Kibice wsparli ŁKS

Lider pokonał Skrę w Bełchatowie, ale ostatni zespół w tabeli tanio skóry nie sprzedał.


Przed meczem z ŁKS-em działacze Skry rozegrali batalię telefoniczno-mailową z władzami Bełchatowa o to, żeby kibice z Łodzi mogli wejść na mecz. Skończyło się pomyślnie dla sympatyków lidera i fani zespołu Kazimierza Moskala mogli dopingiem wesprzeć swoich piłkarzy, którzy jak na faworyta meczu przystało w starciu z ostatnim zespołem szybko zapewnili sobie dwubramkowe prowadzenie.

Już w 4. minucie Pirulo popisał się znakomitym podaniem, z prawej strony boiska przerzucając futbolówkę nad głowami obrońców Skry, a Bartosz Szeliga mając już przed sobą tylko Jakuba Bursztyna spokojnie przyjął piłkę i płaskim strzałem prawą nogą, zza linii bocznej pola bramkowego, otworzył wynik. Bliski jego podwyższenia był w 17. minucie był Pirulo, ale znakomita interwencja bramkarza Skry stanęła Hiszpanowi na przeszkodzie. Nikt i nic nie było jednak w stanie zatrzymać Michała Mokrzyckiego. 25-letni pomocnik wypożyczony z Wisły Płock popisał się w 18. minucie znakomity strzałem z rzutu wolnego. Uderzył z 24. metra i trafił idealnie pod poprzeczkę. Ani 4-osobowy mur, ani golkiper częstochowian nic w tej sytuacji nie mogli zdziałać. Takie gole nazywa się „stadiony świata”.

Nie znaczy to jednak, że w łodzianie od tego momentu panowali i rządzili na murawie. Nic z tych rzeczy. „Gospodarze” pokazali, że też potrafią grać, a najlepszym tego dowodem jest bilans strzałów 14:7 dla drużyny Jakuba Dziółki. Jednak tylko jedno z tych uderzeń przyniosło bramkowy efekt. W 61. minucie bowiem Gracjan Jaroch naciskając Kamila Dankowskiego zmusił obrońcę łodzian do błędu. Skorzystał z niego Kamil Lukoszek i wpadł z piłką w pole karne. Miał na tyle dużo miejsca i czasu, że przymierzył z 10. metra… w środek bramki, ale Aleksander Bobek zaskoczony tym, że futbolówka przeleciała między nogami Macieja Dąbrowskiego przepuścił ją pod brzuchem.

Bramkowe okazje mieli także: Piotr Pyrdoł, w 11. minucie, Filip Kozłowski w 79. minucie, Piotr Nocoń w 83. minucie i Mateusz Winicersz w 86. minucie, ale zabrakło im celności i punkty pojechały do Łodzi.


Skra Częstochowa – ŁKS Łódź 1:2 (0:2)

0:1 – Szeliga, 4 min, 0:2 – Mokrzycki, 18 min (wolny), 1:2 – Lukoszek, 61 min.

SKRA: Bursztyn – Flak (74. Gojko), Szymański, Mesjasz, Czajka, Lukoszek (74. Winciersz) – Pyrdoł (59. Baranowicz), Olejnik (59. Jaroch), Babiarz, Nocoń – Kozłowski. Trener Jakub DZIÓŁKA.

ŁKS: Bobek – Dankowski, Dąbrowski, Marciniak, Koprowski – Pirulo (82. Ochronczuk), Mokrzycki, Kowalczyk, Trąbka (82. Janczukowicz), Szeliga – Jurić (74. Balongo). Trener Kazimierz MOSKAL.

Sędziował Łukasz Karski (Słupsk). Widzów 1500. Żółte kartki: Olejnik, Nocoń, Szymański – Marciniak, Koprowski, Bobek.


Głos trenerów:

Kazimierz Moskal: – Przede wszystkim jestem zadowolony z trzech punktów. Cel był jeden i to osiągnęliśmy. Na pewno druga połowa do zapomnienia, ale spodziewaliśmy się trudnego meczu. Moim zdaniem takimi meczami nie robi się awansu, ale takimi meczami sprawę awansu można sobie zagmatwać. Obraz gry wyglądał tak a nie inaczej, ale nie uważam, że powinniśmy się wstydzić. Tak grająca Skra, moim zdaniem, ma szansę na utrzymanie i napsuje krwi jeszcze niejednemu rywalowi.

Jakub Dziółka: – Zagraliśmy z najlepszą drużyną w tej lidze. Po stracie goli wróciliśmy do gry i piłkarze bardzo dzielnie sobie radzili. Do końca graliśmy o zwycięstwo i choć znowu się nie udało to na pewno się nie poddamy.


Fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus