ale na boisku nie wszystko szło po myśli przyjezdnych. Owszem, Goczałkowice miały pełną inicjatywę, posiadały piłkę, ale ustawieni głęboko piłkarze Kluczborka uniemożliwiali rywalom stwarzanie zagrożenia. Tak po prawdzie to w I połowie… gospodarze robili więcej szumu swoimi pojedynczymi wypadami, z czego najbliżej gola był już w 10 minucie Adrian Błaszkiewicz.

Dopiero po przerwie LKS zaatakował odważniej. Goczałkowice wyszły wyżej i zaczęły szybciej operować piłką, co doprowadziło do większej liczby strzałów z ich strony. Z dystansu uderzał Łukasz Hanzel, z rzutu wolnego próbował Mariusz Magiera, ale największe niebezpieczeństwo stworzył główkujący Damian Furczyk. To jednak i tak nic w porównaniu z szansami, jakie miał Kluczbork. Skazywani na pożarcie gospodarze wykorzystali to, że „Goczały” się otworzyły i dwukrotnie powinni byli wyjść na prowadzenie. W 69 min w doskonałej sytuacji skiksował jednak debiutujący w rozgrywkach ligowych 17-letni Dawid Begar, a w 76 min najstarszy w zespole 26-letni Marcin Przybylski nie trafił do pustej bramki po minięciu bramkarza.

Wiadomo, co lubią robić niewykorzystane okazje… Kilka minut przed końcem po dośrodkowaniu z lewej strony piłkę ręką we własnej „szesnastce” zagrał Mateusz Chmielowiec, co poskutkowało rzutem karnym, a tego na bramkę dla przyjezdnych zamienił Piotr Ćwielong. Kluczbork rzucił się co prawda do odrabiania strat, ale nic z tego nie wyszło. Stać go było co najwyżej na strzał Błaszkiewicza, który chybił o kilkanaście centymetrów tuż przed ostatnim gwizdkiem.

Jeszcze nie koniec

– To nie był łatwy mecz. Kluczbork postawił bardzo ciężkie warunki. Grał „niską” obroną, zagęszczał środek pola i trudno nam było kreować dogodne sytuacje. Cierpliwość i posiadanie piłki dały jednak efekt w końcówce w postaci rzutu karnego i na szczęście udało się to spotkanie wygrać – mówił nam szkoleniowiec zwycięskiej drużyny Damian Baron, który był świadomy, że gdyby celowniki rywali były lepiej ustawione, byłoby nieciekawie. – Rywale nastawili się na kontry z dwoma szybkimi napastnikami. Mieli sytuacje i możemy się cieszyć, że ich nie wykorzystali. Ale to nie nasz problem. My patrzymy się na siebie i cieszymy się, że dopięliśmy swego.

Trzy punkty przywiezione z Kluczborka sprawiły, że LKS został mistrzem rundy jesiennej. Lider jednak nie planuje na razie hucznego świętowania tego małego sukcesu. – W sobotę zagramy we Wrocławiu ze Ślęzą i do tego meczu musimy się przygotować na 120 procent. To nie jest koniec sezonu – trzeźwo podkreślił trener Baron.

MKS Kluczbork – LKS Goczałkowice 0:1 (0:0)

0:1 – Ćwielong, 85 min (karny)

MKS: Grzesiak – Szota, Chmielowiec, Błaszkiewicz, Leśniak, Paradowski (65. Begar) – Skibiński (55. Staszkiewicz), Nykiel, Jaszczyk (46. Zieliński) – Przybylski, Woźniak (46. Lewandowski). Trener Piotr JACEK.

LKS: Szczuka – Piszczek, Zięba, Magiera – Nowak (74. Gemborys), Ł. Hanzel, Kazimierowicz, Mońka – Ćwielong, Furczyk (89. Szendzielorz), Matuszczyk (89. Grygier). Trener Damian BARON.

Sędziował Konrad Gawroński (Łódź). Żółte kartki: Jaszczyk, Chmielowiec, Staszkiewicz – Szendzielorz.


Na zdjęciu: Piotr Ćwielong (z lewej) i Damian Furczyk musieli się nieźle nagimnastykować, by przywieźć punkty z Opolszczyzny.

Fot. Wojciech Smolorz/LKS Goczałkowice